Wczorajszy dzień od samego rana był dziwny. Na poczatku byłam strasznie zamulona , taki Powolniak. Z trudem ,bo z trudem ale powolutku weszłam na obroty.Posprzataliśmy chate,zrobiłam obiad i czekalismy na gości(przyjaciół mojego starszego syna).
Ścięłam się trochę ze ślubnym o menu, to już miałam niezłego "głodomora"
w efekci zjadłam więcej niż powinnam.
Po obiedzie dzieciaki pognały w las na męskie zabawy.Jakieś 15 minut potem przybiegł syncio,że trzeba karetki, bo przyjacielowi coś wbiło się w plecy.Pechowiec sturlał się ze sporej górki a na dole nabił się na badyl. Założyłam opatrunek(badyla nie wyciagałam) wpakowałam towarzystwo do auta i pojechaliśmy do szpitala.
Emocje wciaż rosły, no to zajadałam
.
Okazało się że miał dzieciak szczęście .Przeswietlili ,wyczyscili, pozszywali ale na wszelki wypadek zostawili na obserwację.
Dostałam pochwałę od lekarze za fachowe zaopatrzenie rany (mała sprawa a jednak się ucieszyłam).![]()
Pognałam na swoje zajęcia z kijkami,czułam,że bardzo potrzebuje dziewczyn i możliwosci wygadania się bo cała buzowałam.
Myslałam ,że mi przeszło ale w domu analizowałam wszystko jeszcze raz i znowu emocje wzięły górę. Zjadłam sporo na kolacje i poprawiłam ciastkami w nocy bo nie mogłam zasnąć
.
Jeszcze dużo pracy przede mną .
OKIEŁZNAĆ EMOCJE- czy to wogóle jest możliwe?![]()