O mnie

Walcząca o szczęście. Interesuje mnie medycyna holistyczna, nauki ścisłe, duchowość. Nie chcę się odchudzać, chcę odnaleźć kontrolę i znaleźć w sobie siłę do doskonalenia oraz do kochania siebie, bo bez tego nie będę potrafiła kochać prawdziwie drugiej osoby.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 4134
Komentarzy: 19
Założony: 18 sierpnia 2012
Ostatni wpis: 25 września 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Agnaa

kobieta, 31 lat, Elbląg

165 cm, 56.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

30 lipca 2016 , Skomentuj

Czułam niemałe wyrzuty sumienia z powodu wczorajszego dnia, zdałam również sobie sprawę, że fizyczna aktywność ma ogromny wpływ na działanie mózgu.

W kwestii uprawiania sportu stałam się strasznym leniuchem. Kiedyś uwielbiałam biegać, ćwiczyć, jednak będąc w związku z osobą, która przez niemal cały czas bycia ze mną była unieruchomiona (złamana noga, przez 3 lata (sic!), na dodatek krytykująca dobór moich ćwiczeń lub tego jak je wykonuję, zraziłam się do nich bardzo, co też odbiło się na moim samopoczuciu, apatia, depresja etc.

Poza tym mimo, że odżywiam się w moim odczuciu bardzo dobrze, bez ćwiczeń nigdy nie osiągnę silnego ciała, które może ocalić mnie przed ewentualną zombie-apokalipsą. Czyli dieta owszem jest naprawdę bardzo ważna, ale bez ćwiczeń to będzie się co najwyżej szczupłym, ale nie silnym.

Wczoraj będąc na kacu zmusiłam się do półgodzinnego marszobiegu i do półgodzinnych ćwiczeń brzucha, ramion i pośladków. Od początku roku nie czułam się tak bardzo żywa, jak wtedy. Choć myślałam, że jeszcze jedna seria i zemdleję :).

Dzisiaj mam się zdecydowanie lepiej. Zjadłam swoją ulubioną owsiankę (moczone płatki w ciepłej wodzie, tak by zmiękły; zmiksowane świeże, niepasteryzowane mleko z dwoma bananami i macą). Do tego mocna kawa z cynamonem, pieprzem cayenne i mam moc na prawie cały dzień. 

W niecałą godzinę posprzątałam dom, załatwiłam resztę sprawunków, czuję się świetnie mimo dusznej aury. Niedługo jadę do rodziny, więc wieczorem zajmę się bardziej wymagającymi ćwiczeniami, by znów poczuć się żywo.

Kończy się miesiąc, więc jutro rano robię pomiary i rachunek sumienia oraz rozpiskę tego, co mi się nie podoba i mogę zmienić, i tego co mi się nie podoba, ale muszę zaakceptować. 

29 lipca 2016 , Komentarze (2)

Nie spałam dobrze. Wróciłam około trzeciej, zerwałam się niepotrzebnie o piątej, by potem dospać do 10. Dospać... W alkoholu najgorsze jest to, że mam stan takiego półsnu: jestem zmęczona, zamykam oczy mam wrażenie, że śpię, jednak wciąż odbieram, co się wokół dzieje.

Na ból głowy znalazłam brutalny, ale bardzo skuteczny sposób. Do dużego kubka (1.5 l) z wodą dodaję dużo soku z cytryny i po około gramie chlorku potasu i chlorku magnezu, mieszam to i nalewam do szklanki, nastawiam budzik z drzemką 45 min i za każdym razem, kiedy się obudzę piję jedną szklankę. Po tym wszystkim zostaje tylko kacowa niestrawność.

Po jedenastej zjadłam wafla z salcesonem (salceson to ostatnio mój hit u masarza, bez chemii, sam kolagen), a potem jeszcze dużą porcję jajek z boczkiem. Musiałam jeszcze trochę zmobilizować się do pracy, by nie wyjść za nieroba, ale potem burza rozpętała się na dobre i trzeba było siedzieć w domu. Włączyłam wtedy sobie South Park, wzięłam banana, trochę lodów i w międzyczasie robiłam trochę przysiadów i brzuszków, pomachałam trochę hantelkami.

