Pamiętnik odchudzania użytkownika:
bashita

kobieta, 38 lat,

165 cm, 64.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

31 grudnia 2018 , Komentarze (1)

Początek diety kiepski...od grypy :( przynajmniej się nie obiadam. Dwa tosty z dżemem i talerz zupy pomidorowej przez cały dzień...lunchboxy do pracy odpoczywają w lodówce. Do pracy raczej w tym tygodniu nie wrócę. A tak się napracowałam w sobotę żeby wszystko kupić i zaplanować. No nic, spróbuję jak wyzdrowieje... 




28 grudnia 2018 , Komentarze (4)

Dieta póki co leży ale nie przejmuję się jeszcze tym tak bardzo. Nie mam w lodówce nic z czego możnaby przyrządzić coś zdrowego dlatego póki co wyjadam resztki (pierogi, krokiety i inne wigilijne smakołyki), staram się jednak nie przesadzać z ilością – mniejsze porcje. Zaczynam od małych zmian. Od wczoraj piję przynajmniej 2 litry wody dziennie i pomału zaczynam zbierać pomysły na zdrowe potrawy. Przejrzałam moje stare wpisy w pamiętniku (przede wszystkim zdjęcia potraw) i wszystko zaczyna mi się przypominać. W weekend zaplanuję sobie posiłki na cały tydzień tak żeby w tygodniu już o tym nie myśleć. 


Dużym wyzwaniem będzie na pewno znalezienie czasu na aktywność fizyczną. Kończę pracę o 16:30, w domu jestem przed 17:00. Michał zabiera klucze do auta i jedzie do pracy parę minut po 17 więc w tygodniu widujemy sie tylko kilka minut dziennie – nie jest więc w stanie zająć sie Jasiem bym mogła poćwiczyć. Planuję więc spróbować robić trening przy małym, pewnie będzie ciężko ale może po jakimś czasie się przyzwyczai do mamy robiącej wygibasy przed telewizorem. Jak zrobi się jaśniej wieczorami to może nawet będe go jeszcze przed spaniem zabierać na jakiś krótki spacer. Trzymajcie kciuki, żeby mi się to udało :)


Poniżej wrzucam kilka zdjęć potraw, którę chcę wrzucić w swój plan. Muszę zrobić listę zakupów a te zdjęcia mi w tym pomogą bo bedę miała wszystko w jednym miejscu:


1. Roladki inspirowane przepisem ze strony www.kwestiasmaku.com

2. Penne z kurczakiem inspirowane profilem Dietetyczne obiady - przepisy (facebook)

3. Indyk z ryżem i warzywami - inspirowany przepisem ze strony Tasty na facebooku (to nie filmik - tylko nie miałam jak zrobić zrzutu ekranu bez tego znaczka "play") :D

3. Kurczak z fasolką i warzywami - ze strony Tasty na facebooku

4. Poniżej inspiracje z moich starych wpisów:

Wtedy, kilka lat temu, odżywiając się w ten sposób schudłam z 81kg do 65kg. Niektóre te dania nie wyglądają na dietetyczne ale są lekkie, sycące i smaczne. Nienawidzę gotowanego brokuła (chyba że zmielonego na puree) ale uwielbiam inne warzywa dlatego muszę kombinowac :)


Ok, zabieram się za robienie listy zakupów. 

Do zobaczenia po weekendzie :) W poniedziałek jestem w pracy więc spróbuję wstawic jakieś zdjęcia na przerwie


Buziaki


Basia

27 grudnia 2018 , Komentarze (8)

Mój syn urodził się 4-go Października 2017. Poród nie był ciężki, trwał 13 godzin. Większość czasu spędziłam w szpitalnej wannie bo miałam w planach poród w wodzie ale pod koniec synek zaczął się już troche dusić i musieli mnie przenieść na łóżko i przyspieszyć całą akcję. Poród siłami natury. Wszelki ból i cierpienie odeszło w niepamięć w momencie kiedy położyli mi tę uciapaną kluseczkę na piersi. Czułam szok, niedowierzanie...czy on na prawdę jest mój? Czy na prawdę jestem mamą? Ale co to znaczy? Jak właściwie mam się teraz czuć? To tak jakbym to ja urodziła się na nowo, nagle, z minuty na minutę nie jestem już zwykłą dziewczyną, zyskałam nową tożsamość, nowy plan dnia i nowe imię – „MAMA”. 


Minął ponad rok i pomału moje życie sprzed porodu odchodzi w niepamięć, tamtej dziewczyny już nie ma. Nie tęsknię za nią, nie jest mi żal starego życia, nienawidziłam go, było puste i bez sensu. Jestem teraz nową osobą i bardzo to lubię. 


Czasami bywa ciężko, to zasługa głównie ludzi, którzy mnie otaczają, często sprawiają, że odechciewa mi się wszystkiego. Jednak jedno spojrzenie, jeden uśmiech mojego Jasia dodaje mi sił. Nie wiedziałam co to jest miłość póki się nie urodził. Nigdy nikogo nie kochałam tak jak jego i to dla niego chcę być najlepszą wersją siebie. Dlatego też wracam na Vitalię, by walczyć o najlepszą mamę dla Jasia. Nie chodzi mi o mój wygląd, to jest w tej chwili tak mało istotne. Chcę być zdrowa i silna dla niego, by móc dać mu najpiękniejsze dzieciństwo i dobry start w dorosłość. 


Mój plan to zdrowe odżywianie przede wszystkim i większa aktywność fizyczna. Jeśli nie znajdę czasu na zwykłe ćwiczenia to chociaż poskaczę przy muzyce z Jasiem. On uwielbia muzykę. Często zdarza mi się włączyć kanał muzuczny i tańczyć z nim. Raz przez przypadek włączyłam kanał z muzyką klasyczną i akurat puszczali Bolero Ravela – stał jak wryty, zahipnotyzowało go to totalnie – ma to po mnie, uwielbiam ten utwór :) nie da się jednak przy tym poskakać 


Gdy byłam na macierzyńskim moja ciocia zabrała mnie na zajęcia dla pań po pięćdziesiątce. Musze przyznać, że to były najfajniejsze zajęcia z fitnessu na jakich kiedykolwiek byłam. Ćwiczenia były na tyle wymagające by móc się spocić a przy tym nie obciążały kręgosłupa, z którym od dawna mam problem. Dodatkowo Panie nie przestawały plotkować, śmiać się, dowcipkować. To było jak fajne spotkanie przy kawie z extra laskami a dodatkowo można było spalić trochę kalorii. Niestety one sa w Polsce a ja w Anglii i nie mam możliwości już z nimi ćwiczyć ale może któraś z was poleci jakiś fajny zestaw ćwiczeń? Panie na zajęciach ćwiczyły głównie z hantlami i piłkami. Muszę uważać na mój kręgosłup ze wzgledu na wypadające dyski a akurat te ćwiczenia były bezpieczne pod tym względem. Nie mam w domu internetu (problemy techniczne) więc musze oszczędzać transfer – filmiki więc odpadają ale może jakieś zestawy obrazkowe? Z góry dziękuje J

Nie wiem kiedy znowu będę w stanie napisać dlatego już teraz życzę wam wszystkim Szczęśliwego Nowego Roku – oby wszystkie plany i marzenia się wam spełniły! J

Basia

16 sierpnia 2017 , Komentarze (5)

Zostały mi 2 miesiące ciąży. Miesiąc do urlopu. Siedzę w pracy przed komputerem i wszystko wydaje się takie trudne, wszystko co do tej pory robiłam codziennie w pracy teraz mnie przerasta a nie umiem poprosić o pomoc. Ten ciężki okres zaczął się jakoś miesiąc temu. Tłumiłam to w sobie ale w końcu wybuchło. 28 lipca obudziłam się rano i nie mogłam przestać płakać. Ubrałam się, zjadłam śniadanie i poszłam do pracy. Z całych sił próbowałam się uspokoić ale cała drżałam. Koleżanka zauważyła, że coś jest nie tak i wtedy wybuchłam. Zaczęłam płakać i drzeć się jak histeryczka. Nie mogłam nad tym zapanować. Słyszałam swój krzyk ale czułam się tak jakby to kto inny krzyczał. Szefowa zawiozła mnie do domu. Dostałam 2 tygodnie zwolnienia lekarskiego. 2 pierwsze dni przepłakałam w łóżku. 


