Pamiętnik odchudzania użytkownika:
ggeisha

kobieta, 53 lat, Kraków

162 cm, 73.20 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

2 stycznia 2022 , Komentarze (19)

Uwaga, będzie długi wpis. 

Skończyłam audiobooka. Prócz tego, co napisałam 2 wpisy wcześniej wynotowałam kilka ciekawych rzeczy. Na razie to, co rezonuje ze mną:


1. "Jedzenie intuicyjne jest wtedy, kiedy jesteś blisko siebie i jesteś dla siebie dobra."

Fajne i ma sens. Dopóki człowiek sam sobie jest wilkiem, nie lubi się, ma niską samoocenę, traktuje samego siebie wrogo - nie może stosować skutecznie jedzenia intuicyjnego, bo zacznie żreć śmieci i ulegać niezdrowym zachciankom. Najpierw trzeba nauczyć się słuchania organizmu, nie tłamszenia emocji złymi nawykami. To duża różnica. Być uważnym.


2. "Jeść z przyjemnością, nie dla przyjemności". 

Czyli jedzenie ma być dokarmianiem, odżywianiem. Oczywiście, ma być przyjemne i dawać satysfakcję, ale nie ma być lekiem na jakieś braki emocjonalne. 


3. Uważność. Wsłuchanie się w siebie. Odczuwanie tego, co potrzebuje ciało. Zrozumienie, kiedy zjedzenie czegoś niewłaściwego powoduje jakiś dyskomfort fizyczny lub psychiczny. Bo może to uczulenie, nietolerancja, a może był to błąd, bo zjadło się zupełnie niepotrzebnie jakiegoś śmiecia?


4. "Patrz na drogę, nie na cel (szczyt)". 

O to bardzo jest zbieżne z moimi przekonaniami. To, że chce się schudnąć, to jedno. Ale to bardzo długi (przynajmniej taki powinien być) i niekończący się proces. To, co jest istotne, to sama droga, sposób. On sam w sobie jest celem. Bo zmieniając złe nawyki na dobre, nie tylko stopniowo chudnie się. Ale też i przede wszystkim, poprawia się zdrowie, cerę, włosy, samopoczucie, siłę, giętkość, jakość snu, energię i tak dalej. I to się dzieje od razu, już. Jak tylko zacznie się zdrowo jeść.



5. "Schudniesz gdy zadbasz o siebie".

Nie odwrotnie. Bo gdy odkładasz życie, szczęście i sukcesy na jakieś kiedyś, to stracisz mnóstwo czasu, a może i nigdy to kiedyś nie nastąpi. Jeśli zaczniesz dbać o siebie, troszczyć się, karmić należycie, ciało dostosuje się i odwdzięczy. 

6. "W odchudzaniu nie chodzi o odchudzanie". 

Brzmi trochę absurdalnie, ale jest w tym sens. Dopóki się odchudzasz, działasz w konkretnym celu, zmuszasz się do czegoś, robisz wysiłek, coś wbrew sobie. Waga zacznie spadać, jak dasz sobie spokój z odchudzaniem, ale zmienisz styl życia. Nie na "aż schudnę". Nie na "jak tylko zobaczę ... na wadze", nie "na pół roku", ale na zawsze. Zmieniasz styl życia, bo chcesz być zdrowa, sprawna i dlatego, że chcesz dla siebie dobrze. Nie dlatego, że waga coś tam wskazuje. To jest wtórne.



7. "Wspierające słowa zamiast batów".

Zawsze, ale to zawsze, bądź dla siebie przyjacielem i wsparciem. To, że ktoś tam jest złośliwy, to jego problem. Dla siebie jesteśmy dobrzy. Wszelkie głupoty, wpadki, kompulsy, zapomnienia się, są wybaczalne. Zawsze, ale to zawsze jest droga odwrotu. Robimy coś dla samych siebie, bo się lubimy i troszczymy się. Nie dla cyfr, nie na pokaz, nie dla rywalizacji. To głupie i dziecinne. I nigdy nie doszukujemy się "grzechów", nie biczujemy się, nie odrabiamy pokuty. Koniec z tym. Zboczyło się w maliny, to poprawia się koronę i wraca na trakt. Dla własnego zdrowia, szczęścia i dobrego życia.



8. "Postaram się, spróbuję" - mowa-trawa. 

