Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Co mnie skłoniło do odchudzania: głównie względy zdrowotne, a tak w ogóle to zaczynałam w 2009 roku ważąc 163 kg. Instagram: potatocourier

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 91398
Komentarzy: 1581
Założony: 5 września 2011
Ostatni wpis: 12 kwietnia 2023

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
luumu

kobieta, 36 lat, Kraków

168 cm, 106.20 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

7 listopada 2012 , Komentarze (3)

rzeczywiście. tydzień po feralnym ważeniu się moja waga wyniosła 112,3 kg. dzisiaj ważę 111,7 kg. urocze.

nadal jestem zajęta zdobywaniem mapy w grze. do tego doszły nowe obowiązki, gdyż mama jest znowu w szpitalu.

obiecuję, że od poniedziałku wrócę na dłużej.

pozdrawiam cieplutko, wchłaniając grahamkę z żółtym serem.

30 października 2012 , Komentarze (1)

waga powiedziała 114,8kg. uznaję to za błąd, ponieważ przez tydzień nie mogłam przytyć 2,5kg i nie zmienię wartości na pasku.
zwłaszcza, że spodziewałam się znacznego ubytku - nawet 2 kg.
pisałam, że Luby mnie tuczył. ale... wówczas nie jadłam obiadu/kolacji.

planowałam dziś opisać plany dotyczące powrotu do normalnego trybu żywienia, ale nie mam pomysłu. poza tym zainstalowałam sobie grę Rome: Total War z dodatkami i zaraz idę grać. 8D

na jutro coś wymyślę.

29 października 2012 , Komentarze (5)

wczoraj o 23:18 wysiadłam z pociągu na stacji Kraków Główny kończąc pięciodniową wyprawę do Lubego.

śmieję się, że ludzie wydają majątek na sesje na Power Plate, a ja miałam "trening" w gratisie, tłukąc się łącznie przez ponad 16 godzin pociągiem po boskich polskich torach. do tej pory odczuwam wibracje w okolicach bioderkowej słoninki.

jak się spodziewałam, Luby skutecznie gonił mnie po miejscowości (codziennie wycieczka do Lidla - 2,6 km w jedną stronę), przez co w pięć dni zrobiłam łącznie ponad 22 km.
jednak jeśli chodzi o jedzenie to chyba chciał mię utuczyć, ponieważ dokarmiał batonikami typu bounty z Lidla, ciasteczkami, babką cytrynową i bułkami z salami, które wyjmowałam, bo zapach tej kiełbasy powodował mdłości. i cały czas pytał, czy nie jestem głodna lub spragniona i nie mógł się pogodzić z faktem, że w piątek na obiad zjadłam tylko 11 kopytek, a nie cały talerz jak On.

w planach mieliśmy dużo zwiedzania, ale skończyło się na wielogodzinnych posiedzeniach przed komputerem, gdzie w dodatku Barbarian Invasion do gry Rome: Total War grając frakcją Sasanidów staraliśmy się narzucić protektorat Cesarstwu zachodniorzymskiemu. 

jutro hop na wagę oraz wstępny plan powrotu do normalnego odżywiania się.

pozdrawiam zielono.

23 października 2012 , Komentarze (5)

miałam opisać swoje wrażenia dotyczące przygotowań do pięciodniowego wyjazdu do Lubego, ale uznałam, że są za mało epickie, więc Wam oszczędzę przynudzania.
112,3kg, czyli -1,2kg. jest super. a Luby będzie ograniczał pokusy i gonił mnie po swoim mieście rodzinnym oraz okolicach, więc podejrzewam, że wrócę do Krakowa sporo lżejsza.

na początku planowałam zabrać na ośmiogodzinną podróż dwa naleśniki z sałatką brokułową zlepioną jogurtem typu greckiego. ale później stwierdziłam, że z nerwów raczej nic nie zjem, więc śniadanie pochłonę nad ranem (muszę wstać o trzeciej x_x), a do pociągu wezmę pełnoziarniste ciastka Belvita i butelkę wody mineralnej.

będę tęsknić za Wami.
pozdrawiam słodko.

21 października 2012 , Komentarze (4)

niby to wiem, ale ostatnio zaczęłam znowu to robić. wczoraj wchłonęłam sporą porcję krakersików z makiem, a dziś podobną krajanki cytrynowej. i całe pętko kiełbasy jałowcowej (w plasterkach). 
nie ma dla mnie usprawiedliwienia. aż się boję wejść jutro na wagę.
na szczęście we środę jadę do Lubego, więc przez pięć dni będzie pilnował lodówki przede mną.

złota myśl, umieszczona na liście najgłupszych wypowiedzi gwiazd:
Nie jestem na diecie. Po prostu nie jem tyle, ile bym chciała. (Linda Evangelista)

pozdrawiam słodko.

15 października 2012 , Komentarze (5)

113,5 kg, czyli +1.
jak, ja się pytam...
przecież jem jak Amon Ra przykazał, regularnie ćwiczę, piję gluty z siemienia lnianego...
rano powiedziałam Lubemu, że ja chyba tyję ze stresu spowodowanego presją odchudzania, pod którą jestem. On na to, żebym nie opowiadała bzdur, bo ze stresu się chudnie. i żebym nie szukała sobie głupich wymówek. wtedy Mu wykrzyczałam, że Jego wypowiedź dla mnie brzmi: "tutaj sobie jesz dietetycznie sałatki i kiełki, a po kątach wpierdalasz czekoladę". do tego się popłakałam i miałam rzucić słuchawką, ale w porę się opanowałam i dalej już rozmawiałam z Nim normalnie.

teraz też siedzę i płaczę. w sumie bez powodu, bo łzy same napływają mi do oczu. żeby nie myśleć za dużo o swoim życiu, gram w jakąś strategię turową. po czterech mapach uświadomiłam sobie, że nienawidzę przecież turówek. 

dzisiaj znowu randka z sałatką brokułową. mniam.

