Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Mam sporo zainteresowań między innymi: ezoteryka, reiki, astrologia, anioły, uzdrawianie itp, czytanie, rysowanie, malowanie itp, pisanie/książki,blogi/ poezja w tym haiku a ostatnio przysłowia i aforyzmy, filmy, grafika, joga, układanie krzyzówek. Ogólnie kocham wieś, dom, ciszę, spokój, pozytyne emocje i nie znoszę wysiłku fizycznego... A odchudzam się bo miałam problemy z poruszaniem się i bóle kręgosłupa o zadyszce nie wspomnę a przy stadzie kotów i psie nachodzić się trzeba... Cel na ten rok 79 kg

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1482860
Komentarzy: 54407
Założony: 12 kwietnia 2011
Ostatni wpis: 14 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
araksol

kobieta, 60 lat, Będzin

163 cm, 81.30 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: do końca XII 2024 - 79kg

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

2 stycznia 2014 , Komentarze (6)

Nowy Rok za nami. Jeszcze tylko Trzech Króli zostało i już po świętach. Codzienność puka do drzwi na kilka miesięcy, bo karnawału nie liczę. Skoro tańczyć nie lubię, to na bal się nie wybieram. W związku z Nowym Rokiem przygotowałam całą listę spraw, które mam zamiar zrealizować w bieżącym roku. Nie wiem tylko czy podołam, ponieważ lista jest bardzooo długa. Na jednej z pozycji widnieje zrzucenie wagi 10 kilogramów/trwałe/. Zabieram się za to od najbliższego wtorku i już zbieram siły. Motywację mam taką sobie czyli średnią. Czuję jednak, że te 10 kg to uda mi się zrzucić. Gorzej będzie z resztą. Wszystko rozbija się o to, że mnie nie zależy na atrakcyjnym wyglądzie tylko na zdrowiu, a to nie to samo. Można przecież być szczupłym i chorym, a można mieć nadwagę i być zdrowym. U mnie nadwaga zaczyna się od 76 kg i mniej więcej tyle bym chciała ważyć, a do szczupłości i zgrabności to jeszcze z 15 kg co najmniej za dużo. I o tych 15 kg nawet nie myślę...
Dzisiejszy dzień postanowiłam potraktować ulgowo. Taki urlop czyli filmy, filmy i jeszcze raz filmy. Może trochę czytania i medytacji, może malowanie skrzyneczki, a może pisanie wierszy...

31 grudnia 2013 , Komentarze (7)

Wszystkiego dobrego, spełnienia marzeń, realizacji planów, dużo zdrowia i powodzenia...

30 grudnia 2013 , Komentarze (8)

Typowy, spokojny dzień. Typowy, czyli wylegiwanie się w łóżku z kawą, późne wstanie, karmienie zwierząt i codzienne czynności. Wszystko biegło swoim rytmem do czasu, aż zobaczyłam moją wczoraj pomalowaną skrzyneczkę. Okazało się, że skrzyneczka jest ,,ozdobiona"całą masą odbitych kocich łapek. Oprócz tego w łapki jest świąteczny obrus i podłoga w kuchni. Zrobiły mi to już drugi raz i tyle tylko szczęścia, że nie stało się to po nałożeniu koloru albo po przyklejeniu serwetki. Teraz po południu czeka mnie sprzątanie i poprawki. I miejmy nadzieję, że farbę z obrusa da się usunąć. To w zasadzie jest moja wina, bo powinnam przewidzieć, że w chłodzie farba szybko nie wyschnie i kotów do kuchni nie wpuszczać...No i mam teraz za bezmyślność.
Powoli zabrałam się za przygotowywanie do sylwestra. Od wczoraj gotuje bigos, przed chwilą obsypałam majerankiem oraz naszpikowałam jałowcem i czosnkiem schab, a po obiedzie będę robić sałatkę. Tyle jedzenia plus gotowe, czyli kupione w sklepie śledzie w śmietanie, musi wystarczyć. Przejadać się nie mam zamiaru, ale zagłodzić męża też nie. W końcu on się nie odchudza...
Zmykam do pracy, bo później mam zamiar pomedytować trochę i zrelaksować się. A wieczorem zajmę się czymś co mi sprawi dużo przyjemności, ponieważ postanowiłam, że czas się za siebie zabrać i porozpieszczać się trochę...A co...


