Pamiętnik odchudzania użytkownika:
idealnecialo

kobieta, 33 lat, Xxx

160 cm, 55.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

6 marca 2016 , Komentarze (7)

Zapomniałam, jak bardzo uwielbiam to uczucie po treningu i zakwasy na drugi dzień.

Zarzuciłam ćwiczenia, nie zaglądałam w pamiętnik.Zaczęłam staż, mam dużo stresu i brakowało mi ćwiczeń.

Dodatkowo biorę ślub za 4 miesiące, więc chciałabym wyglądać jak najlepiej :)

Wracam na Vitalię!

1 października 2015 , Komentarze (2)

Mimo pozytywnych wibracji, które biją z moich postów, postanowiłam się podzielić swoimi smutkami i problemami.

Ostatnio moje ciało nie jest dla mnie łaskawe, ba, nawet się buntuje!

Mimo miesięcy ćwiczeń, bez problemów, ostatnio pojawiły się u mnie dość poważne nadwyrężenia. Na pierwszy ogień poszedł nadgarstek, którego nie mogłam ruszać przez kilka dobrych dni. Odpuściłam więc treningi związane stricte z górą i klatką piersiową, moje ukochane push-ups poszły w odstawkę. Ok, stwierdziłam "Dobra, porobię nogi". Kilkanaście dni potem zaczęłam trening góry - ręka przestała boleć,ale zaczął...łokieć w tej samej ręce. I od początku, wszystko się zamknęło...

Dałam sobie spokój, zaczęłam pewnego dnia z grubej rury, ale tak, że poszło mi nadwyrężenie z boku kręgosłupa... A że kręgosłup ma się tylko jeden...

Tak więc wróciłam znów do nóg. I cóż, znów przetrenowałam, boli mnie przy stawaniu oraz przy stawaniu na palcach (kiedy coś ściągam z górnej półki). Do tej odezwał się znów nadgarstek... (kreci)

I to teraz, kiedy po miesiącach zastoju - zszedł mi 1 cm z bioder (które opornie schodzą!). I jestem dość nerwowa i zła z tego powodu. Pozostaje mi basen (lecz nie zawsze mam ochotę pływać), i lekkie wymachiwanie nogami. 

Trudno. Trzeba zejść z kalorycznością jedzenia, do poziomu "bez ćwiczeń" i potem znów zacząć powoli wprowadzać trening. 

Zdrowie jest ważne... więc przestanę szaleć. Może dziś pokręcę hula-hopem. Do tej nie trzeba ani machania rękami, ani nadzwyczajnego udziału nóg...

To takie moje małe bolączki... ah, od razu lepiej - jak się człowiek wygada! :)

29 września 2015 , Komentarze (4)

Malutkie kroczki idealnie odzwierciedlają spokój, który jest potrzebny przy procesie odchudzania. Kobiety - zaczynające dietę - nieustannie biegają po kilka razy do łazienki - z nadzieją, że schudły chociaż 0,0001 grama w ciągu 2h. Kobiety chciałyby szybkich efektów, przez co wertują i przeszukują internet w poszukiwaniu diet-cud "Schudnij 5kg w 2 dni", "Idealny efekt bez głodzenia już w tydzień!" czy też "Te tabletki pomogą Ci schudnąć".

Szybko, prędko, nie ma czasu! Bo wesele! Bo ślub! Bo chrzciny! Bo komunia dziecka koleżanki! Bo wakacje, bo święta, sylwester...! Świąteczne cele mnożą się niesamowicie szybko i niesamowicie szybko znika cały zapał.

Po 6 dniach "dobrego" jedzenia kobieta siada w niedzielę, przed telewizorem i wcina - paczkę chipsów do filmu, popijając colą. Potem dzwonią koleżanki - bo weekend - to może pizza i piwo. Czemu nie? Przecież przez 6 dni byłam grzeczna!

I wpada te kilkaset kalorii, a człowiek mówi "Ah, jutro znów zacznę". Nie zacznie. Rozochocony żołądek ma ochotę na smaki. Bułeczka maślana wspaniale pachnie, a idąc do pracy - mija się cukiernie - i ta babeczka tak pięknie na nas patrzy...

Hmmm...
Zastanówmy się.

Doszłam do takiego momentu, gdzie WIEM, co z trawie piszczy :) Zajęło mi to spory kawałek czasu, spory okres, ale NIE ŻAŁUJĘ. Bo przeszłam to sama, a ja jestem osobą, która uczy się na własnych błędach

Metoda małych kroczków to coś, co następuje powoli. I nie mam tutaj na myśli powolnej diety, powolnej zmiany nawyków. Mam tutaj na myśli ZAUWAŻENIE INNYCH ZMIAN.

Zaczęłaś kremować ciało. Co zauważysz? Po miesiącu Twoja skóra odzyska blask. Zmieniłaś dietę - warzywa, owoce. Nie spadł ani jeden kg, a jednak Twoje znajome mówią, że wyglądasz promiennie? Owszem, bo dieta działa ŚWIETNIE na cerę. Nie musisz zrzucać od razu 10 kg, żeby znajomy zauważył. Zapisałaś się na basen i widzisz, że nogi stają się jędrniejsze? Owszem, pływanie świetnie rzeźbi sylwetkę... Mogłabym wymieniać w nieskończoność.

A więc zauważajmy MAŁE, z boku niepozorne zmiany, które jednak następują. 

Nie wszystko złoto, co się świeci i nie wszystko chudnie - to się odbija na wadze.

20 września 2015 , Komentarze (5)

Sport od zawsze kojarzył mi się z potem i dużym wysiłkiem, zmęczeniem oraz uśmiechem na ustach po ostrym treningu. Ćwiczyłam dość mocno, intensywnie - skakanka, bieganie, trening siłowy. Spocona i szczęśliwa po treningu leżałam plackiem, czekając na upragnione efekty. Denerwował mnie stretching, denerwował mnie cool down - wszystko było za wolne, spieszyłam się, mimo, że te dwie czynności powinny być wykonane powoli i poprawnie.

Ktoś kiedyś rzucił tekstem o jodze... O mamo. Wytrzymałam 3 minuty i znudzona włączyłam filmik z hantlami lub cardio.

Po pewnym czasie czegoś mi brakowało. Zaczęłam próbować jogę z Jillian (to moja ulubiona trenerka). Joga u niej była szybka, dynamiczna. Zakochałam się. Potem doszły filmiki - coraz wolniejsze, spokojniejsze. 

Odzyskałam równowagę. Oddychanie z jodze daje mi poczucie spokoju, bezpieczeństwa. Po tych ćwiczeniach jestem odprężona, zrelaksowana i nie jestem zlana potem :)

Kto by pomyślał, że kiedyś dojdę do lekkich, spokojnych ćwiczeń i będę mieć z tego satysfakcję?

...dodam, że to Jillian zmusiła mnie do jogi. W swoim filmiku powiedziała "Get away from your comfort zone and try something different...". Dzięki Ci Jillian :)

28 sierpnia 2015 , Komentarze (5)

Ile to razy czytam/słyszę stwierdzenie postawione w tytule wątku?

Mnóstwo tematów, słów i płaczu, dotyczącego nienawiści do własnego ciała, do boczków, ud, nóg, brzucha, rąk... Można by wymieniać w nieskończoność. Dlaczego ludzie nienawidzą siebie?

Tak, nienawiść do własnego ciała, to nienawiść do samego siebie. Nie jesteśmy odłączeni od mózgu, duszy. Ciało jest nieodłącznym elementem nas samych. A jeśli nienawidzimy ciała - nienawidzimy siebie. W głębi duszy nie akceptujemy siebie, takimi, jakimi jesteśmy...

Nie będę ukrywać - samej zajęło mi to dużo czasu zanim to zrozumiałam. Trenerka Jillian Michaels - mówiła o tym w swoich programach treningowych. A mnie to umykało. Nastawiona na wyniki - ćwiczyłam, pociłam, męczyłam... Waga, dieta, ćwiczenia... Zgubiłam w tym wszystkim siebie.

Z czasem zaczęłam wsłuchiwać się w jej słowa. Miały sens. Trzeba ćwiczyć, ale dla SAMEJ SIEBIE, dla LEPSZEGO SAMOPOCZUCIA. Ćwiczenia to dbanie o siebie. Dbanie o duszę. Ale to nie jest cel sam w sobie. Jeszcze jeszcze jest miłość - do ludzi, pracowników, znajomych, nieznajomych, złych i dobrych. Jak sama jesteś dla siebie dobra, to samo wszystko się prostuje. Ćwiczenia to ma być odpoczynek, zatrzymanie się, przemyślenie życia, spraw doczesnych.

Ludzie o tym zapominają. Ćwiczenia, dieta...to nie cel sam w sobie. Nikt nie jest idealny i nie będzie. Musimy być idealni dla samych siebie!

Odpowiedz sobie na pytanie - ile razy stałaś/eś przed lustrem i twierdziłaś/eś "Nie akceptuję" dotykając kolejnych partii ciała? Marząc o sylwetce miss? Zdaje się, że mnóstwo...

Ja też tak robiłam. Ale nie robię teraz. Nie będę kłamać - najadałam się słodyczami przez ostatnie dnie, i miałam wzdęty brzuch. Mogłam szlochać na podłodze, krzyczeć, że dietę szlag trafił, że rzucam to w cholerę i jeszcze kilka innych niewybrednych słów w stronę swojego ciała. Mogłabym biegać z nożyczkami, "odcinać" (oczywiście w powietrzu) tłuszcz i wyżywać się na innych. A co zrobiłam? Siadłam i stwierdziłam "Po co mi to? Po co tak się obżeram?". I jak nigdy nic - wczoraj wróciłam do ćwiczeń. I zjadłam normalnie, tak, że wieczorem brzuch był OK.