13 października 2012 , Komentarze (1)

wróciłam właśnie z kuchni, gdzie upolowałam pół szklanki mleka 3,2%, a resztę dopełniłam wodą. na stole leżała gazeta o tytule "barwy życia", a ja zamiast barwy przeczytałam parówy. jedzenie rzuca się na mózg. zjadłabym ze dwie parówki z musztardą...

wczoraj...
śniadanie: grahamka z serem typu feta light, pół pomidora.
drugie śniadanie: naleśnik wypchany marną resztką sałatki brokułowej, drugie pół pomidora.
obiad: podobno ryż z jabłkami, surówka z marchewki.
poko: jogurt naturalny, nieszczęsny grejpfrut biały niezjedzony we środę. nic.

dzisiaj...
śniadanie: szklanka mleka 3,2% (łącznie), dwa herbatniki bebe. (rodzice dopiero pojechali do biedronki, pustki w lodówce.)
drugie śniadanie: nieszczęsny biały grejpfrut.
obiad: nie wiem.
poko: kefir 0%.

nie wytrzymałam wczoraj i zrobiłam 64 brzuszki skośne oraz przez dziesięć minut kręciłam biodrami. organizm się zemścił zakwasami mięśni ud. nie ze mną te numery, Brunner.

pozdrawiam.

12 października 2012 , Komentarze (3)

wczoraj...
śniadanie: bułka pełnoziarnista, dwa ogórki kiszone.
drugie śniadanie: ryż na mleku. nic.
obiad: dwa naleśniki wypchane sałatką brokułową.
poko: koktajl z jogurtu naturalnego, banana i kiwi. dodałam jeszcze prażone siemię lniane, które jednak lekko się przypaliło i zdominowało smak koktajlu. wypiłam duszkiem, robiąc dobrą minę do złej gry.

dzisiaj...
śniadanie: grahamka z serem typu feta light, pół pomidora.
drugie śniadanie: naleśnik wypchany marną resztką sałatki brokułowej, drugie pół pomidora.
obiad: podobno ryż z jabłkami, surówka z marchewki.
poko: jogurt naturalny, nieszczęsny grejpfrut biały niezjedzony we środę.

sałatka brokułowa - lekko odchudzony przepis z programu "Menu na miarę"
(zmniejszyłam ilość sera, ziaren słonecznika i zrezygnowałam z oliwy)
1 brokuł
100g sera typu feta light
30g ziaren słonecznika
brokuła podzielić na różyczki i blanszować przez 2 minuty we wrzątku, ostudzić. pokroić na mniejsze kawałki. ser typu feta rozdrobnić widelcem. ziarna słonecznika uprażyć na suchej patelni, dodać do brokuła i sera. wymieszać.
naprawdę uzależniający smak.

tak bardzo się napaliłam na ćwiczenia, że nawet Luby lekko hamuje mój zapał. dzisiaj robię dzień przerwy, ale jutro... będzie się działo. ;)
zastanawiam się też nad skomponowaniem playlisty trwającej trochę ponad 30 minut, żebym nie musiała się ciągle gapić na zegarek. na razie ćwiczę przy muzyce z radia, ale po godzinie osiemnastej zaczynają puszczać już wolne kawałki, które raczej zachęcają do nieśpiesznej aktywności łóżkowej ;) niż brzuszków czy popylania na wyimaginowanym rowerku.

pozdrawiam różowo.

11 października 2012 , Komentarze (1)

znowu mi jakoś dziwnie smutno, ciągle też dochodzi do spięć z Lubym... październik zawsze był dla mnie złym miesiącem...

wczoraj...
śniadanie: dwie kromki białego chleba z keczupem, pomidor.
drugie śniadanie: placuszek biszkoptowy z TEGO przepisu z dwiema łyżkami jogurtu naturalnego i dwiema musu z jabłek.
obiad: ryż z warzywami na parze. i może coś jeszcze. nic, bo nie chciało mi się iść do sklepu.
poko: kefir 0% i grejpfrut biały.

dzisiaj...
śniadanie: bułka pełnoziarnista, dwa ogórki kiszone.
drugie śniadanie: ryż na mleku.
obiad: dwa naleśniki wypchane sałatką brokułową.
poko: koktajl z jogurtu naturalnego, banana i kiwi.

10 października 2012 , Komentarze (3)

wczoraj nie byłam głodna i zjadłam tylko porcję kaszy z cebulą i pomidora. no dobra, głód dopadł mnie dopiero po dwudziestej. na szczęście nie miałam nic do jedzenia.

dzisiaj...
śniadanie: dwie kromki białego chleba z keczupem, pomidor (pustki w lodówce).
drugie śniadanie: placuszek biszkoptowy z TEGO przepisu z dwiema łyżkami jogurtu naturalnego i dwiema musu z jabłek.
obiad: ryż z warzywami na parze. i może coś jeszcze.
poko: kefir 0% i grejpfrut biały.

nie lubię białych grejpfrutów, ale są znacznie tańsze niż czerwone.

wczoraj zrobiłam zaledwie 32 (słownie: trzydzieści dwa) brzuszki skośne i mnie bolą biodra. pora chyba kupić mięciutką karimatę, a nie ćwiczyć na parkiecie przykrytym cienkim kocykiem.

pozdrawiam cieplutko.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.