W ten poniedziałek wróciłam do pracy i czuję, że znowu wracam do tego stanu sprzed dwóch tygodni. Wczoraj bratowa pisała mi że ciąża to taki piękny i błogi czas. Ona nie musiała się o nic martwić. Miała rodzinę obok siebie. Ja tutaj jestem sama, nawet Michał nie był w stanie zwolnić się z pracy wtedy kiedy go potrzebowałam. Bratowa nigdy nie musiała martwić się o pracę bo pracuje u swoich rodziców. Nie musiała martwić się o opiekę nad dziećmi bo ma rodziców z jednej i z drugiej strony i siostry, które zawsze chętnie pomogą. I ona mi mówi jaki to błogi i piękny okres. Nic nie odpowiedziałam, bo wiedziałam, że ona i tak tego nie zrozumie. Nie mogę powstrzymać czarnych myśli, nie panuję nad tym. Jutro będę widzieć się z położną i najprawdopodobniej poproszę o dalsze zwolnienie. Boję się depresji poporodowej. Nie chcę by moje dziecko widziało mnie w takim stanie. Tak długo na niego czekałam, tak długo marzyłam...


To chyba nadmiar stresu. Brakuje nam ludzi w pracy i do mojego odejścia nikogo nie zatrudnią. Boję się porodu. Nie samego bólu ale tego, że będę sama, że gdy będę potrzebować pomocy nie będzie żadnej pielęgniarki, że zostawią mnie samą sobie i nie podadzą znieczulenia na czas. Boję się tego czasu po porodzie. Moi rodzice mają być wtedy u nas a moja mama nie lubi Michała. Boję się, że będę między młotem a kowadłem bo mama będzie narzekać na Michała a Michał na mamę. Boję się, że mama znowu mi zwymyśla jak kiedyś. Bywało, że dzwoniła do mnie tylko po to by mi powiedzieć jaka jestem beznadziejna.


To za dużo na mnie jedną. Wierzę, że ciąża może być pięknym czasem...ale dla mnie nie jest...

12 lipca 2017 , Komentarze (27)

Ciąża trwa. To już 27 tydzień. Spodziewamy się chłopca. 


Bardzo chciałam dziewczynkę bo miałam dla niej takie piękne imię (Danusia) a dla chłopca kompletnie nie miałam pomysłu. Teraz jednak cieszę się bardzo.


Na początku chciałam chłopca nazwać Henryk (po moim tacie) ale wszyscy w rodzinie zaczęli protestować (włącznie z moim tatą, który sam nie lubi swojego imienia). Michał zadeklarował, że sam wybierze imię ale póki co nie ma żadnego pomysłu. Zaproponował 2 imiona, które mi się podobają ale tutaj w Anglii nasz syn miałby z nimi sporo kłopotu (Grzegorz lub Krzysztof). Nie tylko Anglikom trudno je będzie wymówić lub przeliterować ale kolega z pracy uświadomił mi ostatnio, że dla Anglików brzmią one bardzo podobnie do "Shaggers" i "Shit-stuff". W rezultacie mój syn mógłby mieć ciężkie życie w szkole :) Mnie bardzo podoba się Jan ale Anglicy mają już takie imię i jest to imię żeńskie więc wymyśliłam, że zapiszemy je po angielsku "Yanek". Tym sposobem, będą je wymawiać poprawnie a ja będę miała swojego Jasia. Michał jeszcze protestuje ale myślę, że pomału się przekona. 

