Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Mileczna

kobieta, 43 lat, Holandia

170 cm, 98.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

23 stycznia 2015 , Komentarze (51)

 Obróciłam :))

I znowu za żadne skarby nie mogę obrócić zdjęcia :( Ale nic to świecąca jestem absolutnie cała. Spodnie i owszem czarne ale też upstrzone odblaskami. Z bezpieczeństwem żartów nie ma. Przyznam szczerze ,że na początku to z lekkim politowaniem patrzyłam na biegaczy wystrojonych jak ja tutaj. A jak jeszcze zobaczyłam ledowe opaski na rękach to już w ogóle była mina pt. "no bez jaj". I całe te moje drwiące spojrzenia skończyły się szybciuteńko. A mianowicie jak pierwszy raz wyjechałam po zmroku rowerem z pracy. W tedy widząc pierwszego biegacza bez świateł miałam ochotę krzyknąć "gdzie lecisz baranie bez świateł". Bo i owszem dla świateł samochodu odblaski wystarczą ,ale rower takich halogensów zazwyczaj nie posiada. Brak odpowiedniego oświetlenia był niestety też dodatkowym argumentem żeby nie biegać w grudniu. Ale koniec z tym. Mam oczojebną bluzę i kamizelkę ,do tego światło na rękę ,odblaski na nogach i głowie. No cała jestem świecąca. I włosy mam :)))) Jakoś do tej pory te moje piórka chowałam pod czapką ,teraz wystawiam je z opaski i się ekscytuję wiatrem we włosach - kretynka :))) Ale dzięki temu wszystkiemu znowu mam tą niepojętą radość z biegania. Że naprawdę wybiegam z wielkim bananem na twarzy ,że muszę się strofować żeby nie zacząć skakać, biec sprintem (bo za chwilę padnę na twarz :). Chce się krzyczeć ,śpiewać - a przecież to tylko bieganie :) W każdym razie ta cząstka mnie wróciła i witam ją ze łzami w oczach. Jest moc jak jasny gwint! Oczywiście przy takim szaleństwie od razu dieta idzie jak marzenie. Efektów jeszcze nie ma ,ale póki co najważniejsza jest radocha.

Nie myślcie jednak ,że to tak wzięło i samo przypełzło. Dopiero w zeszłym tygodniu nareszcie doszłam ze sobą do jako takiego ładu. Ważę ile ważę i jakoś znowu przestałam się lubić. A to niestety prawda stara jak świat ,dopóki nie pokocha się siebie ,nie wybaczy sobie ,to po prostu nie da się ruszyć z miejsca. Nie można patrzeć w lustro i krzywić się myśląc "ty pieprzony grubasie". Tak łatwo zacząć siebie karcić i dołować. Ale stwierdziłam w końcu dość. Nikt mi samopoczucia nie poprawi jeśli ja sama tego nie zrobię nawet kiedy faktycznie nie jestem zadowolona ze swojej sylwetki. Zaczęłam od prostego ćwiczenia ,a mianowicie wypisania rzeczy które mi się w sobie podobają (ale tak naprawdę dokładnie) i tych które mi się nie podobają - póki co w kwestii wyglądu. I wyszło mi ,że negatywów znajduję u siebie tylko 3 a pozytywów 9 :))) I w ten sposób stwierdziłam ,że jestem wystarczająco piękna i niesamowita żeby naciągnąć leginsy i zacząć świecić - podczas biegu :))))

 

13 stycznia 2015 , Komentarze (17)