29 grudnia 2013 , Komentarze (14)

Wstałam późno i zabrałam się za malowanie skrzyneczki, w której trzymam wszystko co jest mi potrzebne do decoupage. Skrzyneczka jest duża, ale nowa, więc malowało się łatwo. Dziś bez problemu pokryłam ją białym podkładem, a później jak wyschnie pomaluję na kolor brzoskwiniowy. Miała być w odcieniu zielono - żółtym, niestety nie udało mi się kupić pigmentu w sklepie budowlanym. Ozdobię ją motywem róż i może motyli, bo takie serwetki mam. Podobne skrzyneczki będą mi potrzebne jeszcze dwie. W tym jedna na przepisy kulinarne, których trochę mam. W drugiej natomiast, mam zamiar umieścić wszystkie dokumenty. W tej chwili wszystko trzymam w pudełkach, które są notorycznie niszczone przez koty.
Obiad będzie dziś późno, gdyż pory do tarty dopiero się duszą. Na śniadanie miałam jogurt, na kolację będą jajka w majonezie. Mało jedzenia pozwoli mi może trochę wagi zrzucić. Oby... 
Po obiedzie poczytam trochę. Może książkę o pisaniu powieści. Nie będzie to czas stracony. Lubię pisać, a skoro mam zamiar pisać też opowiadania, to przeczytanie książki o technice pisania mi się przyda.
Warto się dokształcić w tej dziedzinie, choć nie piszę chyba źle skoro moje opowiadanie ma być zamieszczone w Libertasie.
I tak niedziela zejdzie...

28 grudnia 2013 , Komentarze (8)

Dzisiejszy dzień ma być u mnie ulgowy. Nie mam zamiaru sprzątać, choć w zasadzie powinnam, a na obiad będą pierogi z tym, że gotowe. Zjem z 3. Całe popołudnie spędzę w domu na oglądaniu filmów. Wykupiłam sobie 7 dniowe konto VIP na Zalukaj i będę się zabawiać. Ostatnio coś strasznie leniwa się zrobiłam i nie robię nic poza pisaniem, czytaniem i innymi tego typu czynnościami. Nie chce mi się nawet dziergać, a o szyciu nawet mowy nie ma. Czyżby to jazda na rowerku wyczerpywała moje fizyczne siły? 
Czas pomału pomyśleć o diecie, bo koniec roku się zbliża. Obecnie jem mniej to pewnie zrzucę te nabrane przez święta kilogramy, a co dalej? Myślę o diecie Cambridge przez 10 dni, z tym, że mieszanej czyli zupki plus np. placki dukana albo jajko. Na razie na jedzenie nie bardzo mogę patrzeć, a i gotowania mam dość to Cambridge powinna być odpowiednia. Dalej będzie już gorzej. Motywacji za bardzo nie mam i zaczynam się przyzwyczajać do swojego okrągłego wizerunku na tyle, że już mam problemy z wyobrażeniem sobie siebie szczupłej. A to bardzo źle. Nie mam za bardzo siły do walki o szczupłą sylwetkę i nawet mój kluczowy argument typu, że szczupli są zdrowsi chwieje się ostatnio, bo moja podświadomość podsuwa mi sporo osób szczupłych a chorych...I co teraz????

27 grudnia 2013 , Komentarze (5)

No i już po świętach. Jeszcze tylko Nowy Rok i powrót do normalnego życia i codzienności, którą tak lubię. Dzisiejszy dzień jeszcze traktuję ulgowo i nie gotuję obiadu. Nie sprzątam też i nie szaleję. Za to dużo odpoczywam i relaksuję się. Mam zamiar nałapać sporo dobrej energii i wykorzystać te chwile, które los mi daje w podarunku. Los a raczej Krzysiek, bo to on mnie dziś wyręcza w drobnych domowych sprawach. W zasadzie nie tylko drobnych, gdyż pojechał też na zakupy to,,miasta". Musi kupić wszystko na sylwestra i Nowy Rok, które to mamy zamiar spędzić w domu. Nie dało się inaczej, ponieważ nie potrafiliśmy się dogadać. On chciał iść na sylwestra do lokalu z muzyką i tańcami, a ja do znajomej z facebooka na spotkanie z wróżbami, medytacjami itp. On nie znosi medytacji a ja hałasu i tańca. No i w efekcie siedzimy w domu. I dobrze.
Dziś przyszła przesyłka z wydawnictwa z moim tomikiem. Cieszy mnie to oczywiście i z ochotą sobie wiersze przypomnę.