Czuję się ostatnio jak kupa. Wszystkie ciężarne jakie widziałam wyglądały kwitnąco i oprócz brzucha nic im nie rosło a ja cała spuchłam jak balon. Mam spuchnięte nogi, kostki, ramiona, policzki...jak jakaś maciora. Do tej pory wypierałam to i mówiłam sobie, że to nie ważne, że minie. Pozbyłam się z domu wagi i lustra, żeby na siebie nie patrzeć i skupić się na pozytywach ale w pracy nie mogę nie patrzeć w lustro, które jest zaraz na przeciwko wejścia do łazienki. Dzisiaj coś we mnie pękło i się rozpłakałam w tym cholernym kiblu. Koleżanka z pracy jest w ciąży z bliźniakami i jest mniejsza ode mnie (a są one 2 tygodnie starsze od mojego). Jej dzieciaki mają po 900g a mój sam waży już ponad kilo a gdzie tam do października...


Nienawidzę narzekać, nikomu nie mówię jak się czuję bo to nic nie da, nie chcę by mnie pocieszali. Potrzebowałam jedynie się wygadać...


Szczerze to mdli mnie jak patrzę na wszechobecne zdjęcia typu "Lewandowska w ciąży", które pokazują jak to kobieta pięknie wygląda w ciąży, jak to wszystko jest takie cudowne, kolorowe i bez jednej rysy. Tak na prawdę ciąża jest obrzydliwa. Puchną mi nogi, od ciągłego sikania i podcierania po nim mam zdarte podwozie, stopy mi dziwnie śmierdzą chociaż bym je myła 5 razy dziennie a jedyny piękny moment to wtedy gdy mój synek szturcha mnie od środka. 


Nie będę płakać nad swoim ciałem bo pięknego nigdy nie miałam a wierzę, że po ciąży wszystko wróci do normy (chociaż w jakimś stopniu. Nie jestem zafiksowana na punkcie swojego wyglądu) tylko jak przetrwać ten ciężki okres?


Już...wygadałam się...dziś wieczorem jestem umówiona u fryzjera, może chociaż trochę doprowadzę się do porządku bo jeszcze chwila i na mój widok ludzie zaczną uciekać...albo zaczną mnie ścigać z widłami :)

16 marca 2017 , Komentarze (17)

Długo mnie tutaj nie było ale nie bez powodu. Najpierw zmagałam się z napadami na słodycze i chciałam sobie wszystko w głowie poukładać, żeby wrócić do zdrowego żywienia. 


Różnie to szło. Dużo na głowie miałam. Za dwa tygodnie się przeprowadzamy do nowego domu (jest w trakcie wykańczania). 


Oprócz tego w lutym dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Staraliśmy się od stycznia no i wyszło za pierwszym razem. A już się zaczynałam martwić bo robiłam testy owulacyjne dwa tygodnie po okresie i wychodziły mi negatywne a owulację pewnie miałam wcześniej. 


Cieszymy się bardzo bo już od kilku lat się przymierzaliśmy do dziecka i zawsze coś stawało na przeszkodzie. Może nie jest to idealny czas bo czeka nas przeprowadzka do pustego domu i musimy wszystko kupić (szafy, stół, krzesła, naczynia, sofa, łóżko, pralka, lodówka, zmywarka...) ale stwierdziłam, że nie ma co czekać bo mam już 30 lat i nigdy nie będzie idealnego momentu. Wyposażyć dom mogę wolniej i będę miała z tego dłużej frajdę. 


W poniedziałek miałam pierwsze spotkanie z położną, oszacowała, że to 10 tydzień. Czekam teraz na skierowanie na USG. Jedno już miałam prywatnie w 6 tygodniu. Widać było malutką migającą kropeczkę (położna wyjaśniła, że to serducho bije). Mdłości miałam krótko, teraz przyszedł czas na zgagę :) Co do innych dolegliwości to ciągle czuję się zmęczona i bolą mnie plecy. 


Trochę się martwię o te moje plecy bo miałam rezonans magnetyczny w styczniu i wyszło, że mi dyski się wysuwają. W zeszłym roku tak mnie postrzykło, że przez prawie 3 tygodnie leżałam w łóżku i pierwszy raz w życiu krzyczałam z bólu. Koleżanka powiedziała mi, że ból przy wysuniętym dysku jest porównywalny do bólu porodowego - śmiałam się, że mam próbkę tego co mnie czeka w październiku :)


Dzisiaj śniło mi się, że urodziłam dziewczynkę ale wydaje mi się, że będzie chłopiec bo mam smaki na ostre i słone potrawy (podobno przy dziewczynce ciągnie do słodkiego a mnie od słodyczy zupełnie odrzuciło). Nie wiem tylko na ile się to sprawdza - może, któraś z mam to czytających może się wypowiedzieć :)


Czekam więc z niecierpliwością na kolejne USG i już nie mogę się doczekać kiedy zacznę kupować całą wyprawkę dla maleństwa. Nie ma wątpliwości, że 2017 to najszczęśliwszy rok w moim życiu :)

19 września 2016 , Komentarze (14)

Wczoraj nie byłam na siłowni. Trochę się źle czułam przy okresie a poza tym miałam dużo roboty. Zrobiłam 3 prania, wysprzątałam łazienkę, zmieniłam pościel, poodkurzałam. To była pracowita niedziela. Michał wieczorem pojechał do Harlow. Wraca w piątek. Niestety zabrał samochód więc od dzisiaj poruszam się autobusami. Spakowałam sobie torbę na siłownię i zabrałam ją do pracy. Prosto z pracy pojadę na siłownię. Niestety po dojechaniu do biura zdałam sobie sprawę, że zapomniałam skarpetek i będę musiała ćwiczyć prawie na gołą nogę. Prawie, bo mam ochraniacze na kostki które są jak skarpetki ale bez palców więc tylko palce będę miała gołe...dam radę :)

Poniżej tak jak obiecałam przedstawiam mój standardowy trening. Dopiero zaczynam więc i wyniki nie są powalające ale z każdym treningiem jest coraz lepiej. Wczoraj trochę bolało mnie prawe udo, chyba je trochę przesiliłam ale dzisiaj już jest dobrze więc mam nadzieję, że na siłowni nie będzie źle...





A wy zaliczyłyście już dziś trening?

P.S. Co do mojego zestawu ćwiczeń to jestem otwarta na wszelką krytykę/rady ;) Ciągle jeszcze się uczę

Pozdrawiam,

Basia

16 września 2016 , Komentarze (12)

Michał uradowany wczoraj oznajmił mi w południe, że wieczorem jedzie do Harlow i że spędzi tam noc. 

Wysyłają go z pracy na takie małe szkolenie. Dziś jest tam cały dzień ale ma wrócić wieczorem. Cały przyszły tydzień ma spędzić w Harlow. Zakład pracy opłacił mu zakwaterowanie i wyżywienie. Ucieszył się bo to jakaś przygoda w końcu. Taki wczoraj podniecony zapakował się do służbowego vana i wyjechał z domu około 20:00 (to jakieś 2 godziny drogi on nas). Jakoś po 22:00 dostałam sms-a, że zapomniał plecaka z wszystkimi dokumentami jakie mu były potrzebne...odczytałam jednym okiem i dalej poszłam spać...o godzinie 00:30 ktoś wchodzi do domu...Michał wrócił z Harlow po ten plecak...położył się spać bo nie było sensu wracać o tej porze. Ustawił budzik na 3 rano. O 3:00 wstał, spakował się i pojechał z powrotem do Harlow...no nic...przynajmniej nie mogę narzekać na nudę w naszym związku...za to na brak snu i owszem...




O 4:40 zadzwonił mój budzik na siłownię. Po nieprzespanej nocy miałam wątpliwości czy powinnam iść na trening ale postanowiłam, że mimo wszystko nie odpuszczę. O 5:50 byłam już na siłowni i zaczynałam ćwiczyć. Szło mi bardzo źle, byłam bardzo śpiąca ale zaliczyłam ten trening i mimo wszystko jestem z siebie dumna. Teraz niech mi ktoś da siłę by przetrwać resztę dnia...





