Pamiętnik odchudzania użytkownika:
rob35

kobieta, 56 lat, Warszawa

157 cm, 83.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

9 listopada 2012 , Komentarze (33)

Puszczam smrodek dydaktyczny:

- Kacper, to ważny dla ciebie rok. Masz się pilnować, odrabiać lekcje, rozumiesz. Nie tak jak twoja siostra, która już ma jedną jedynkę za brak pracy domowej.

- Phiiiiiii, ja mam cztery... - Kacper wydyma lekceważąco wargi.

- Co???????!!!! - zaczynam się wzbudzać.

- O tutaj - pstryka palcami w przednie zęby i zwiewa, rechocząc.

6 listopada 2012 , Komentarze (29)

Ala śpiewa w różnych chórach. Od zawsze. Dlatego nie zawsze mi się chce iść ją podziwiać. Wiem - wredna matka jestem.

Ostatnio w niedzielę miała koncert szkolnego chóru po mszy w kościele u wizytek. Pomyślałam sobie sprytnie: idąc tam, upiekę dwie pieczenie na jednym ogniu - zaliczę mszę i występ. Ale ta druga pieczeń piekła się aż półtorej godziny! Gdybyż to było w piątek czy w sobotę ... Ale kto jest nauczycielem, ten wie, że dla nas przykazanie "dzień święty święcić" przestaje obowiązywać gdzieś tak w niedzielę po obiedzie. Trzy i pół godziny (bo dojazd jeszcze!) w plecy! To dlatego byłam jakaś obrzydliwie nieskora do komplementów.  

Po co ja się wam tłumaczę? Bo na fejsie moja Alutka zamieściła po występie taki oto tekścik:

Najlepszy motywator świata - moja mama: "W sumie, jeśli miałabyś ćpać, to już wolę, jak śpiewasz."

Dostała już 58 lajków.

3 listopada 2012 , Komentarze (15)

W drodze na cmentarz:

- Dobrze, że jest dziś słoneczko, bo nie uprałam ci jeszcze puchówki na zimę - mówię do Ali. - Trochę się obawiam, bo puchówka raz uprana nie jest już taka ciepła.

- Z tenisówkami to samo: wrzucisz je do pralki, a one, owszem - bieleją, ale już nie są jak nowe, podeszwa się zaczyna odklejać - przez Alę przemawia życiowe doświadczenie.

- Z żoną to samo. Spierzesz raz, a potem już nie jest jak nowa - refleksyjna zaduma udzieliła się mężowi.  

11 września 2012 , Komentarze (47)

Ufff, wreszcie się jakoś obrobiłam po wyjeździe integracyjnym klas pierwszych. Mój syn słusznie mówi, że jestem wafel - imprezę dla 187 osób zorganizowałam sama i za darmochę. Pół wakacji myślenia telefonowania, mailowania i ciężar odpowiedzialności! Od dyrekcji "dziękuję" nie usłyszałam. Zostaje jednak smak satysfakcji, że wszystko udało się świetnie. Nawet samowolka wzbudziła aplauz, samowolka, czyli koszulki z nowym, wymyślonym przeze mnie logo szkoły. Nad projektem pracowałam z małżonkiem jeden cały wakacyjny weekend. Mówcie nam: Państwo Waflostwo!

Z obozu przywiozłam kilo więcej (cóż zrobić - karmili nas rewelacyjnie!) i kolejną opowiastkę o córce kolegi, czteroletniej Oli, tej samej, która beeeee-czała w kościele.

 

Ola nie lubi, jak tata układa ją spać. Woli mamę. Któregoś wieczoru mój kolega Jacek jak zwykle opatulił córkę kołderką, przeczytał jej fragment książeczki i zgasił światło. Nie minął kwadrans, kiedy z sypialni dziecka rozległ się głosik: "Mamoooo!" Żona Jacka po dłuższym wołaniu córki udała się na górę. Otworzyła drzwi pokoju i ... zdziebko ją wmurowało. Ola leżała na dywaniku przy łóżku rozpłaszczona jak żabka, ręce i nogi rozrzuciła w dziwaczny sposób:

- Sama zobacz, jak on mnie położył! - zapiszczała z wyrzutem.

