wczoraj nic nie napisałam, choć miałam otwarty edytor i coś tam wklepałam.
jak pisałam we wtorek, środa miała minąc pod znakiem wycieczki do Ikei. w jedną stronę jechałam autobusem. głupie studentki źle mi powiedziały i wysiadłam przystanek wcześniej, przez co musiałam zapierniczać kawał drogi, wdychając boskie powietrze składające się w 3/4 z pyłu z budowy oraz spalin samochodów (znowu narzekasz kobieto, weź się ogarnij).
wzięłam żółtą torbę i wózeczek, i udałam się labiryntem na zwiedzanie sklepu. oczywiście jak zwykle niezdrowo się podnieciłam w dziale kuchennym. smutno mi trochę było, gdyż tę wycieczkę odbywałam w samotności, podczas, gdy inni przychodzili całymi rodzinami.
wyznaczyłam sobie 250 zł limitu, wydałam 230 zł na: rondelek, blachę do pieczenia, formę do tarty, naczynie żaroodporne, łopatkę silikonową, słomki do napojów, komplet miseczek do serwowania, foremki do lodów, trzepaczki, kubek, talerzyk, miseczkę, mini komodę, wypasiony nóż i napój z białego bzu.
poszłam na przystanek autobusowy i dotarło do mnie, że nie mam drobnych, a nie będę karmić automatu biletowego banknotem o nominale 100 zł, postanowiłam więc dojść do najbliższego kiosku i tam rozmienić pieniądze. niestety najbliższy kiosk był 1,5 km dalej, przy przystanku tramwajowym. obładowana 7,5 kg drobnicy (łącznie z torebką) zasuwałam w deszczu z rozwaloną piętą. kiedy wróciłam do domu przeładowanym tramwajem, myślałam, że wyzionę ducha. nie jadłam obiadu w Ikei, gdyż wróciłam znacznie wcześniej, niż planowałam.
a wieczorem byłam już tak zmęczona, że ku rozczarowaniu Lubego, padłam o 21:09 i spałam jak zabita do 5:30. to była moja pierwsza od ponad miesiąca noc, którą przespałam bez budzenia się i co najważniejsze, nie musiałam się wspomagać tabletką na sen.
słodkie menu:
śniadanie: kawałek kiełbaski jałowcowej, do tego chrzanik z żurawinką i kromeczka chlebusia pełnoziarnistego.
drugie śniadanie: trocinki z mleczkiem 1,5%.
obiad: makaronik razowy z sosikiem z torebeczki, suróweczka z marcheweczki z jabłuszkiem.
poko: mrożony jogurcik z suszonymi truskaweczkami.
dziękuję za uwagę i pozdrawiam.