Serio. Kochajcie siebie. Bo nic z tego nie będzie, jeśli nie będziecie siebie kochać!

30 lipca 2015 , Komentarze (2)

Przeczytałam dziś na forum, że "legenda głosi, iż ktoś wyszedł z ED". Mogę więc śmiało napisać, że "jestem legendą".

Swego czasu nawet nie zdawałam sobie sprawy, że mam to zaburzenie,ale cofnijmy się do początku...

Zaczęłam dość mocno tyć w liceum, gdzie pod koniec ważyłam bliżej 70 i tak przez rok czy dwa studiów. Nie obchodziło mnie to jak wyglądam, dodatkowo spotkałam mężczyznę, z którym jestem obecnie, i którego nie interesowała moja waga. Więc wspaniałe środowisko do obżerania się. Sytuacja zaczęła być napięta, kiedy po licznych uwagach rodziców, rodziny, wujków i ciotek - uwagę zwróciła mi moja babcia. Babcia, która nigdy nie powiedziała złego słowa nazwała mnie grubasem. Strzeliło mnie mocno, bo wtedy zdałam sobie sprawę, że skoro babcia, która (jak wspomniałam) nigdy złego słowa nam nie powiedziała - to znaczyło, że jest źle, bardzo źle.

Cholerne liczenie kalorii, nieprzekraczanie 1000 czy 1200 (pamiętam dni, kiedy jadłam i 700...), treningi na rowerku,skakance, po 2-3h dziennie (zauważcie - przy 1000 kalorii!!), nerwowe zapisywanie w notatniku, płacz, że przytyło mi się 10 gram względem poprzedniego dnia (głupota teraz, ale wtedy był to koszmar!). Schudłam wtedy bodajże w zastraszającym tempie 7kg w bodajże 30 dni? Oczywiście - bez zgadywania możecie wiedzieć, co się potem działo - odmawianie sobie wszystkiego sprawiło, że ... zaczęłam to wszystko jeść i bum! Znów wagusia w górę...

Nerwy, stres, ale pomyślałam, że zacznę zdrowo - fajne ćwiczenia + duże nawodnienie i jedzenie co 3h. Teraz przegięłam z ćwiczeniami - wstawałam wcześniej, przed uczelnią, aby tylko poćwiczyć, na uczelni odmierzałam minuty, kiedy wrócę do domu i poćwiczę! Dzień sprowadzałam do tego, że bez ćwiczeń nie schudnę, że będę gruba!

Schudłam, ale znów ta sama bajka, tym razem stres - i zajadanie...

Ogólnie sytuacja powtórzyła się kilkakrotnie, z tym, że były to 3 do 5kg WG MNIE za dużo.

Ogól nie studia były dla mnie dość nerwowym czasem, po obronie wiedziałam, że odetchnę i tak było. Zaczęłam się cieszyć życiem, bawić i nie liczyć kalorii. Dziś wiem, że jestem w 80% uzdrowiona. Te pozostałe procenty są to dni, kiedy mam lekkie napady na słodkie. Ale nie siedzę już w pokoju, nie zajadam się. Pokochałam sport i uprawiam go w celach hmm hobbistycznych :)

Moje BMI jest w graniach 22-23, choć jest to dość sporo, to się nie załamuje. Nie wyznaczam sobie dni, godzin i celów. Waga raczej stoi,ale ciało się zmienia (dzięki ćwiczeniom). Wchodzę w te same ubrania, lub czasem widzę, że są nieco luźne - więc nie jest źle :)

Bawię się życiem, choć wiem, że życie na fast-foodach jest prostsze, to nie chcę do niego wracać. 

Odzyskałam równowagę.

Zajęło mi to sporo, kilka dobrych lat, ale myślę, że warto było to wszystko przejść, by na własnej skórze przekonać się DLACZEGO i PO CO to wszystko(pomysl)

22 lipca 2015 , Komentarze (1)

Przeciążenie stawu barkowego, tudzież zwichnięcie.

Przeciążyłam się wczoraj, bo przesadziłam z ćwiczeniami i ciężarkami...

No trudno, przecież na siłę nie będę ćwiczyć, bo jeszcze sobie coś więcej uszkodzę.

Czas przerwy, do piątku/soboty:)

18 lipca 2015 , Komentarze (1)

Skończyłam II tydzień "Killer ABS"
Efektów jako takich nie widzę, jednak nie poddaję się. Nie w tym rzecz, żeby szybko schudnąć i szybko zobaczyć efekty.

Jako, że program ten funkcjonuje w systemie 10-10-10 (każdy level po 10 dni), ja robię po swojemu. Mam system 1 level - 2 level - 1 level - 2 level - ... jeszcze przez tydzień. Następnie ostatni tydzień lipca poświęcam w całości poziomowi 3:)

Zachęcam, bo Jillian daje kopa. 

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.