Jeśli powtarzasz sobie, że postarasz się, że spróbujesz, to starasz się i próbujesz, nic ponadto. Starania i próby. Wysyłasz komunikat do mózgu. Mózg jest leniwy. Odbiera komunikat. I stara się. I próbuje. I nadal jest jak było. Wyślij raczej komunikat "zrobię to", "robię to" i rób.



9. "Udało się - ślepy traf"

Nie jadłaś słodyczy przez cały dzień? Tydzień? Zaliczyłaś trening? I powtarzasz sobie "udało mi się". To błąd. Nic się nie "udało". Zrobiłaś to. TY tego dokonałaś. To nie przypadek, nie los. To Twój sukces, Twój świadomy wybór. Zauważ to. Nie po to, żeby popaść w samozachwyt. Po to, żeby zauważyć swój wpływ, rolę w czynnym działaniu. To Ty tym kierujesz, nie los.


10. "Kat czy przyjaciel". 

Kim jesteś dla siebie? Srogim treserem, czy ciepłym wsparciem? Masz chandrę? Zamiast się dodatkowo zmuszać do czegoś, raczej zapytaj "czego potrzebuję?".  Naprawdę czego? Nie mów, że ciągle robisz coś źle i jesteś beznadziejna. Nie dobrze być surowyym dla siebie. Zapytaj tak serdecznie "co tam, mysza u Ciebie? Co dziś ogarniamy? Wyspałaś się? Ktoś Cię wkurzył? Coś Ci się nie udało? Zawaliło się?". Twoje emocje są ważne. Poznaj je, określ. Zrób to zanim sięgniesz po czekoladę czy inny uśmierzacz bólu.


11. Chcesz, czy musisz?

Chcesz. Nawet, jeśli uważasz, że musisz, to na prawdę jest to Twój wybór, bo tego chcesz. Dbanie o siebie - nawet jeśli wydaje się trudne, to wybór. Nie tortury, nie diety, nie zmuszanie się do treningu. Nic nie musisz. Robisz, bo chcesz. Wszystko.



12. "Nie jestem na diecie, nie odchudzam się. Odżywiam się."

No właśnie. Plan jest taki: żyć przyjemnie do końca życia bez diety. I zaczyna się teraz. Masz czuć się dobrze cały czas, nie przez chwilę.



13. "Dieta jest głównym źródłem stresu!"

A stres nie sprzyja odchudzaniu. Więc... koniec z dietami.



14. "Zmiana to wysyłek. Wyjście ze strefy komfortu  boli."

Mnie już nie. Ale każdy początek, każda nowość, każda zmiana nawyków jest niekomfortowa. Na to trzeba się przygotować.  Być tego świadomym, żeby uniknąć rozczarowań.


15. "Ciało cały czas mówi do Ciebie."

Zły nastrój to może być zmęczenie, niewyspanie, zdenerwowanie. Trzeba słuchać ciała i zaspokajać jego potrzeby. Nie zagłuszać je jedzeniem. Chyba, że ta potrzeba, to głód. Ale wtedy jemy posiłek, nie czekoladkę.



16. "Wydorośleć, decydować, nie łapać za szybkie zaspokajacze, bo nic nie mogę, bo jestem w sytuacji bez wyjścia."

Nie ma sytuacji bez wyjścia. A jeśli nie mogę nic zrobić, bo świat się wali, wybuchła wojna, armagedon, to i tak zjedzenie bombonierki w tym nie pomoże. W niczym właściwie nie pomoże.



17."Dlaczego chcesz być szczupła?"

To bardzo ważne pytanie. I szereg głupich odpowiedzi można na nie udzielić. Dobrze jest sobie o tym przypominać.



18. "Niepokój jest potrzebny." 

Nowa droga. Zadowolenie. Pewność siebie. Ostudzić odrobinę euforię. Zadowolenie, euforia są ok. Ale nie trać uwazności. Ciesz się każdego dnia. Ale nie ślepnij.



19. "Grubnę na zimę"

To nie jest przypadek. W zimie ciało gromadzi. Taka jest biologia. Ale 1 kg czy 2 kg w górę to normalne. Zrzuca się samo do wiosny. Nie panikujemy, nie zmieniamy stylu życia. Nie robimy większych deficytów czy nie zmuszamy się do treningów ponad to, co zwykle. 



20. "Po co mi to?"

