DZIEŃ OBŻARTUCHA.
Ostatni dzień przed nie lada wyzwaniem - moją pierwszą w życiu dietą.
Postanowiłam sobie, że nie będę się katować, słodycze i potrawy kaloryczne sprowadzę do minimum, tłusto nie jadam, więc pod tym kątem nic się w moim jadłospisie nie zmieni.
Czemu nigdy wcześniej nie zdecydowałam się na ten krok? Przecież od urodzenia dziecka minęło już pół roku. Właściwie to sama nie wiem.
Jak dziś pamiętam dzień kiedy mieszkaliśmy jeszcze z moją Mamą:
wielkie sprzątanie, ogólny rozgardiasz. Poprosiłam Męża aby zebrał suche pranie z suszarki i posegregował je w odpowiednich szufladach.
Nagle dobiegło mnie Jego wołanie:
- Kochanie, chodź tutaj.
Mój Mąż stał w progu z gaciami mojej Mamy w rękach i niewinnie zapytał:
- To Twoje? Bo nie mogę się połapać.
Hmm... moja Mama nie należy do osób szczupłych, wręcz przeciwnie - ma sporą nadwagę. Wydawało mi się, że naszą bieliznę może pomylić wyłącznie ślepiec.
Fakt, mój Mąż nosi okulary, ale o nagłym oślepnięciu nic mi nie wiadomo.
Po tym incydencie pomyślałam sobie: 'kurczę, może czas coś ze sobą zrobić?'
No ale nie zrobiłam nic; zapomniałam, zabrakło mi motywacji, skupiłam się na dziecku - w sumie to nie wiem. Każda wymówka jest dobra kiedy nie chce się niczego zmieniać, nieprawdaż? ;)
Co więc skłoniło mnie do zmiany w tej chwili?
Stanęłam na wagę i okazało się, że od ostatniego ważenia przybyły mi trzy kilogramy!
Pomyślałam sobie, że tym razem będzie inaczej, niż dotychczas.
Że zamiast użalać się nad sobą i uznawać się za chodzące nieszczęście po prostu zrobię coś ze sobą i schudnę.
Tak jak wspominałam dziś ostatni dzień jedzenia tego na co mam ochotę, więc zjem tę babkę ziemniaczaną prosto z piekarnika i nawącham się zapachów na kolejne kilka/naście/dziesiąt następnych tygodni.
Wszystkim zaczynającym swoją przygodę z odchudzaniem, jak i tym, którzy skutecznie walczą z ciążącymi kilogramami życzę wszystkiego najlepszego.
Pamiętajcie: wszystko zależy od Was.
Au revoir.