 

2 września 2012 , Komentarze (24)

Moja mama karmi swą wnuczkę Zuzię, córkę mojej siostry:

- Jedz marchewkę, jest dobra na oczy.

- Ja nie chcie na oczy, ja chcie do buzi.

1 września 2012 , Komentarze (27)

Siedzimy nad tymi wszystkimi żarciowymi cudeńkami, które robiły dla nas kamedułki codziennie (wstając o czwartej rano!). Nic dziwnego, że zamiast świątobliwych, latają nad talerzami tematy kulinarne.

   

Danuśka - kobieta przedsiębiorcza i zaradna do bólu:

- Jako nastolatka byłam kulinarnym niedorozwojem. Moja mama oszczędzała mi zajęć przy garach, a i ja jakoś do kuchni się nie garnęłam. Kiedyś, już chyba na studiach to było, wyjechałam na obóz, gdzie pełniliśmy dyżury i sami przygotowywaliśmy obiady. Postanowiłyśmy z koleżanką, że zaserwujemy wszystkim zupę pomidorową. Bo wydawała się najłatwiejsza. Rosołek oczywiście z kostki, koncentrat pomidorowy i ... Tu powstał problem: czym się zabiela ten czerwono krwisty wywar? Po burzy dwóch półmózgów podjęłyśmy kolektywną decyzję. W zupie wylądowały dwa słoiki ... majonezu.

- To ja się też do czegoś przyznam - rzekła Halinka, wiotka i krucha siedemdziesięcioletnia panienka. - Kiedyś kupiłam sobie rybę i chciałam ją przygotować w piątek na obiad. Wyjmuję rybę z torby i kładę na deskę do krojenia, a ona - chyc! - poruszyła się pod palcami. Myślałam, że umrę. W odruchu bezwarunkowym wrzuciłam ją do rondla, a rondel do lodówki. Pomyślałam, że to znak, aby w piątek pościć o chlebie i wodzie. W sobotę ostrożnie wkładałam rękę do lodówki, by wyciągnąć tylko masełko i serek. W niedzielę pomyślałam, że już tego mrożenia wystarczy. Wyjęłam rybę, zamachnęłam się nożem, dziubnęłam ją ostro. A ryba znów - chyc! Serce łomotało mi z przerażenia, gdy całym ciężarem ciała oparłam się o drzwi lodówki, za którą znowu zniknął wiadomy rondelek. W poniedziałek powiedziałam sobie: "Dosyć tego!". Postanowiłam być twarda. Wyjęłam rybę z lodówki, włożyłam do siatki, przejechałam autobusem pół miasta i ... wypuściłam ją do Jeziorka Czerniakowskiego. Problem odpłynął.

30 sierpnia 2012 , Komentarze (49)

Ostatni tydzień spędziłam u mniszek kamedułek w Złoczewie, prowadząc tam warsztaty ikonopisania. Radosne i szalone szczodrością dziewczyny! W konstytucji swojego zakonu mają zapis:
"Tradycyjną formą obecności mnichów i mniszek w świecie jest gościnność, która według świętej Reguły zmierza do zaofiarowania odwiedzającym nie tylko wytchnienia fizycznego, ale również do zapewnienia im pokarmu duchowego."

Oto jak wyglądał serwowany przez kołowrotek w ścianie (by nie złamać zasad klauzury) pokarm ... duchowy. Jedno ze zdjęć objawiło mi, że duchowość może rozpierać się także na plecach  

 

12 sierpnia 2012 , Komentarze (31)

Moje dziewczyny, choć jeszcze nie studentki, wyrobiły sobie karty ISIC, ponieważ było im potrzebne ubezpieczenie na obóz taneczny. Mąż wyciąga swoją kartę uniwersytecką, która wygląda podobnie. Następuje dziecinne licytowanie się:

- Z kartą ISIC jest taniej w Empiku.