Odpowiedz sobie. Odchudzanie ma sens, jeśli nie chodzi o magiczną liczbę na wadze. To zmiana życia na zawsze. Mająca na celu to, żeby poczuć się lepiej, odzyskać kontrolę, zaprzyjaźnić się z sobą.



21. "Lęk. Nowa droga".

Bolisz się zmian? Boisz się, że nie podołasz? Przegadaj to z kimś lub z sobą samą. Lęk przed sukcesem - też bywa. Bo sukces, to jakaś nowa nieznana "ja".  Pozwól być temu lękowi, posłuchaj, co Ci mówi. To bardzo pouczające.



22. Poczucie zagrożenia.

Kiedy jesteś goniona przez tygrysa, włącza się potrzeba zastrzyku energii. Cukier to szybki uśmieżacz stresu. Dlatego chcesz szybko coś słodkiego. Zrozum zagrożenie i zanim zjesz coś słodkiego, postaraj się znaleźć inne rozwiązanie.



23. "Koniec z wszystkimi dietami. Ustawienie relacji z jedzeniem."

Było, ale dla powtórki. Nie robimy diet, one są zawodne i nigdy nie przyniosą rezultatu. 



24. "Dieta od jutra? Więc dzisiaj trzeba najeść się ostatni raz w życiu do wypęku."

Ach, jakie to prawdziwe! Wyczyszczenie szafek, bo od jutra jem zdrowo! Tylko, dlaczego czyścimy to pożerając te śmieci? Serio? To jakby niosąc dzban wody, żeby było lżej wypić tę wodę. No i jest lżej?



25. Na początku liczymy kalorie. 

Ma być deficyt lub zero. W zależności od tego, czy chcemy chudnąć, czy utrzymać wagę. Koniec z liczeniem kalorii następuje wtedy, kiedy skończysz z obżarstwem, zajadaniem emocji i kiedy zaczniesz się odżywiać właściwie. Wtedy liczenie odpuszczamy.

Wzór na PPM (dla kobiet)

PPM = 655,08 + 9,56×waga [kg] + 1,85×wzrost [cm] - 4.67×wiek [lata]


Prostszy, ale mniej dokładny:
PPM = waga [kg] × 22

Wzór na CPM

CPM = K × PPM

gdzie: K - współczynnik aktywności fizycznej
K =
1,2 leżenie

1,4 niska aktywność fizyczna

1,6 umiarkowana aktywność fizyczna

1,75 aktywny tryb życia

2,0 bardzo aktywny tryb życia

2,2 - 2,4 wyczynowy



26. Jedzenie jak paliwo.

Ciało jest drogocenne. Wybieramy paliwo dobrej jakości. 