26 grudnia 2013 , Komentarze (9)

Drugi dzień świąt już prawie minął i to minął mi dość spokojnie, mimo wyjazdu. Wróciłam przed chwilą i nawet się cieszę, że byłam u Darka. Było fajnie i przyjemnie spędziłam czas. Wróciłam niemożebnie przejedzona i oczywiście taksówką. Taksówek na postoju stało multum. Tak więc moje czarne przewidywania typu, że taksówkarz też człowiek i siedzi w domu w święta z rodziną, nie sprawdziły się. Wróciłam komfortowo i nie trzeba było wracać pieszo czego się obawiałam. A teraz Krzysiek ma powód do wypominania mi, że go dręczyłam przez kilka dni bez powodu. Przy okazji wzięłam wizytówkę i już planuję wyjazd w przyszłym roku na pasterkę, bo już wiem, że mnie na ten wyjazd stać i przez postojowe nie zbankrutuję.
Jutro u mnie dalsze świętowanie czyli lenistwo na całego. W sobotę też, a w niedzielę zaczynam gotować bigos na Nowy Rok. I tak następny rok zszedł, a ja jestem znowu o rok starsza...I co z tego? Uśmiecham się do siebie, dopieszczam ciszą i czekam z filiżanką gorącej czekolady na Pana Wołodyjowskiego, którego nie mam zamiaru przeoczyć...

25 grudnia 2013 , Komentarze (2)

Pierwszy dzień świąt już prawie przeszedł. Muszę przyznać, że odpoczywam. Nie robię nic kompletnie, nawet obiadu nie gotowałam. Wstałam o 12 i cały czas leżę na kanapie w piżamie, przysypiam, niańczę koty, oglądam telewizję, między innymi po raz setny Potop. Wieczorem mam zamiar obejrzeć po raz kolejny Pana Wołodyjowskiego. I tak mi święta zejdą. Jutro czeka mnie wyjazd do rodziny Krzyśka, ale tylko na dwie godziny. No i w obie strony jadę taksówką, bo na podróż autobusem się nie zgodziłam. Przeżyję tym bardziej, że w pozostałe godziny dnia też będę leżeć, drzemać i leniuchować. Takie święta lubię. Z drugiej strony tak mi się marzy, żeby wziąć kiedyś udział w pasterce. Chcę poczuć ten klimat, ten nastrój. Nie jest to niestety za bardzo możliwe z powodu trudnego dojazdu do kościoła, odległości  no i braku samochodu. Mogę wprawdzie dojechać w jedną stronę taksówką, ale jak wrócę...Chyba trzeba będzie pieniędzy zaoszczędzić i opłacić postojowe, bo to marzenie musi się spełnić. Zawsze marzyłam wprawdzie, by pojechać na pasterkę saniami no, ale taksówka chyba musi wystarczyć, nie ma rady...
Jedzenia zrobiłam oczywiście zbyt dużo i choć staram się jeść mało i tak jestem przejedzona. Na następne święta jedzenia będzie mniej. No i niestety część potraw będzie kupionych, bo w tym roku miałam zbyt dużo pracy i wczoraj aż płakałam ze zmęczenia. Tak nie może być. Święta nie na tym polegają, by wcześniej zapracowywać się na śmierć tak przy sprzątaniu jak i przy przygotowywaniu jedzenia. Mam już zbyt mało energii na taką harówkę i Krzysiek musi się z tym pogodzić, a ja muszę przywyknąć do kupnych pierogów, śledzi, sałatek czy ciast...Młodsza już nie będę a energiczna i krzepka nigdy nie byłam...

24 grudnia 2013 , Komentarze (1)

Wszystkiego najlepszego, zdrowia, szczęścia pomyślności z okazji świąt i nadchodzącego Nowego Roku...

23 grudnia 2013 , Komentarze (4)

No i zaczęło się od wczoraj - sporo pracy i brak czasu na głębszy oddech. Mimo to wszystko, u mnie przebiega dość spokojnie i każdy robi swoje - Krzysiek sprząta, a ja gotuję. Dzisiaj mam zrobić 2 sałatki i śledzie w śmietanie. Mam też  upiec makowiec i boczek rolowany w ziołach. Makowiec piekę według tego przepisu, po raz pierwszy i nie wiem czy eksperyment się uda. Oby. W międzyczasie, żeby się ze wszystkim wyrobić, powinniśmy już dziś ubrać stroiki, bo wczoraj nie zdążyliśmy i przygotować szopkę - pamiątkę po dziadku. Szopka była wykonana przez dziadka w czasie okupacji i dziadek, aby zdobyć na nią surowce musiał ryzykować tak, że o mało nie zginął. W tej chwili jest cenną rodzinną pamiątką i dopiero wtedy zaczynają się święta, gdy stoi  ubrana na honorowym miejscu. Tak było zawsze u mnie w domu i tak jest teraz.
Wczoraj udało mi się napisać opowiadanie, dziś już nie będzie tak dobrze i będę się musiała skupić na pracy, bo czasu braknie.