- Ja też mam zniżki w Empiku.

- A my możemy płacić mniej w pizzerii Dominium.

- Eeee tam - prycha lekceważąco mąż - pizza Dominium jest kiepska ...

- A ty masz zero rabatu w "Coffee-heaven"!

- Mnie to zuuupełnie nie interesuje. Ja sam robię mamie świetną "coffee", a mama mi - "heaven".

10 sierpnia 2012 , Komentarze (36)

Wskoczyłam przedwczoraj na wagę po przyjeździe z Gdańska, gdzie przez tydzień robiłam za żywy eksponat na wystawie ikon u dominikanów (może któraś z Was mnie widziała?). Zamknęłam oczy, bo wiadomo - jak siedzisz na tyłku i malujesz, to nie chudniesz. Churching to nie to samo co jogging! Waga wypluła 74,5 kg. Ufff! Myślałam, że dowali więcej, bo moje sumienie śmierdziało nie tylko sfermentowanym piwkiem. 

Wczoraj powtórzyłam skok na wagę i  ...... zdziwiłam się niemal jak ci, co pokładali nadzieję w Amber Gold. 82,3 kg! Wskoczyłam jeszcze raz i jeszcze, i jeszcze, i jeszcze raz. (Jak do olimpiady wprowadzą skok na wagę jako nową dyscyplinę, to na mur-beton przejdę eliminacje.) Waga bez mrugnięcia szklanym okiem pokazywała wciąż to samo. Kuźwa! Dziś powtórzyłam trening skoków. Wynik: 82,5kg. Inaczej nie chce być. Kiedy ta cholera kłamała????? Przechodzę terror niepewności, podejrzliwie lustruję swe odbicie, badam głębokość rowów tektonicznych między fałdami na brzuchu. O, Vitalio, zmiłuj się nade mną! Patrz, wróciłam!

A było mi tak pięknie bez ciebie. Przed Gdańskiem, na ten przykład, trenowałam sobie kinositting we Wrocławiu. Obejrzałam kilkanaście filmów w ramach festiwalu organizowanego przez Nowe Horyzonty. Na warsztatach dla nauczycieli (wróóóóć: dla nauczycielek) zacieśniałam więzi międzymiastowe i międzypokoleniowe, zwykle w "Mleczarni" po nocnym seansie. Ulepiłam se też krasnoludka, który wraz z moimi nogami zagrał niebanalną rolę w filmie wszechczasów:

https://www.youtube.com/watch?v=GKOaDyp2AzE

PS1: Zwróciłyście uwagę na kapcie!!!? Nowe kapcie! - mówi Wam to coś?

PS2: I litości!!! Nie każcie Rob-artystce dokonywać tu analizy mimowolnego arcydzieła. Zalecana reakcja: osłupienie w niemym zachwycie.

 

13 lipca 2012 , Komentarze (54)

Jestem z koleżanką w Auchan.

- Słyszysz, wołają właściciela srebrnej corsy. To nie twoja?

- Yyyyy ... jaki  to był numer ???... zaraz ... -  walczę  z torebką, by raz-dwa wydobyć dowód rejestracyjny.

- O, masz podobne problemy - zauważa Magda.

- Z torebką? Mąż mi kupił taką w prezencie. Ci z Marsa myślą, że osiem wewnętrznych kieszeni nas uszczęśliwi.

- Nie z torebką, tylko z zapamiętaniem numeru.

- Fakt! Pięć głupich cyferek, a pamięć bezradna ...

- Moje też są głupie, żadnej logiki: 83075. Ale kiedyś Muchor się zniecierpliwił: "Jak to! Żeby nie znać numeru rejestracyjnego swojego samochodu! W głowie się nie mieści!" Powiedziałam mu, że jak jest taki mądry, to niech powie, jak mam to zapamiętać. "To proste! Wystarczy, że pomyślisz sobie: jak będę miała 83 lata, to będę chciała wyglądać na 75". I, wiesz co, to rzeczywiście zadziałało!

 

 

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.