27. Czas START.

  • Odstaw słodkości
        • Jedz to, co lubisz
        • Gryźć, a nie rozcierać językiem
        • Warzywa, białko
        • Cukier przytula i poprawia nastroj - uzależnienie i sztuczne szczęście
        • Detox cukrowy - 3 tygodnie wystarczy. Po tym czadie odczujesz brak ochoty na słodycze. Nawyk zniknie na dobre. Ale nie na zawsze.
        • Więc bądź czujna.
        • Puchniecie - zatrzymanie wody w przypadku zjedzenia czegoś kalorycznego sporadycznie. Nie panikuj, 2 kg to nie tłuszcz. Spadnie.
        • Daj sobie prawo do błędu. Ludzie czasem popełniają błędy. Jak już jesz cukier, to jedz, co lubisz. Nie byle co, byle słodkie. Świętuj w święta. Nie zachowuj się jak dziwak. 
        • Jedz co 3-4 godziny. Węglowodany złożone. Potem ciało się nauczy i samo będzie wysyłać sygnały.
        • Czytaj etykiety. Gotpwe produkty mają mieć prosty skład. Olej palmowy, cukier, syrop glukozowo-fruktozowy to zło.
        • Słuchaj ciała. Ono chce coś powiedzieć. Osłabienie, mdłości - może coś niewłaściwego zjadłaś. Wysypka, pryszcze, brak siły na ćwiczenia? Albo energia roznosi? Co zjadłam? To było ok. Zapamiętaj. Zimno? Coś zimnego jem na śniadanie w zimie? Zjedz raczej ciepłe itp.
        • Nie odkurzaj lodówki ani niedojedzonych resztek. Wyrzuć, a nie zjadaj, bo się zmarnuje.
        • Łap emocje zanim one złapią Ciebie. Zauważaj. Trening uważnosci. Reaguj. Wyrzuć niezdrowe żarcie, które masz. Zmień reakcje na emocje, wysłuchaj je, określ, nazwij i zareaguj.
        • W święta świętuj. 2 kg to żadna różnica. Nikt nie zauważy. Jedz ciasta i majonez. Ale tylko w święta, nie przez cały rok. Okazje. Tylko.
        • Zuj, przeżuwaj, licz ile razy gryziesz. Koncentruj się na jedzeniu. Smakuj. Jedz świadomie, nie bierz dokładki. Jedz powoli.
        • Sprawdzaj, co ci służy. Na przykład jakiś składnik może powodować niestrawność, poczucie przepełnienia, wzdęcia itp. Mleko, pszenica, nabiał. Przyprawy? Znajdź swoje nietolerancje.
        • Poukładaj swoje relacje z jedzeniem. Mięśnie brzucha trenuj w kuchni. Aktywność fizyczna może pomóc, ale nie zastąpi jedzenia.
        • Nie musisz ćwiczyć, żeby schudnąć.
        • Jedz sezonowo. To, co najlepsze o danej porze roku. Próbuj nieznane warzywa. Poszukaj przepisów.
        • Jedz warzywa. Szczupłe osoby jedzą warzywa. Mają one stanowić połowę talerza.
        • Rób to, co zawsze chciałaś. Już. Nie czekaj do schudnięcia.
        • Nosi Cię na coś słodkiego? Graj na zwłokę. Słodkie, ok, ale po treningu. Albo wieczorem. Odłóż. 
        • Wyobraź sobie, że jesz czekoladę. Albo coś innego, co lubisz. Zwizualizuj. Często to wystarczy i wcale nie trzeba tego jeść.
        • Albo obrzydź sobie coś, co jest złe. Robaki w czekoladzie itp. Pancerzyki chrupią. Czekolada to kupsko. Brudna produkcja itp. 
        • Im mniej tym więcej. Po brzegi na małym talerzyku. Małe gryzy, Małe porcje.

        _____________

        A z czym się z panią Węgiel nie zgadzam?

        1. Twierdzi, że "uzdrawianie przepisów" nie ma sensu. Brownie z fasoli ma być nie ok, a zwykłe ok, bo lepsze i nie na sensu się oszukiwać? A jogurt zamiast śmietany czy krojone ziemniaki zamiast frytek to są ok? Coś tu nie halo. Dlaczego nie jeść zdrowych wersji czegoś dobrego? 

        2. lepiej kupić ciastko niż piec, bo tylko jedno, a nie cała blacha? Ale kupne to na ogół syf. Według mnie lepiej upiec blachę, obdarować innych, albo zamrozić. Przynajmniej wiem co jem.

        3. Sport jest jak mycie zębów, nie ważne jaki, trzeba to robić, robi się w celu higieny. Bzdura. Lubię myć zęby szczoteczką soniczną. Dlatego taką używam. Nie ćwiczę, bo muszę. Robię to, co lubię. Oczywiście, jeśli szczoteczka się rozładuje, to umyję zwykłą. Jeśli wlepią mi kwarantannę i nie będę mogła iść pobiegać, to odwalę dywanówki, a nie będę leżeć na kanapie i użalać się nad swoim losem. Ale dopóki mogę, wybieram bieganie. 

        ufff, koniec.

        _______

        W treningach wprowadziłam zmiany. Zamiast sobotnich 25 km przebiegłam 12. W tym jeden kilometr to interwały. Na 100, 200, 300, 200, 100 metrów w trupa, przedzielane 100 m leciutkim truchciko-marszem. Efekt treningu o tysiąckrot lepszy niż to tępe dreptanie kilometrów. 

        Aha, wczorajszą dychę sylwestrową, pomimo trudnych warunków (strój z doszytymi balonami, które waliły mnie po twarzy) przebiegłam w 55 minut, co ciekawe, w strefie tlenowej (!). Jestem mega zadowolona. Medal przepiękny. Dostałam i WYTRĄBIŁAM SAMA (dziś kończyłam) całego litrowego szampana. Nie upiłam się. Nie mam kaca. Moralnego też nie.

