Dziś nietypowy wpis, bo bez kalendarzyka z odliczaniem dni Wielkiego Postu :)
Jako że nie mam tego laptopa co trzeba, nie mogłam przygotować grafiki. Ale nie bójcie się - trzymam postanowienie :) Dzień 20 - zaliczony!
Spadek? Jest! -0,9 kg w tym tygodniu, co daje w sumie -6,6 kg w ciągu całej diety (41 dni). Uwierzcie mi, że nie było łatwo. Kosztowało mnie to masę wyrzeczeń - zero słodkości, dosładzania, fast foodów, dań nieprzygotowanych przeze mnie, albo przy mnie... Czy żałuję? Ani trochę. Czy tęsknię za takim jedzeniem jak dawniej? Hmmm... odrobinę. Czasami.
W niedzielę, kiedy z rodzicami na giełdzie mieliśmy coś zjeść i wybór padł na grilla... odmówiłam sobie wszystkiego. Bo wiedziałam, że mi nie wolno. Kiełbasa - tłusta. Szaszłyk - z boczkiem i mięsem nie do końca wiadomo z czego... po prostu muszę wiedzieć co jem! Podobnie było z tortem imieninowym taty. Widziałam jaki jest piękny, moje oczy wręcz błagały bym spróbowała kawałeczek, ale rozum bardzo szybko doszedł do głosu. "Postanowiłaś nie jeść słodyczy w Poście w intencji babci. Nie odpuszczaj!" Nawet sobie nie wyobrażacie jak bardzo to postanowienie mi pomaga. Widzę coś słodkiego i myślę "to dla Ciebie babciu" po czym bez mrugnięcia okiem, odchodzę.
Nie wiem czy tak mia to działać w wierze Chrześcijańskiej, ale wiem że nikomu to nie zaszkodzi. :)
Co do moich ćwiczeń - zero skakankowej pogody, ale zamiast tego miałam dużo ruchu spacerowego :) W sobotę umęczyłam się intelektualnie - musiałam oddać 2 kolejne zaliczenia, by móc przenieść się do nowej szkoły, a do tego terminowo rozliczyłam się z kuzynem, któremu przygotowałam szablon allegro. ;) Za zarobioną u niego kaskę, nie poszłam kupić słodkości, jedzonka czy jakiś głupotek. Postanowiłam że zamiast tego zainwestuję w pomysły od Was! :)
I tak w mojej lodówce zagościł napój migdałowy (rossmann) - całkiem smaczny. Na zimno jako dodatek do musli i suszonych bananów, wypadł nawet lepiej niż zwykłe szare mleko :) Dorwałam również ekologiczną cieciorkę i mam zamiar w tym tygodniu ją wypróbować. Kolejny krok - pulsometr/pulsomierz... standardowo nie wiem które określenie na to urządzenie jest właściwe ;)
Do tego zakup świeżego imbiru (zapas już się skończył) i dorwałam w końcu chili pieprz cayene. Mój zbiór przypraw-naturalnych spalaczy, powiększył się :) Polecam! Herbata z imbirem, kawa z cynamonem, sos z dodatkiem chili - wcześniej nie pomyślałabym o tym, a obecnie jest to nieodłączna część mojego jadłospisu. Doskonale poprawia metabolizm.
Dodatkowo moje dzisiejsze bieganie po sklepach zaowocowało tym, że dostałam zaproszenie do Pure Jatomi Fitness na darmowy trening, by sprawdzić jak to tam wygląda. Idę w piąteczek po pracy ;) Może siłownia zobaczy mnie szybciej niż wiosną...
Przy pomiarze wyszło na to, że w talii nie zeszło nawet pół cm. No to teraz twister ma jeszcze trudniejsze zadanie. Czy ruszy to co stoi od bardzo długiego czasu? Rzucam mu wyzwanie 14 dni! Pierwszy tydzień codziennie po 15 minut, w drugim 20 minut dziennie. To czy i ile zejdzie odnotuję bardzo skrupulatnie :)
Ray vs Twister - Runda 1
Jedzonko dziś
Śniadanie: 2 tosty pełnoziarniste z serem + ketchup
II Śniadanie: bułka sojowa + 5 plasterków ogórka + plaster wędliny (szynka z indyka) + pasztet drobiowy z pomidorem (na połowie bułki)
Obiad: zapiekanka na makaronie (makaron, duszone pieczarki, cyc z kurczaka podduszony z papryką słodką, ząbkiem czosnku, odrobiną startego świeżego imbiru, szczyptą pieprzu cayene, na wierzchu trochę sera) - POLECAM. Moje lokatorskie coś zjadło swoją porcję i podebrało jeszcze moją :D
Kolacja: garść musli + kilka plasterków suszonego banana + 100 ml napoju migdałowego.
II Śniadanie było bardzo szybkie, bo zaraz po nim biegłam dalej "zwiedzać" miasto, a właściwie sklepy. :) Mogłam nareszcie kupić sobie bluzkę w rozmiarze "L" bez obaw czy aby nie będzie zbyt obcisła. Jeee!!!
Wiecie co jest najlepsze w diecie?
Nie chodzi już nawet o spadające kilogramy, które jak dla mnie stały się miłym dodatkiem. Tu chodzi o pracę nad samym sobą. Poprawiamy własne życie! Usuwamy złe nawyki - wprowadzamy nowe, dobre. Dzięki temu dostajemy coś, czego nie da nam kebab, pizza czy TV - doskonałe samopoczucie, uśmiech i ten naturalny rumieniec po kolejnych ćwiczeniach :) Uczymy się nowych smaków, eksperymentujemy w kuchni, przełamujemy bariery wytrzymałości własnego ciała... czy to nie fascynujące? :)
A co Wy dostrzegacie w swoim życiu? Co dobrego przyniosła Wam dieta? Nowe znajomości? Poprawa sprawności? Ciekawe odkrycia? Napiszcie mi o tym :) Chętnie zobaczę ile jeszcze przede mną.
Buziaki dziewczyny! Jestem naprawdę szczęśliwa, że jestem tu z Wami :)