Mieszkam pod Poznaniem i co tydzień w moim mieście organizowany jest targ. Poszłam tam dziś z nadzieją kupienia sobie bluzki. Fakt nie wszystkie były fajne, co niektóre przypominały bluzki kobiet ze wsi, ale najgorsze było to, że nawet jak widziałam jakąś fajną i wydawała mi się w dużym rozmiarze to i tak nie podchodziłam, albo podchodziłam i zaraz uciekałam. Wstydziłam się przyznać, że szukam czegoś dla siebie, że taka gruba baba też chce się ubrać. Bałam się, że każdy sprzedawca powie, że nie ma tak dużych rozmiarów, a ja z pokorną miną będę musiała powiedzieć rozumiem i odejść. Gdy sobie to uświadomiłam idąc do domu z jajkami i ziemniakami, bo akurat to kupiłam bez problemu, przeraził mnie stan mojego umysłu. Mogłabym się zamknąć w pomieszczeniu i nie wychodzić.
To tak jak z czatowaniem. Wchodzę na różne portale, szukam fajnych ludzi, czasem się uśmieje, czasem popłacze, niby wszystko się klei, wymiana zdjęć i o dziwo też nie ucieka gdzie pieprz rośnie. A potem i tak się z nim nie spotkam, bo na zdjęci jestem chudsza o 10kg, bo i tak nic z tego nie wyjdzie, bo i tak nie daje sobie szansy...
Często się słyszy, że ludzie nie widzieli swoich problemów itp. Ja moje znam, widzę, umiem je nazwać, umiem podać przyczynę ich powstania i mam wrażenie, że to gorsze niż niewiedza. Mam iść do psychologa aby uświadomił mi co mnie boli, co mi ciąży, przecież ja to wszystko wiem, znam przyczyny, wiem jak powinnam z tym walczyć. Chyba moja samoświadomość i świadomość moich problemów jest największym przekleństwem...
Chciałabym być głupiutką nieprzejmującą się laską, wciskającą się w za małe ciuchy i szalejącą co tydzień na imprezach z innym facetem. Może ona nie widzi pełnych pogardy i żenady pojrzeń... Ja w ten sposób patrze na siebie każdego dnia, w każdej chwili mojego życia...