        Plan jest taki. Poszukam sobie jakiegoś planu na półmaraton lub maraton (w sumie to nie zapisałam i nie wiem, czy zapiszę się na jakiś, ale nie w tym rzecz). Chcę treningi sukcesywne, poprawiające kondycję i osiągi. Chcę biegać lepiej, szybciej, być coraz lepsza. Nie zależy mi na tym, żeby więcej palić, chcę robić to co robię z głową i coraz lepiej. Albo może trening na dychę, ale taką w 50 minut? A potem jeszcze szybszą? 🤔

        W niedzielę mam bieg górski. Na ok. 12 km. Nie będę się forsować, jak na asfalcie, ale znam siebie i widzę, że podbiegi już ładnie mi idą. Mam z tego frajdę.

        1 stycznia 2022 , Komentarze (14)

        Moje postanowienie noworoczne to

        MNIEJ SPORTU 

        30 grudnia 2021 , Komentarze (4)

        Słucham sobie audiobooka Agnieszki Węgiel o powyższym tytule. Chciałam Carra, ale audiobooka nie ma, e-booka też nie znalazłam, a papierowych książek nie zamierzam gromadzić.

        Co do pozycji pani Węgiel, to jest ciekawa. Wali w pysk, obalając wszystkie mity i wymówki dotyczące odżywiania i diet.

        To, co wyniosłam do tej pory dla siebie, to:

        1. Mam jeść te 3 posiłki, lub 4, jak mam taki rozkład, ale to mają być normalne posiłki, pełnowartościowe, nie żadne obcinanie kalorii, żeby szybciej schudnąć. Pomiędzy posiłkami nie ma być żadnych przekąsek. Żadnego podgryzania jabłek, marchewek, czy innych takich. Nie chodzi tu o kalorie, ale o sam fakt podgryzania i robienia z jedzenia jakichś substytutów. Nie i koniec. Jeśli jestem głodna między posiłkami, to znaczy co? Ano to, że posiłki mam źle skomponowane, albo za mało kaloryczne. Najprawdopodobniej jest to deficyt białka i/lub tłuszczu. Mam zmienić posiłki na pełnowartościowe, a przekąski usunąć i już.

        2. Jedzenie emocjonalne. Czyli stres, o czym wiedziałam. Ale ja nie żyję w stresie i nie jem pod jego wpływem. Jeśli raz na chiński rok zdarzy mi się wkurwić, to wtedy kompletnie nie mogę nic zjeść. Apetyt poziom zero. Ale... pani Węgiel napisała coś, co było dla mnie zaskakujące. Ten sam mechanizm emocjonalny, czyli podniesienie poziomu kortyzolu, działa też w przypadku ulgi. Jako taka nagroda. Oooo, to to u siebie zauważam. Takie "no, wreszcie mam święty spokój, czas dla siebie i moich smakołyków". 

        3. Emocje w jedzeniu - trzeba zauważyć, zrozumieć. I zrozumieć, że jedzenie nie usunie problemu. Da chwilową ulgę, ale problem nierozwiązany będzie nawracał. Zatem trzeba zejść do źródła i popracować u podstaw. Może boleć, może być źle i ciężko, ale zajadanie problemów, to mniej więcej ten sam mechanizm, co picie wódy. Nie pomoże.

        4. Zakumumplować się z samą sobą. Zrozumieć siebie, swoje potrzeby, swoje marzenia, swoje żale, braki. Zobaczyć to, co jest we mnie cenne, dobre, fajne. Nie stawiać się w roli ofiary, nie mówić, nie myśleć o sobie źle. Jeśli ja siebie nie polubię, to kto ma to zrobić? 

        5. Oczywiście - żadnych diet. Żadnego myślenia "kiedy schudnę, to będę szczęśliwa". Bzdura. Będę szczęśliwa, kiedy sobie pozwolę na bycie szczęśliwą. Kiedy pozałatwiam to, co trzeba, kiedy będę się w życiu realizować, a do tego nie potrzebuję być chuda. Wręcz przeciwnie. Kiedy będę szczęśliwa, wtedy schudnę. 


        I tak sobie dalej słucham, jeszcze nie skończyłam. Większość zgadza się z moimi przemyśleniami. Fajnie. Troszkę się nie zgadzam, ale to drobiazgi.

        ____________

        Co słychać.

        Mam nową trenerkę. Już 3 treningi z nią zaliczyłam. Jest inna. Bardziej energiczna. Jest więcej cardio, więcej siłowych ćwiczeń, mniej takiej typowej gimnastyki. Spalam więcej, męczę się podobnie, nie mam zakwasów. Treningi są dłuższe, bardziej zróżnicowane,  więcej rozgrzewki, mniej uspokojenia i rozciągania. Ciężarki, kettle. Fajnie. Na razie mi to chyba bardziej odpowiada. Zmieniły się też pory treningów. Teraz mam w poniedziałki, środy i czwartki o 19.00. Godzina super, czwartek mi nie odpowiada i będę go odrabiać sobie sama w piątek. 

        Skończyłam słuchać serię demoniczną Perera V. Bretta. I jestem w czarnej rozpaczy, bo nie mam co słuchać! Poszukuję jakichś serii. Może "Koło czasu"? Albo "Saga o ludziach lodu"? Nie wiem, muszę się wciągnąć. Poszukam.


        Jutro bieg Sylwestrowy. 10 km. Normalnie nie biegam w piątki, ale pobiegałam wczoraj, w środę, wyszło 20 km, chociaż chciałam jakieś 14-15, ale źle sobie trasę wyznaczyłam. Dzisiaj za to odpuściłam. Przebiec przebiegnę. A medal jest śliczny.

        Zrobiłam sobie na 5 dni śniadanka - pudding z kaszy jaglanej na mleku migdałowym z odżywką białkową i nugatem z daktyli i nerkowców. Mniam. Duże porcje. Odżywki dwie różne - karmelowa i o smaku białej czekolady. Takie warstwy. Jedna porcja ma troszkę poniżej 400 kcal. Jak na śniadanie spokojnie wystarczy. 

        No to, 

        Szczęśliwego 2022.

        23 grudnia 2021 , Komentarze (10)

        Lubię nie mieć brzucha. Lubię czuć mięśnie, spięte i mocne. Lubię kiedy rano wstaję, a pępek dotyka kręgosłupa.

        Lubię czuć na czym siedzę. Te zakwasy po przysiadach. Lubię łupać orzechy dupskiem jak Jagienka z Krzyżaków.

        Lubię biec i nie czuć, że zaraz wypluję płuca. 

        Lubię, kiedy spodnie mi spadają z tyłka i muszę kombinować pasek, bo nigdzie nie mam.

        Lubię podnieść dwie zgrzewki wody mineralnej i poczuć się jak kilka miesięcy temu. A potem odłożyć je i odczuć różnicę.

        Lubię zjeść kawałek tortu, malinowego z masą z mascarpone i bitej śmietany z białą czekoladą. Bo to imieniny mojej Młodszej. I nie czuć się winną. I nie zeżreć 5 razy tyle, w ukryciu.

        Lubię kłaść się spać nieprzejedzona, ale z pełnym żołądkiem, bez stresu i głosu w głowie, że nie wolno jeść na noc. Wolno. Wszystko wolno. 

        Lubię nic nie musieć. 

        Wesołych Świąt. 

        19 grudnia 2021 , Komentarze (15)

        Od kiedy zmarła moja mama, świąt praktycznie nie ma. Taka ot, prowizorka. W tym roku nie ma też taty, bo jest na drugim końcu świata. W ogóle olałabym święta, ale młodsza córka przeżywa i dla niej to trzeba zorganizować. Zaprosiłam ciocię, siostrę mamy. Jest samotna i prawie byłam pewna, że się nie zgodzi, bo ma covid-obsesję. Nie szczepiła się, nie chorowała i wszystkiego się boi. Obiecałam, że przywiozę ją i zawiozę. 90 km w jedną stronę. W dodatku my wszyscy zrobimy sobie testy. Takie z Lidla czy Rossmana. To się zgodziła, co uważam za sukces negocjacyjny. Przynajmniej nie będzie marzła tam u siebie, bo ona nie ogrzewa mieszkania. Ciężki przypadek. Cóż.

        W związku z tym muszę wymienić opony, bo mam letnie i nigdy nie miałam zimówek. Nie jeździłam w zimie nigdzie, lub tylko po mieście, jak było sucho. Pomyślałam nad całorocznymi. Chyba to będzie najlepsze rozwiązanie. Obecnie mam 2 przednie w miarę nowe, bo wymieniałam po złapania gumy, a dwie tylne stare, 10-letnie, ale za to dobrej firmy. Całoroczne załatwiłyby sprawę. 

        Przeraża mnie przygotowywanie jedzenia na święta.  Nie ogarnę tego. U mnie w domu każdy je co innego, bo mąż na masie, starsza na diecie wątrobowej, ja wege, a młodsza grymaśna jak księżniczka. Jeszcze ciotka, która w sumie je tylko chleb, kiełbasę i ciastka. Obłęd. 

        Sprzątać mi się już kompletnie nie chce. Siedzimy prawie na kartonach, bo kupujemy nowe, większe mieszkanie i obecne mi po prostu już zwisa. Z samochodem jest podobnie, bo czekam na uregulowanie spadku i sprzedaję grunt. Będzie kasa, to planuję zakup nowego auta. Więc te nowe opony w tym staruszku kompletnie mi nie leżą. No ale co mam zrobić? 

        Waga chyba stoi. Nie rośnie. Chyba też nie spada. Jest dobrze.

        Biegowo udało mi się osiągnąć koncensus między chęciami a zdrowym rozsądkiem. Więc zostało tak:

        wtorek, czwartek 10-15 km

        sobota - 20-22 km

        niedziela - albo tempówka do porzygu na max. 6 km, albo spokojny na 10-15. Raczej te spokojne obecnie preferuję. Chciałabym wrócić do tempówek i interwałów, ale mam tak okropną niechęć do beztlenu i walki o oddech, że chwilowo odpuszczam tłumacząc się smogiem.

        Mam ochotę na jakieś motywujące książki o jedzeniu. Carra muszę odszukać, bo gdzieś miałam i zgubiłam. Fajki rzuciłam pięknie dzięki niemu. Swoją drogą, facet dokonał czegoś wielkiego. Sam zmarł na raka płuc, ale opracował metodę i opublikował. Tyle osób wyciągnął ze szpon nałogu, że powinien dostać Nobla. Pośmiertnie. Za co? Za pokazanie prawdy o samym mechanizmie nałogu. 

        Tak, świadomość jest sama w sobie kluczem do naprawy tego, co zepsute. Dlatego warto wsłuchać się w siebie. W swoje potrzeby, emocje. Dobra, kończę, bo zacznę tu promować medytację. Takie rzeczy to u swojego guru, ja tu tylko sprzątam.

        10 grudnia 2021 , Komentarze (48)

        Porównanie brzuchola. Pierwsze dzisiaj (po śniadaniu), drugie pod koniec sierpnia.

        6 grudnia 2021 , Komentarze (11)

        Jak pisałam, jakiś czas temu: nie mam pojęcia, ile ważę. 

        Zważę się na wiosnę. 

        W ciuchach się mieszczę, z tendencją do tego, że zrobiły się luźniejsze. Biega mi się dobrze. 

        W zasadzie jeśli schudnę przez tę zimę, to będzie jakiś taki gratis, czego nie oczekuję specjalnie, bo dobrze jest, jak jest.

        3 grudnia 2021 , Komentarze (33)

        Czy Wy też macie skłonności do przesady? Do próbowania więcej? 

        Miałam taki grafik:

        - poniedziałek trening obwodowy

        - wtorek bieg 8-10 km

        - środa trening obwodowy

        - czwartek bieg 6 - 8 km (interwały)

        - piątek trening obwodowy

        - sobota bieg długi 15-20 km

        - niedziela odpoczynek lub bieg 5-6 km na beztlenie, szybki


        No i patrzę, a tu z 8-10 km robi się 15. Z tego 6-8 wzrosło do 12-13. Długi rzadko jest poniżej 20, a w niedzielę jak dyszka nie pęknie, to mam niedosyt. Kurde. Jak się zahamować?!


        Z jedzeniem mam podobnie. Lubię, jak nie dojem. Jak zjem mniej. To nie jest dobry kierunek. 

        Na razie wszystko pięknie, ładnie, ale jak coś z tym nie zrobię, to przyjdzie taki moment, a wszystko pie&dolnie.


        27 listopada 2021 , Komentarze (29)

        Któż jest od nich wolny!

        Pisałam już o demonach, lękach. Tym razem chciałam skupić się na błędach, które powodują wahania wagi, tycie, ciągły głód i zaburzenia odżywiania. 