Matko z miesiąc mnie tu nie było :))) Święta święta ...potem sylwestry i inne odwiedziny. A potem nagle sobie uświadomiłam ,że minął rok i kolejny się zaczyna. I jedyne co postanowiłam na ten rok to właśnie żadnych postanowień. Bynajmniej nie chodzi o to ,że zamiaruję sobie wygodnie leżeć na kanapce i zajadać co mi tylko na myśl przyjdzie. Ten rok nie będzie po prostu rokiem postanowień ,ale rokiem działań! Piszę tak jakbym w zeszłym roku nie działała :))) No działałam a jakże - jak szalona bym powiedziała. Ale nie wszystkie moje osiagnięcia miały taki całkiem super wpływ na mnie. Mam tu na myśli wielką przeprowadzkę ,która owszem była totalnie spełnieniem marzeń ,ale całkiem mnie rozpieprzyła psychicznie w efekcie. Na początku z skutkiem ogromnej euforii ,potem chyba trochę skutkiem strachu. Nie ważne to jest aż tak bardzo. Wszytko przez to ,ze wczoraj wkońcu po miesiącu przerwy zmusiłam się do biegania i oczywiście jestem nakręcona jak po jakiś prochach :) Tzn. do samego biegania zmuszać mnie nie trzeba ,tylko ten krytyczny moment kiedy się w końcu zawiąrze buty i trzeba wyjść na zewnątrz. W brew pozorom pogodę mam tu do biegania idealną - wszystko siedziało w głowie. Bo rzecz jasna jak już wyszłam z klatki ,zrobiłam pierwsze pare kroków to normalnie wiatr w żagle. Nie szalałam ,bo miesiąc przerwy to jednak cztery tygodnie :))) W sensie przerwa nie była mała ,no ale nie było też tak że przez ten miesiąc nic nie robiłam - po prostu nie biegałam. Jeździłam na rowerze i ćwiczyłam z Ewką ,a będąc w Polsce na ile pogoda pozwalała wędrowałam troszeczkę po okolicznych górkach. I trzeba przyznać ,że wsystko to przyniosło niezłe rezultaty bo przez święta nic nie przytyłam :) W sumie nawet w święta nie miałam specjalnych problemów z opanowaniem łakomstwa. Dość dużo się przemieszczaliśmi i to właśńie podróżowanie dla mnie było gorsze niż to siedzenie za stołem. Ale koniec końców skutki nie są takie tragiczne.

W zeszłym roku tuż po północy stwierdziłam ,że właśnie zamknęłam cudowny rok 2013 i nie bardzo mi się wydawało aby 2014 mógł być lepszy - naszczęście się piekielnie myliłam. To był jeden z najniesamowitszych okresów w moim życiu : dwa półmaratony ,3 biegi na 10 km ,jedna przeprowadzka do Holandii :))) Przebiegnięte 622 km i 617 km przejechanych na rowerze. Do tego bez liku innych aktywności. Stojąc na progu 2015 roku czuję to samo co w zeszłym roku - czyli jakim cudem ten rok może być lepszy od poprzedniego. I mimo ,że konkluzja nie wesoła ,ja jestem zachwycona - bo takie pytanie naprawdę świetnie wróży ,w końcu już się sprawdziła ta wróżba nie raz. I faktycznie nie będzie ten rok żadnym CUDEM lepszy - on będzie lepszy CIĘŻKĄ PRACĄ I KONSEKWENCJĄ :)))))  

15 grudnia 2014 , Komentarze (25)

Generalnie weekend był cudowny ,bo szumny dumny orkan ucichł już w piątek popołudniu ,zatem moje rowerowe plany wydawały się nie zagrożone. Poprzedni weekend przez gównianą pogodę przesiedziałam w domu ,niestety w zasadzie cały poprzedni tydzień przesiedziałam w domu bo wiało i lało. Ewka była ,a jakże ale mam świadomość ,że muszę jakieś aeroby też robić. Ni cholery nadal w tej pogodzie do biegania mnie nie ciągnie ,ale o dziwo (jeśli tylko nie wieje) mam straszną radochę z jazdy na rowerze. I tak nie uciszając tej zajawki w sobotę wykręciłam 23 km ,a w niedzielę 13 km. Plany były dużo ambitniejsze ,ale w sobotę niestety po 7 km zlał mnie deszcz. Kurtkę miałam wodoodporną ,ale spodnie już niestety nie ,więc musiałam skrócić trasę. W niedzielę z kolei godzinę "rowerowania" wymieniłam na spacer brzegiem morza. Był nieziemski odpływ ,patrząc na zdjęcia naprawdę trudno uwierzyć ,że to Morze Północne a nie Karaiby :))) 



Jeszcze dwa słowa o oszukiwaniu siebie. Zaczęłam ostatnio stosować kilka tricków i muszę przyznać ,że to naprawdę działa. Pewnie o większości słyszałyście. Po pierwsze przeżuwanie - naukowcy zalecają aż 30 "kryźnięć" na każdy kęs. Po drugie małe talerze. Przyznam szczerze ,że na początku mi się to wydawało niedorzeczne ,ale teraz widzę jak mi to na głowę działa. Już nie pamiętam ,że ten talerz jest mały a widzę ,że jest wypełniony po brzegi :))) Trzecie czego się już w końcu nauczyłam to jeść powoli. To było dla mnie chyba najtrudniejsze :))) Po pierwsze dlatego ,że pyszne ,po drugie dlatego że głodna jak wilk. I w zasadzie teraz widzę jaka ja byłam niemądra - jak jem wolniej dłużej się delektuję każdym kęsem i wbrew pozorom dużo szybciej mija uczucie wilczego głodu.Ostatnie co wymyśliłam to wydłużenie trasy jaką wracam z pracy do domu. Jeżdżę rowerem ,rano wiadomo spieszę się i w ogóle śpię :)) Ale popołudniu spokojnie mogę sobie pozwolić nawet na 45 pedałowania. I postanowiłam ,że w dni w które nie mam lekcji holenderskiego będę do domu wracać "na około" :)))) Oprócz tego Ewka jest zgodnie z planem i cały czas robię pompki.

9 grudnia 2014 , Komentarze (8)

No nie biegam za wiele tak jak piszę .... ale myśle o tym na okrągło :) Poniżej link z wieloma fajnymi radami. Ja sama się nastrajam żeby po nowym roku ruszyć z planem treningowym i znowu sie cieszyć ta zajawką ...ale pomalutku :)

https://vitalia.pl/polskabiega/1,139947,17084679,Plan_treningowy__Zimowy_plan_treningowy_dla_srednio.html#BoxSport3img

8 grudnia 2014 , Komentarze (21)

A pisząc przemeblować głowę nie chodzi mi o zmianę fryzury :)) Nie mogę ostatnio znaleść radości w bieganiu ,bo jakoś przeskoczyć niechęci do pogody nie potrafię. Nie znaczy to bynajmniej ,że rezygnuję z biegania ...ale postanowiałam sobie trochę dać czas. Nie chodzi przecierz o to żeby się zmuszać. Zostanę przy środowych treningach z grupą biegową i może dorzucę też treningi z nimi w piątek. Ale nie myślcie sobie ,że w związku z dyspenzą od biegania zamieszkam na kanapie. Chyba całkiem przpadkiem wpadłam w inną zajawkę. Starsznie mi się zaczął podobać ten domowy fitness. Zaczynałam spokojnie ,dwa razy w tygodniu żeby dać mięśnią szanse na regeneracje. Zreszta po pierwszym skalpelu miesiąc temu cała byłam obolała chyba przez tydzień :)) Choć trochę byłam dumna ,że dałam rady cały wykonać. Teraz zkwasów już nie mam ,ale nadal jest to dla mnie duzy wysiłek. I postanowiłam troche tą zajawkę podkręcić. Zwiększam ilość Ewki w tygodniu z 2 do 4 ,a jeśli czas mi pozwoli to nawet więcej. Zrobiłam dokumentację zdjęciową ,zobaczymy do czego mnie ta nowa zajawka doprowadzi. Wkurza mnie trochę ,że się tej pogodzie poddaje i nie mogę się zmusić do biegania ,ale z drugiej strony trzeba robic to co sprawia radość ... i chyba kurcze wychodzi na to ,że aktualnie radość sprawia mi ćwiczenie z Ewką. Szczególnie ,że przy odrobinie konsekwencji naprawde bardzo szyko poprawiła mi się sprawność w wykonywaniu tych ćwiczeń. Na początku prawie przy wszystkim się chwiałam. Teraz mam tylko jedno ćwiczenie ,które trochę gorzej mi idzie....ale opanuję i to. I zobaczymy jakie to efekty możńa osiagnać przy naprawde regularnym ćwiczeniu. Wiec może i przegrywam z pogodą ,ale ciagle wygrywam z lenistwem. Dodatkowo spadek 0,9 kg ...no nie powiem ,że nie daje to ekstra siły :)))) 

6 grudnia 2014 , Komentarze (24)

Raczej mnie to frustruje niż ekscytuje ,ale odpuszczać nie można!!! Po dzisiejszym ważeniu waga pokazała ponad 1 kg spadek ...niestety zaraz potem uznała ,że ważę 174 kg dlatego właśnie się wybieram na zakupy po nową wagę :(  Baterie sprawdziłam ,jest prawie nowa. Nic to ...miniony już w zasadzie tydzień był naprawdę wzorowy więc spadek kilogramowy jest realny ,ale zobaczymy co powie nowa waga. Tak czy tak koniec roku już się zbliża dużymi krokami. NA podsumowania jeszcze będzie czas ,ale wpadło mi ostatnio w ręce zdjęcie z przed roku w zasadzie mojej głowy. Postanowiłam wtedy ,że zapuszczam włosy. Tak mówiąc szczerze to nie do końca wierzyłam ,że mi się uda. Bo zapuszczałam praktycznie od łysej głowy. Zdjęć łysej głowy jakoś nie mogę znaleźć ,ale ta z grudnia też nie była bardzo owłosiona :) Sorry za jakość zdjęć ,ale mimo wszystko uważam ,że zmiana wyszła mi na dobre. Wróciłam też do naturalnego koloru włosów. Kurcze zajęło to cały rok ,a nadal nie można powiedzieć,że są długie. Chociaż braku konsekwencji nie można mi zarzucić :)



3 grudnia 2014 , Komentarze (19)

No jakoś nie mam natchnienia do pisania ...ale jestme ,działam i względnie wykonuje plan. Z Ewką za każdym razem jest lepiej. Wiem ,że są różne opinie o tym programie ,ale póki co mi odpowiada. Postanowiłam ,że bedę go robic do momentu aż wykonam wszystkie ćwiczenia bez grymasu bólu na twarzy :))) Na o narazie się nie zachodzi. Może ból to złe słowo ,ale mam tam kilka takich perełek przy których naprawdę odmawiam mantry żeby zrobić jeszcze jedno powtórzenie. To co lubie  w skalpelu ,że nie muszę skakać po całym pokoju żeby naprawde dać sobie w kość. Ćwiczenia są "stateczne" ,ale naprawdę czuje się pracę mięśni. Choć trudno oprzec się wrażeniu ,że Ewka jest nieco sztuczna na tym nagraniu - ale w końcu tu nie o oskara chodzi tylko o zmiejszanie obwodu tyłka :) Długo sie nie mogłąm zebrać do ćwiczeń w domu ,ale jak juz zaczęłam to "leci". To idiotyczne było ,ale ja się chyba wstydziłam :))) Zapytacie kogo? Sama nie wiem ,siebie ,męża? Powtarzam: to idiotyczne. Ale to chyba jakis taki syndrom sie robi. Wiedziałam ,że forma zniknęła ...kształty wypracowane w zeszłym roku zastapił znowu jakiś puchowy kombinezon. Niby cholera wiadomo jest ,trzeba wstac z kanapy i się ruszać i wystarczy TYLKO konsekwencja. To jest takie uczucie jak po mega cięzkim dniu totalnie nie chce sie wejść pod prysznic ,ale jak sie w końcu zmusisz to nie masz ochoty spod niego wychodzić. Do pierwszego treningu z płyty zbierałam się chyba z miesiąc. A teraz wieczorem ,jak się przebieram w "obcisłe" to krzyczę do męża z salonu "kochanie wychodzę do fitnessclubu ,wracam za 40 minut" :)) A jak kończę ,to mówię że już wróciłam. Bawię się nadal z tymi pompkami i powiem wam ,że jestem w szoku. Zaczynałam od pięciu babskich pompek - można się śmiać oczywiście ,ale po tygodniu bez większego zasapania robię 10 ... zaczynam naprawdę wierzyć ,że zrobienie 100 jest możliwe :))) Oczywiście między tym wszystkim ciagle jeżdżę codzinnie na rowerze do pracy i biegam. Ostatnio niestety wychodzi mi tylko środowy trening z grupą ... ale pracuję nad tym ,tzn. nad sobą. No to do poćwiczenia!

