Wczoraj Pikuś miał wypadek. Biegał po śniegu jak szalony, poślizgnął się, przewrócił i potłukł. Jeśli mu nie przejdzie do poniedziałku czeka mnie weterynarz. Boli go łapka, ale na nią staje i bok. Oczywiście robimy zabiegi i mama i ja. Ja Reiki, mama bioterapeutyczne. Oby mu przeszło. Na szczęście je i nosek ma zimny. Bardzo mi biedaka szkoda. Taki teraz potulny i spokojny leży. Zupełnie jak nie on. Nawet na kanapę nie chce wskakiwać, bo się boi. