Mimo pozytywnych wibracji, które biją z moich postów, postanowiłam się podzielić swoimi smutkami i problemami.
Ostatnio moje ciało nie jest dla mnie łaskawe, ba, nawet się buntuje!
Mimo miesięcy ćwiczeń, bez problemów, ostatnio pojawiły się u mnie dość poważne nadwyrężenia. Na pierwszy ogień poszedł nadgarstek, którego nie mogłam ruszać przez kilka dobrych dni. Odpuściłam więc treningi związane stricte z górą i klatką piersiową, moje ukochane push-ups poszły w odstawkę. Ok, stwierdziłam "Dobra, porobię nogi". Kilkanaście dni potem zaczęłam trening góry - ręka przestała boleć,ale zaczął...łokieć w tej samej ręce. I od początku, wszystko się zamknęło...
Dałam sobie spokój, zaczęłam pewnego dnia z grubej rury, ale tak, że poszło mi nadwyrężenie z boku kręgosłupa... A że kręgosłup ma się tylko jeden...
Tak więc wróciłam znów do nóg. I cóż, znów przetrenowałam, boli mnie przy stawaniu oraz przy stawaniu na palcach (kiedy coś ściągam z górnej półki). Do tej odezwał się znów nadgarstek...
I to teraz, kiedy po miesiącach zastoju - zszedł mi 1 cm z bioder (które opornie schodzą!). I jestem dość nerwowa i zła z tego powodu. Pozostaje mi basen (lecz nie zawsze mam ochotę pływać), i lekkie wymachiwanie nogami.
Trudno. Trzeba zejść z kalorycznością jedzenia, do poziomu "bez ćwiczeń" i potem znów zacząć powoli wprowadzać trening.
Zdrowie jest ważne... więc przestanę szaleć. Może dziś pokręcę hula-hopem. Do tej nie trzeba ani machania rękami, ani nadzwyczajnego udziału nóg...
To takie moje małe bolączki... ah, od razu lepiej - jak się człowiek wygada!
roogirl
13 stycznia 2016, 17:43Nom trzeba pokombinować, czasem to daje dobre efekty. Pozdrowienia.