W dużym skrócie, zakończyłam toksyczny związek z alkoholikiem, obroniłam inżyniera, od września robię magistra za granicą, czego się boję, bo w Niemczech zamieszki trwają w najlepsze. Straciłam w tym wszystkim swoją tożsamość, łapię się na tym, że nie pamiętam co robiłam dzień wcześniej, a może nie miało to dla mnie aż takiego znaczenia. Prawdopodobnie mam depresję, ale nie mam zamiaru napełniać kieszeni farmaceutycznym koncernom, nie mam zamiaru odrealniać siebie jeszcze bardziej. Nie mam nadwagi, jak przez całe życie nie miałam. Możliwe, że przez bulimiczne skłonności i szajbę, żeby nie być gruba, żeby się podobać, ale się nie podobam, nawet nie wiem czemu. O ile myślałam, że posiadanie kochanego mężczyzny coś w tej kwestii zmieni, nie zmieniło, wręcz pogłębiło stan braku akceptacji swojego ciała. Ważąc naprawdę niewiele potrafił mi powiedzieć, że jestem tłusta tylko dlatego, że miałam trochę miękki brzuch i boczki. Niby potem mówił, że to urocze, ale ten ton wskazywał na coś zupełnie innego. On chciał mnie przerobić na swoją osobistą Barbie. Nawet nie podobało mu się to, że miałam pasję poszerzania wiedzy, ograniczał mnie do granic możliwości. Przez niego czułam wyrzuty sumienia, że się uczę, a nie jestem blisko niego i się nim nie zajmuję (bo alkoholik i niepełnosprawny). Mimo, że mnie poniżał i wyzywał, to i tak przy nim byłam, nie doceniał mnie, wszystko sprowadzał do swoich potrzeb. Dawałam mu milion szans, mimo, że to przez niego nasz związek był na krawędzi, lecz pewnego dnia zauważyłam, że już nie chcę dawać mu kolejnej szansy, opadły mi klapki, widziałam jego i swoje błędy. Do dziś się zastanawiam dlaczego z nim byłam. Byłam dla niego za dobra, przez to, że się bałam, że pójdzie do innej akceptowałam to, co na dobrą sprawę jest niewybaczalne, za dużo dobroci i cierpliwości też potrafi skrzywdzić. Tak więc kobiety: szanujcie się, szanujcie swoje prawo do szczęścia i akceptacji, nie pozwólcie nikomu tłamsić swoich pasji. Żaden choćby najprzystojniejszy mężczyzna na to nie zasługuje!
Tylko czy po tym zerwaniu czuję się szczęśliwa? Czuję się po prostu dziwnie i nieswojo. Dalej siebie nie akceptuję, dalej próbuję dać sobie do zrozumienia, że zasługuję na kogoś lepszego. Zaczynam walkę o samą siebie, bo każdy dzień wydaje się być taki sam, że nawet nie pamiętam, co się wtedy wydarzyło. Wstawanie->praca->jedzenie->komputer-> sen, to nie jest życie. Chcę wypocić z siebie ten sączony przez 3.5 roku jad. Mam dość tego stanu rzeczy i wiem, że potrafię to zmienić.