Wigilia i Mruczek

Dziś Wigilia, uświadomiłam sobie natychmiast po przebudzeniu, czyli siódmy dzień odkąd  po raz ostatni  widziałam Mruczka. Pamiętam ten dzień, jakby to było dziś. Przeanalizowałam dokładnie każdą minutę, każdy moment, wielokrotnie przesuwałam taśmę pamięci, w tą i z powrotem, obwiniając się przy tym i torturując w myślach. Pamiętam szalony pośpiech, przy wnoszeniu toreb z zakupami i nie zamknięte, przez Krzyśka drzwi, gdy wyszedł jeszcze na chwilkę z domu, by zamknąć furtkę. Pamiętam moją wściekłość na Krzyśka i głupie stwierdzenie:,, Sam sobie go teraz szukaj, skoro przez ciebie uciekł`. Pamiętam narastający niepokój, gdy poszedł szukać i długo nie wracał. I strach, gdy wrócił po godzinie, zmarznięty i obsypany śniegiem, ale bez kota. To wtedy dopiero wyszłam szukać i ja. Dopiero wtedy, a powinnam była wyjść wcześniej, znacznie wcześniej, bo Mruczek to mój pupil, mnie bardziej kocha i do mnie ma większe zaufanie. Kocha? A może już powinnam pomyśleć, kochał?  Boże, jaki on musiał być przerażony w pierwszym momencie. Domowy kot, kastrat, który nigdy nie był na dworze i nawet nie znał śniegu, a tu nagle zimno, wilgoć, przestrzeń, nieznana okolica i ciemności. Co musiał przeżywać? Gdybym tylko wyszła od razu, wtedy i zawołała go, może by usłyszał i wrócił, bo po godzinie gdy wybiegłam z domu pewnie był już daleko. Za daleko, żeby mój głos do niego dotarł i za daleko by znaleźć drogę powrotną do domu. Od tego fatalnego dnia szukałam go wielokrotnie. Zaglądałam pod wszystkie okoliczne krzaki, do komórek, do piwnic, na strych. Odwiedziłam sąsiadów bliższych i dalszych. Wołałam, aż prawie ochrypłam i w dzień i w nocy. Powiadomiłam okoliczne schroniska i fundacje, bo może ktoś go znalazł i oddał. Wywiesiłam ogłoszenia w okolicy ze sporą nagrodą dla znalazcy. I nic. Nawet śladu po Mruczku nie ma, jakby zapadł się pod ziemię, jakby nigdy nie istniał. Gdyby to było lato to miałby teoretycznie jeszcze jakąś szansę, ale teraz zimą, gdy jest mróz i śnieg, w dodatku bez jedzenia. On taki piecuch, po całych dniach wylegujący się, albo na moich kolanach, albo w koszyczku pod piecem. Taki kochany, wspaniały i tak do mnie przywiązany. Zawiodłam go i straciłam, pewnie na zawsze. Już nie zamruczy, nie poliże mnie po dłoni, nie wtuli kosmatego, pręgowanego pyszczka w moje ramie, nie połaskocze po nosie wąsami. Połykając łzy, zabrałam się za przygotowywanie kolacji. Pracowałam mechanicznie, jak w transie przez cały dzień. Nie  potrafiłam się jednak cieszyć, ani z nadchodzących świąt, ani ze wspaniałych prezentów, które czekały na mnie pod choinką, bo cóż mi po książkach, skoro straciłam przyjaciela, cudownego przyjaciela, który mi ufał i za którego byłam odpowiedzialna. Nawet szopkę, którą odziedziczyłam po dziadku ubrałam w tym roku jakoś tak obojętnie, bez celebrowania chwili, beznamiętnie. Tuż przed kolacją Krzysiek wyszedł z psem i jak szybko wyszedł, tak jeszcze szybciej wrócił:

- Chodź prędko i zobacz jakiś kot kręci się koło domu, bo jest pełno śladów - powiedział

- Kot?

- Gdzie?- wybiegłam tak jak, stałam w kapciach i bez swetra, nie czekając na odpowiedź.

Faktycznie, świeży śnieg był pełen kocich tropów. Najwięcej ich było na schodach, na ścieżce do ogrodu i wokół rozłożystego świerka. Schyliłam się szybko, podniosłam, obsypane śniegiem, gałęzie i spojrzałam w olbrzymie oczy maleńkiego, czarno- białego kotka. Wyciągnęłam rękę, a maleństwo ufnie przylgnęło do mojej dłoni, by po chwili, zacząć cichutko mruczeć. Przytuliłam trzęsące się z zimna, biedactwo do piersi i dopiero teraz dostrzegłam mysz leżącą pod krzakiem. A więc musi gdzieś być i mama. Rozejrzałam się wokoło i na ścieżce spostrzegłam biegnącego do mnie, co sił, Mruczka.

Przygarnięty maluszek okazał się koteczką, przemiłą, łagodną i spragnioną pieszczot istotką. A Mruczek opiekuję się nią nadal, choć koteczka od dawna jest już dorosła.





© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.