        Wiadomo. Złe nawyki, stres. Ale to nie nad tym chcę się dziś pochylić. Co robię źle?

        1. Jem, kiedy nie czuję głodu. Takie teorie powstały, że trzeba jeść śniadanie w godzinę po wstaniu, że stałe pory posiłków, że co ileś godzin. Bla-bla-bla. Każdy organizm ma swój zegar biologiczny. Nikt mnie nie zmusi, żebym poszła spać (i zasnęła!) o 20.00, więc czemu miałabym się zmusić do jedzenia o 7.00 rano?! Mój układ pokarmowy wtedy jeszcze śpi. Pierwszy głód odczuwam około 10-11 rano, a bywa, że po południu. I nie ma w tym nic złego! Jeśli zjem na siłę śniadanie o 7.00, to będę czuć się niekomfortowo. Owszem, pobudzi to trawienie, ale... po co? Czuję się rano dobrze, mam mnóstwo energii. Trawienie powoduje u mnie ospałość. Więc po co to psuć?

        Są dni, kiedy budzę się głodna. I wtedy nie widzę przeszkód, żeby zjeść śniadanie o tej 6.00. Bo tak. 

        Głód jest najlepszym drogowskazem i wyznacznikiem czasu, kiedy powinno zjeść się posiłek! Po to jest głód. Nie mylić z apetytem i chęcią na coś pysznego. To inny sygnał i dobrze nauczyć się je rozróżniać.

        2. Nie jem, kiedy czuję głód. Bo głód można wytrzymać. On przycichnie. Potem odezwie się znowu. I znowu przycichnie. Będzie tak pulsował z narastającym natężeniem. Jak przy porodzie lub konieczności wypróżnienia (przepraszam za porównania). Głód nie jest problemem sam w sobie. Problemem jest zbyt długie go ignorowanie. Pierwszy sygnał, że się przegięło, to spadek glukozy - zawroty głowy, zasłabnięcia. Mi się raz zdarzyła czasowa (na szczęście!) utrata wzroku! Potem spada metabolizm. I tempo chudnięcia. I tempo życia. I wszystko szlag trafia.

        Nie ma też nic złego w jedzeniu wieczorem, w nocy. Oczywiście, po uczcie i ciężkostrawnym jedzeniu sny są płytkie i niespokojne. Ale to dotyczy tylko przejedzenia i tylko przed samym snem. Ja czasami jem o 23.00 i nie odbija się to na moim śnie (sprawdzam!), ani na gromadzeniu tłuszczu. Ale na ogół nie jestem głodna w nocy. Jak zjem koło 21-22, to nic się nie odezwie w nocy. 

        3. Zaspokajanie głodu gówienkami. Zasada jest taka: kiedy czuję głód, to mam zjeść posiłek. Nie przekąskę. Nie skubnąć coś na szybko. Nie zapchać się sałatą. Nie zapić wodą. Mam zjeść zdrowy, pożywny posiłek. Koniec kropka. Z białkiem, tłuszczem. Tylko to da organizmowi to, czego potrzebuje. 

        4. Odkładanie na później. Jeśli jestem głodna teraz, to jem teraz. Nie czekam na wyznaczony czas posiłku. Organizm lepiej wie, kiedy potrzebuje paliwa. Z pustym bakiem się nie jedzie. Oczywiście, jest to trudne. Ale do zrobienia. Mam zajęcia ze studentami. Dwie grupy pod rząd bez minuty przerwy. Od 12 do 17. Wiem, że będę głodna w tym czasie. Oczywiście, nie wyciągnę termosa z obiadem w laboratorium. Nie wyjdę też i nie zostawię ich. Więc biorę sobie duuuuży bidon z joguetem skyr i dwiema porcjami odżywki białkowej. I sobie piję, jak mnie złapie głód. Dyskretnie.

        5. Przesadzanie z aktywnością. Oj, to moja zmora. Mam tendencję do przesady. Wiem. Zbyt dużo ruchu to stres dla organizmu. Zbyt wiele stresu to blokada dla metabolizmu. Wiem o tym z literatury i z doświadczenia po tym jak przytyłam trenując do maratonu. Biegając po 20-30 km dziennie. 

        6. O olewaniu aktywności nie napiszę, bo nie pamiętam kiedy mnie ten problem dotyczył. Mnie rwie do ruchu.

        © Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
        Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.