Dzisiaj miałam wrażenie, że ludzie się na mnie jakoś dziwnie patrzą. Na dodatek miałam wrażenie, że całkiem tracę rozum przez pogrążanie się w myślach. Ostatnio inaczej odbieram rzeczywistość, każdy dzień wydaje się być taki sam, że nawet nie pamiętam, co robiłam danego dnia, bo nie było to zbyt istotne. Ale inne sprawy np naukowe, językowe zapamiętuję bez zarzutu.

Nie jestem w 100% zadowolona z tego dnia, ale mało kto dzień po imprezie ma wtedy dobry humor. Takie stany po prostu najlepiej przeczekać.

29 lipca 2016 , Komentarze (1)

Istnieje gdzieś na świecie pewien pokój, w którym niemal 100% dźwięków zostaje stłumionych. Mówi się, że nie można zostać dłużej niż 40 minut. Poniekąd po tych 40 minutach człowiek zaczyna mieć halucynacje. Przez brak bodźców mózg zaczyna wytwarzać swoje, człowiek jest na granicy obłędu. 

Brak działania, obojętność i brak pasji doprowadza mnie stopniowo do szaleństwa. Nic nie robienie albo rutyna powoduje, że mój mózg sam zaczyna wymyślać sobie ograniczenia, których tak naprawdę nie ma albo są nielogiczne. Prawdą jest, że większość problemów można rozwiązać właśnie działaniem. Unikajmy działalności- szukaniem na siły zajęcia, krzątaniny, to jest strata energii. Potrzebujemy działania- pracy z potrzeby serca i umysłu. Nie chcę zmieniać swojego życia po to, żeby ktoś mi zazdrościł czy mnie podziwiał. Chcę zmienić swoje życie po to, żeby odzyskać świadomość istnienia, obudzić się ze snu, znaleźć pasję i dać innym coś od siebie.

Wczoraj wieczorem z bratem i jego znajomymi spotkaliśmy się i wypiliśmy mnóstwo alkoholu. Owszem śmialiśmy się, rozmawialiśmy dużo, ale odczułam to tylko jako działalność. Jak taki fast food towarzystwa. Z jednej strony czuje się ulgę, ale czy jestem zadowolona z tego spotkania? Średnio. Zwłaszcza, że jest syndrom dnia następnego: w moim przypadku zawsze się to objawia nudnościami i melancholią. 

Generalnie jestem zadowolona z wczoraj. Jadłam mnóstwo owoców, warzyw i mięsa, ale kalkulując nie było tego więcej jak 1500 kcal. Pracowałam również fizycznie na polu przez dobre dwie godziny, pot się ze mnie lał strumieniami. Nauczyłam się również prowadzić ciągnik "60tkę". 

Dzisiaj szczerze mam kaca. Fizycznego, moralnego również. Krzątaniem się po domu i małymi sprawunkami próbuję się wybielić, że nie jestem bezużyteczna. 

28 lipca 2016 , Komentarze (2)

Te wszystkie metamorfozy, które chcemy przejść stosując diety i ćwiczenia są niczym, jeśli robimy to tylko po to, żeby mieć szczupłą sylwetkę. Jeśli jedzenie jest jak w moim przypadku silnym uzależnieniem, nagła zmiana nawyków i kontrolowanie na nic się zda, jeśli mózg jest na głodzie. Prędzej czy później wróci się do nawyku lub znajdzie inne uzależnienie. Aby przemiana była pełna, należy być szczerym z samym sobą, prowadzić jakby rozmowę, zrozumieć motyw postępowania. 

Objadanie było dla mnie substytutem miłości. Jestem niepewnym siebie pieszczochem i za każdym razem, kiedy czułam deficyt uczucia, zaczynałam jeść. Jedzenie, a potem długi post, był również efektem tego, żeby wpasować się w kanon urody dla byłego, co mi również często wypominał.

Pracę nad sobą zacznę od pokochania siebie, bo niestety nie darzę siebie zbyt dużą sympatią, nawet nie wiem czemu. Przede mną długa droga, ale również kawał życia, a szkoda marnować go na negatywne uczucia, pora być szczęśliwą i pracować nad tym już teraz.

27 lipca 2016 , Skomentuj

Wczoraj oddałam krew, bo pojawił się komunikat, że jest jej bardzo mało. W te pędy udałam się do punktu, mimo że oddawałam krew pod koniec maja. Zdziwiłam się, że mimo tak krótkiego okresu regeneracji miałam hemoglobinę nawet powyżej normy. Pewnie to przez mięsno-warzywną dietę, którą stosuję, bo tylko po niej nie mam jakichś rewolucji. W sumie oddałam już 4.5l krwi, jeszcze dwa razy, a zdobędę odznakę Honorowej Dawczyni. Tylko co zrobić z tymi czekoladami... Nie jem słodyczy tym bardziej, że mam aparat stały, a nie chcę psuć zębów tylko je wyprostować. Może jakiś dzieciaczek będzie chciał albo oddam rodzicom :) . Dzisiaj zrobiłam też przeszło 10km, bo poszłam na grzyby, trasa była dość ciężka, pełno pagórków, komarów i nieznośny upał. Niestety prawie wszystkie grzyby były robaczywe :(. Postarałam się również z jedzeniem, pełno białka, warzyw, owoców i herbaty. Może walka o lepszą siebie nie będzie aż tak ciężka. Choć z doświadczenia wiem też, że dobre jest często złego początkiem. Muszę być silna!

Jeśli nie macie chorób serca, wątroby czy zakaźnych, odwiedźcie najbliższy punkt i oddajcie krew, to tylko 450ml a może komuś ocalić życie.

27 lipca 2016 , Skomentuj

W dużym skrócie, zakończyłam toksyczny związek z alkoholikiem, obroniłam inżyniera, od września robię magistra za granicą, czego się boję, bo w Niemczech zamieszki trwają w najlepsze. Straciłam w tym wszystkim swoją tożsamość, łapię się na tym, że nie pamiętam co robiłam dzień wcześniej, a może nie miało to dla mnie aż takiego znaczenia. Prawdopodobnie mam depresję, ale nie mam zamiaru napełniać kieszeni farmaceutycznym koncernom, nie mam zamiaru odrealniać siebie jeszcze bardziej. Nie mam nadwagi, jak przez całe życie nie miałam. Możliwe, że przez bulimiczne skłonności i szajbę, żeby nie być gruba, żeby się podobać, ale się nie podobam, nawet nie wiem czemu. O ile myślałam, że posiadanie kochanego mężczyzny coś w tej kwestii zmieni, nie zmieniło, wręcz pogłębiło stan braku akceptacji swojego ciała. Ważąc naprawdę niewiele potrafił mi powiedzieć, że jestem tłusta tylko dlatego, że miałam trochę miękki brzuch i boczki. Niby potem mówił, że to urocze, ale ten ton wskazywał na coś zupełnie innego. On chciał mnie przerobić na swoją osobistą Barbie. Nawet nie podobało mu się to, że miałam pasję poszerzania wiedzy, ograniczał mnie do granic możliwości. Przez niego czułam wyrzuty sumienia, że się uczę, a nie jestem blisko niego i się nim nie zajmuję (bo alkoholik i niepełnosprawny). Mimo, że mnie poniżał i wyzywał, to i tak przy nim byłam, nie doceniał mnie, wszystko sprowadzał do swoich potrzeb. Dawałam mu milion szans, mimo, że to przez niego nasz związek był na krawędzi, lecz pewnego dnia zauważyłam, że już nie chcę dawać mu kolejnej szansy, opadły mi klapki, widziałam jego i swoje błędy. Do dziś się zastanawiam dlaczego z nim byłam. Byłam dla niego za dobra, przez to, że się bałam, że pójdzie do innej akceptowałam to, co na dobrą sprawę jest niewybaczalne, za dużo dobroci i cierpliwości też potrafi skrzywdzić. Tak więc kobiety: szanujcie się, szanujcie swoje prawo do szczęścia i akceptacji, nie pozwólcie nikomu tłamsić swoich pasji. Żaden choćby najprzystojniejszy mężczyzna na to nie zasługuje!

Tylko czy po tym zerwaniu czuję się szczęśliwa? Czuję się po prostu dziwnie i nieswojo. Dalej siebie nie akceptuję, dalej próbuję dać sobie do zrozumienia, że zasługuję na kogoś lepszego. Zaczynam walkę o samą siebie, bo każdy dzień wydaje się być taki sam, że nawet nie pamiętam, co się wtedy wydarzyło. Wstawanie->praca->jedzenie->komputer-> sen, to nie jest życie. Chcę wypocić z siebie ten sączony przez 3.5 roku jad. Mam dość tego stanu rzeczy i wiem, że potrafię to zmienić. 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.