Dobry wieczór!
Dziś przede wszystkim chciałabym podziękować Wam za tak ogromną ilość komentarzy! Oczywiście, połowa jest moja, ale 35 to i tak ogromna ilość! Bardzo się cieszę, że podoba Wam się moje przeważnie wegetariańskie menu (przyznaję, ryba do dań wegetariańskich nie należy) i muzyka, którą podstępnie staram się przemycić we wpisach ;) Nie wiecie nawet, ile to dla mnie znaczy - DZIĘKUJĘ! :*
Dzień upłynął pod znakiem odwiedzin u Dziadka, sprzątania, gotowania i odwiedzin Najlepszej Przyjaciółki :) Ćwiczyć dziś nie ćwiczyłam, jeden dzień przerwy nie zaszkodzi, zresztą latałam jak z piórkiem, a i przy sprzątaniu trochę się namachałam. Jutro ciąg dalszy, muszę wszystko pozałatwiać przed wyjazdem... Z jednej strony szkoda mi jechać, z drugiej cieszę się, że wracam do starej rutyny. Nie lubię zmian i nawet, jeśli są one minimalne, to już mnie wkurza. Szczególnie, że w zeszłym roku dwa razy się przeprowadzałam... :/ Ale mniejsza z tym. Muszę zobaczyć, co wezmę ze sobą, bo większość ubrań tak na mnie wisi, że nie ma sensu targać tych ciuchów z powrotem do Niemiec. Wezmę tylko to, co naprawdę lubię nosić i z czym ciężko mi się będzie rozstać. Ponadto chciałabym kupić olej ryżowy (którego nigdy w DE nie znalazłam), polskie przyprawy, które kocham, książki kucharskie... Nie wiem, jak ja się zabiorę.
A teraz z innej beczki: Przyjaciółka przyniosła dziś zdjęcia ze swojego ślubu... z sierpnia zeszłego roku. Ważyłam wtedy o 12,5kg więcej niż teraz, czyli 98,5... Przeraziłam się. Dziewczyny, nigdy więcej takiego cielska! Ohyda po prostu, jeszcze byłam ubrana częściowo na biało, tak że ta biel jeszcze podkreślała ten tłuszcz. Nawet mój Brat, który normalnie jest bardzo powściągliwy, jak zobaczył te zdjęcia, to krzyknął "Jaki pulpet!" :) Wstawię kilka z tych zdjęć, ale nie dzisiaj. Wstawię, jak będę ważyła 78,5kg. Myślałam, że nie mam żadnych fotek z tamtego okresu, ale niestety mam. Nigdy więcej nie przytyję, przysięgam.
Lecimy z fotomenu:
Na śniadanie pierwsza w tym roku sezonowa owsianka Z TRUSKAWKAMI :D Znaczy truskawkowo-wiśniowa, mniam! Kocham truskawki :)
II śniadanie wzięłam ze sobą do Dziadka. Dziś dla odmiany cała tortilla, raz można :) W środku sojowa wędlina z algami morskimi, ser i papryka. Chciałam dodać sałatę, ale się spieszyłam i zapomniałam ;)
Obiad to niestety znowu ryba, bo naprawdę mi się nie chciało długo zastanawiać. Zresztą Braciszek stwierdził, że jak najbardziej mu pomysł pasuje, więc zrobiłam spaghetti z tuńczykiem (u mnie pół na pół z makaronem ryżowym) z książki "Odchudzająca książka kucharska". Wyszło pyszne :) Do tego surówka z pomidorów i fety z sosem czosnkowym.
Kolacja dzisiaj inna, bo nie chciałam pierdzieć blenderem jak przyjaciółka przyszła i zjadłam serek wiejski z jogurtem i siemieniem lnianym.
Jest już cholernie późno, więc lecę spać. Na koniec chciałabym Wam jednak pokazać moją ulubioną serbską kapelę, "Bajaga i Instruktori" i jedną z ich najlepszych piosenek "Verujem, ne verujem" (podobno jest też polska wersja, ale nie skusiłam się, żeby przesłuchać) :)
Trzymajcie się cieplutko, będę się jutro udzielać w Waszych pamiętnikach, dziś nie dam już rady... :) Buziaki!