W następnym wpisie postaram się przedstawić po kolei jakie ćwiczenia wykonuję i jakie postępy już zrobiłam na siłowni. Najprawdopodobniej zrobię to w poniedziałek bo dziś już nie mam siły :)


Buziaki


Basia

13 września 2016 , Komentarze (8)

No i zaszalałam...Włosy ścięte i zafarbowane...połowa głowy zgolona a kolor - szary + brąz w miejscu wygolenia

     

Podoba mi się :) W starej fryzurze wyglądałam troche jak jakaś ciotka-klotka a teraz jestem taka trochę ciotka-wariatka :)

Pod względem diety i treningów idzie świetnie. W niedzielę dałam sobie niezły wycisk - szczególnie na nogi - do tego stopnia, że dziwnie mi się prowadziło samochód później bo nogi miałam jakieś takie gumowe. Jutro rano kolejny trening. Już czuję jak endorfiny uderzają mi do głowy i ciągle chcę więcej! Ja! Zatwardziały kanapowiec i słodyczożerca symulujący co się tylko da na każdym WF-ie...JA UZALEŻNIAM SIĘ OD TRENINGU! Wariactwo :)


Wczorajsza kolacja: barszcz (sama robiłam, nie jakiś torebkowy) z jajem i sałatka


Tak mi posmakowało, że do pracy zrobiłam podobną sałatkę:


A poniżej plan na dzisiaj (pierwsze śniadanie tak na prawdę jest drugim i na odwrót - ot taka mała pomyłka):

Do sałatki planuję na jutro zrobić sos czosnkowy z jogurtu, póki co poratowałam się tym sklepowym :)

Trzymajcie się i miłego dnia wam życzę :)

Pozdrawiam


Basia

9 września 2016 , Komentarze (18)

W pracy robili nam wczoraj zdjęcia profilowe do przepustek. Muszę przyznać, że oprócz paszportowego to chyba najbrzydsze moje zdjęcie...prawie się popłakałam jak je zobaczyłam. Najgorsze, że każdy będzie je widział kiedy dostanie ode mnie maila. Będzie również widoczne na mojej wejściówce. A niech to pieron strzeli...


Wszystko przez to, że robiła je babka, która ma 1,50 w kapeluszu i dlatego wyszło tak trochę "od dołu". Poza tym mieliśmy tylko szansę na jedno ujęcie bo ona nie za bardzo umiała obsłużyć aparat...


Rano zaliczyłam siłownię. Ciężko było wstać o 5 rano ale po tygodniowej przerwie (spowodowanej lenistwem) postanowiłam, że się nie poddam i nie odpuszczę tym razem. Przed samym wyjściem z domu okazało się jednak, że Michał zwędził mi ostatnie drobne z portfela, które miałam przeznaczone na parking. Po zbesztaniu go ostro przez telefon (był już w pracy) przeszukałam jego wszystkie gacie w poszukiwaniu drobnych. On oczywiście nie poznał jeszcze takiego wynalazku jak portfel dlatego pieniądze trzyma po kieszeniach. W końcu udało się i mogłam spokojnie pojechać na siłownię...



Dziś wieczorem przychodzi do mnie fryzjerka. Muszę przyciąć trochę grzywę i zrobić odrosty. Myślałam nad nowym kolorem...coś w tym stylu...


Koleżanka ostatnio powiedziała mi, że by mi pasował...ale sama nie wiem...do tej pory ten kolor włosów kojarzyłam z dziewczynami w białych kozaczkach. Z drugiej strony widziałam go u koleżanki z pracy i całkiem fajnie wyglądał...no i tak się zastanawiam...

Do niedawna nie wyobrażałam sobie jakiegokolwiek blondu na mojej głowie, zawsze miałam ciemne kolory aż moja obecna fryzjerka poleciła mi mały eksperyment z ombre...polubiłam blond...


Dawniej:

 

+EDIT: 


W międzyczasie

 

Dziś:



Wiem, pięknością nie jestem ale mam mocne postanowienie by zadbać os swój wygląd. Musze umówić się też do lekarza bo zauważyłam, że bardzo wypadają mi włosy. Kiedyś myślałam, że wypadają bo są osłabione przez to, że są długie a ja całe życie miałam krótkie. Później je ścięłam i nadal wypadają...zaczynam się trochę martwić...zawsze miałam bardzo gęste włosy a teraz mam ich coraz mniej...


Będę kończyć, muszę wracać do pracy. Ściskam was wszystkie bardzo mocno :*

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.