27 listopada 2014 , Komentarze (12)

Jestem po kolejnym treningu z moją Loopgroep :)) Za każdym razem jest lepiej - wiadomo. Nie chodzi nawet o formę biegową ,ale dużo bardziej o formę psychiczna czyli zaklimatyzowanie w grupie. Coraz mniejszym jestem alienem po prostu :). Dołożyłam do tych moich zmagań jeszcze pompki i wykroki. Jest taki program pt. 100pompek. Wiem ,że opinie są różne ,ale ponieważ rozwijam też inne partie mięśńi myśle i pompki mi nie zaszkodzą. Choć nie obyło się w tym temacie bez rozczarowania bo sie okazało przy teście ,że normalnych pompek to ja już nie jestem w stanie zrobić :(( Przeszłam więc na babskie pompki ,ale mam mocne postanowienie że jeszcze przed końcem roku chociaż te 5 zwykłych pompek wykonam. Wykroki niezmienne mnie zachwycają. Fantastycznie pracują całe nogi i pośladki. Troszę jest to też ćwiczenie stabilizujące ,więc nic dodać nic ując i tyle. Choć przyznam szczerze ,że deczko przesadziłam w pierwszy dzień i czuję uda conieco :))) Ale to minie ,a jakaś taka jestem zadowolona dzięki temu. Pogodziłam się już też z pogoą ,a raczej z porą roku. W sumie to jesli tylko nie pada to jak dla mnie temperatura 6-10 stopni jest dealna. Oczywiście juz będzie spadać ,ale heloł ja w lutym biegałam przy - 17 stopniach :))) A teraz becze ,że się zrobiło 5 stopni - no co ja ?! Ważne ,że z tego wychodzę. Znowu mam taki głód biegania ,w ogóle podnoszenia swojego słupka na endomondo :). A w tym miesiącu mi stuknie kolejny rekord. W zasadzie ostatni rekorkd ,czyli przejechane i przebiegane w miesiącu 210 km już pobiłam - a przecież mam jeszcze pare dni na poprawienie wyniku :) Póki co mam 218 km z czego 185 km to jazda na rowerze. Niestety pedałowanie nie jest tak efektyne w odchudzaniu jak truchtanie :((( Ale marze ,że kiedyś to truchtania bedę miała 185 km :) Trzymajcie się ciepło - grunt to dobre kalesony!!!

21 listopada 2014 , Komentarze (21)

