Misie i Szproteczki Moje Kolorowe.
Jakoś ostatnio, ani czasu, ani chęci do pisania nie mam.
Nowy rok się zaczął, a ja jak by gdzieś jedną nogą jeszcze w starym.
Boje się tego nowego, boje się myśleć i na głos mówić że zaczęło się dobrze i może być już tylko lepiej.
Los bywa złośliwy i lubi z nas drwić.
Przed wczoraj moja mama obchodziła by 61 urodziny, dziś siostra skończyła by 38 lat.
Brakuje mi ich jak diabli.
W obliczu tego wszystkiego co przeżyłam, robienie tragedii z kilku kilogramów nadwagi wydaje mi się śmieszne i błahe.
Dieta kulawo, nie jest źle, ale powinno być lepiej.
Jakimś dziwnym trafem waga się na mnie nie mści i wciąż pokazuje te same cyferki.
Chciała bym żeby zaczęła spadać, ale jak się siedzi z złożonymi rękoma i czeka nie wiadomi na co to nic się samo nie zmieni.
Ćwiczeń nadal brak.
Pobiegała bym, ale boje się że znowu mnie coś dopadnie, chyba będę musiała przeprosić się z orbim.
Przydało by się też coś więcej poćwiczyć, bo mimo tego ze waga stoi w miejscu to ciało się zmieniło, niestety nie na lepsze.
Anginę pożegnałam, zatkane ucho też, tylko czasem jeszcze mi w gardle zasycha i dostaję ataków kaszlu, szczególnie w pracy gdzie mam ogrzewanie elektryczne, widocznie powietrze za suche.
Namawiam męża na nowego psiaka, na razie stawia opory, ale wiem że w końcu się ugnie.
Mnie pusto w domu bez naszego pupila, wciąż się oglądam za siebie bo rano zawsze psina snuła się za mną po domu jak cień, jak nie domknęłam drzwi w łazience to towarzyszył mi przy porannej toalecie.
Miłego popołudnia życzę i niech nam kilogramy spadają.
*Dziękuję za wszystkie komentarze.