ROK 2017 | KM |
STYCZEŃ | 12,570 |
LUTY | 57,509 |
MARZEC | 131,627 |
Mam nadzieję, że kolejne miesiące będą tylko lepsze... wczoraj przebiegnięte 12,7 km, czułam się w miarę ok., więc przebiegłam się, ale wieczorem katar chciał mnie udusić, czułam się naprawdę słabo, sama się zastanawiam jak ja dałam radę.
Przyjrzałam się też wczoraj dokładniej moim wynikom i okazuje się, że nie tylko mam podwyższone OB, ale większość parametrów krwi, taki jak hemoglobina, hematokryt, płytki krwi, MCV mam poniżej normy... myślę, że stąd te ciągłe moje choroby, odporność organizmu znacznie spada wtedy, wiadomo. Zastanawiam się tylko skąd takie wyniki skoro ja naprawdę dobrze się odżywiam, jem owoce i warzywa, jem jajka i mięso, orzechy, nasiona, płatki owsiane i różnego rodzaju kaszę...wiadomo bieganie czy w ogóle ćwiczenia wyczerpują organizm, no ale bez jaj...w tym roku naprawdę niewiele biegałam, poza bieganiem też niewiele ćwiczyłam, więc nie wiem skąd takie złe wyniki. Jak dwa lata temu poszłam do lekarza sprawdzić wyniki, pani doktor pyta dlaczego je chciałam zrobić...wtedy robiłam też badania na tarczycę, akurat tarczyca była ok, ale wszystko inne nie bardzo. Powiedziałam że chciałabym schudnąć i nie bardzo mi wychodzi i myślałam, że to może wina tarczyce. A pani doktor na to, że trzeba sobie odpuścić odchudzanie, bo wyniki są złe, wtedy jakoś tak nie bardzo się tym przejęłam i żyłam swoim życiem. W zeszłym roku jak okazało się, że jestem w ciąży nic lekarz nie wspominał, że mam słabe wyniki...a teraz znowu...
Ale faktycznie czuję się marniej niż zwykle...sory dziewczyny, że tak przed Wami wylewam swoje żale, ale mimo, że mam cudownego męża to on jakoś tak nie bardzo poważnie traktuje moje gorsze samopoczucie, owszem jak byłam chora to leżałam w łóżku i co mógł to on robił, oczywiście zawiezie mnie do lekarza i kupi potrzebne leki nawet jak go o to nie poproszę, ale wiecie, jak on by mnie powiedział, że ma złe wyniki to bym się bardzo przejęła, panikowała i poleciała do apteki kupić jakieś suplementy chociaż tak doraźnie, żeby go wspomóc. Jak okazało się, że jestem w ciąży, to mi mówił, że ciąża to nie choroba i mimo, że dostałam L4 od lekarza na dwa tygodnie to nie bardzo chciał żebym z niego skorzystała i nie skorzystałam, twierdził, że nie chce żebym siedziała sama w domu...tak jakbym chciała siedzieć w domu do porodu i nic nie robić, a przecież wiadomo, że jak ja nie zrobię to on też nie zrobi, jest po złamaniu kręgosłupa i chyba za bardzo przyzwyczaił się, że wszystko kręci się wokół niego i że wszystko robi się za niego. A ja najzwyczajniej w świecie byłam tak zmęczona bezsennością, że siedzenie w pracy było dla mnie katorgą, usypiałam na biurku. Nie za często mnie coś boli, ale nawet jeśli tak jest, to nigdy się nie skarżę, bo zaraz się okaże że jego boli bardziej...no cóż nie będę rywalizować z niepełnosprawnym człowiekiem. Rodzicom też nic nie powiem o tych moich wynikach, bo Ci znowu w drugą stronę...panika na maksa i zamęczyliby mnie, dokarmiali i nie wiadomo co jeszcze by wymyślili.
Kocham mojego męża bardzo, jest dla mnie cudowny i czuły, jeśli tylko może i jest w stanie spełni każde moje marzenie i prośbę. jak zaczęłam biegać to zaraz zabrał mnie do sklepu sportowego i kupił strój biegowy, później buty do biegania...jedne i drugie i trzecie i czwarte...jak chciałam, żeby sprawdził mi na internecie jakiś tam sprzęt sportowy to wsiadł w samochód i pojechał do sportowego i kupił wszystko o co go pytałam, jest naprawdę cudowny!!! Ale czasami życie z niepełnosprawnym człowiekiem jest naprawdę ciężkie, miłość nie widzi wielu problemów dopóty dopóki nie przyjdzie zmierzyć się z nimi w codziennym życiu, jak choćby dźwiganie ciężkich zakupów, zawsze to jest mój problem z wiadomych przyczyn...
No więc pożaliłam się na mojego męża trochę, a nigdy tego nie robię, naprawdę nigdy, zawsze dobrze się o nim wypowiadam i chwalę...dzięki że mnie wysłuchałyście mnie!!!