Podążając za waszymi poradami już od wtorku szukam dobrych stron! I jak mi idzie? REWELACYJNIE :))) Nie pisałam w zeszłym tygodniu nic ,bo stwierdziłam że nie będę was zarażać moją handrą i to był duży błąd. Bo to z czym ja się gryzłam pare dni ,wy posprzątałyście w jedno popołudnie ....zatem czasem sobie tu pozwolę na narzekactwo - ale ogranicze to do minimum. I tak od wtorku tryskam humorem ,w środę w końcu dotarłam na moja grupe biegową. Też się nie mogłam zebrać do tego ,nie tylko przez pogodę ale jakoś się nagle zaczełam przejmować tym że nie mówię jeszcze po holendersku - idiotyzm. Zawsze na początku w grupie jest się trochę obcym ,ale to przeciez mija i ja to dobrze wiem. NAjwyraźniej handry się tez na rozum rzucają :)) Tak czy tak odbyłam z nimi pierwszy pełny trening. Piszę pełny bo jak sie okazało ten na którym byłam we wrześniu to jakaś zabawa była. Wtedy byłam na grupie "medium" i szczerze to kompletnei wróciłam nie zmęczona z tego biegania. W tą środę stwirdziłam ,że może jednak zacznę od grupy "soft" i do samego końca sobie za to dziękowałam. Fakt ,że dystans nie był duży ,bo z grupą zrobiłam jakieś 7,5 km ,z tym że oni nie biegają na km tylko na czas. Oprócz tego to nie jest oczywiście tak ,że się biegnie spokojnie 45 min i ot cała zabawa. Biegaja w czterech tempach od 1 do 4 ,potem od 4 do 1 i się to powtarza. Odcinków na jakich się biega jakim tempem pilnuje trener. Przyznam ,że nie było to ponad moje możliwości ,ale nie była to też bułka z masłem. Generalnie po treningu byłam elegandzo wymęczona. Do tych 7,5 km doszły dwa (jeden na dobiegnięcie do klubu ,drugi na powrót). A po treningu w budynku klubu czekała na nas woda i herbata oraz poczęstunek. I tu się znowu uśmiałam ,bo o ile czekoladę to jeszcze rozumiem jak najbardziej to już chipsów w trzech smakach nie rozumiem :)))) Nie martwcie się nie analizowałam ani czekolady ani chipsów- napiłam się wody i wróciłam do domu. Było ekstra :))

Dziś natomiast się zachwycałam jazdą na rowerze w pierwszy naprawdę zimny poranek i uświadomiłam sobie ,że ja nigdy w życiu nie jeździłam na rowerze w listopadzie. A już tymbardziej w jego drugiej połowie :))) Faktem jest ,że tutaj temperatury nieco wyższe niż w Polsce ,ale mimo wszystko rano 3 stopnie na plusie ,a ja na rowerze :)))

18 listopada 2014 , Komentarze (19)

No sama nie wierzę w to co piszę ,ale chyba naprawde pierwszy raz w życiu mam cos jakby jesienną depresję. Zważając jednak na fakt ,że depresja to powazna choroba zostanę może przy apatii jakiejś cholernej. Wszystko przez to ,że takie krótkie te dni. To jakas masakra jest. Nie moge sie od dwóch tygodni zmusic do tego żeby wyjść pobiegać kiedy juz jest ciemno. Zasadniczo nigdy nie przepadałam za bieganiem po ciemku ,ale z drugiej strony nigdy tez nie odczuwałam aż takiego wstrętu na sama myśl o tym. Biegam tylko w weekendy. I wtedy się moge wybrać nad moje jeziorka i jeste nieprzeciętnie. Ale to żaden trening 2 x w tygodniu ,w dodatku dzień po dniu więc żadne forsowanie nie wchodzi w grę. Ot taki mocno przyspieszony spacer i tyle. Tutaj nie ma w zasadzie oświetlonych parków ,chodniki i wszelkie alejki też są stosunkowo słabo oświetlone. No ,ale można to raczej uznać za wymówkę. Poprostu mi się ta jesień nie podoba i tyle. Mimo to zaskakująco dobrze idzie mi kontrolą jedzenia -0 i pewnie tylko dlatego nie tyje przy tak ograniczonym ruchu. Ale nic to ,zwiększam ilość Chodakowskiej i czekam aż tęsknota za fajnym treningiem biegowym bedzie większa niż niechęc do pogody. Dodatkowo zaczęłam juz lekcje Holenderskiego - no język jak język ,łatwo nie będzie :))). Najtrudniejsze jednak w tym nauczaniu jest na powrót przywyknięcie do całkowicie zajetych popołudni. Odzwyczaiłam sie tez od odrabiania lekscji itp. - może dlatego te ostatnie dwa tygodnie tak mi dały w kość i wszystko znowu jakies niepoukładane. Ale looz - poukładam to jakoś ! I będę"spreek Nederlands" jak cholera :)))

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.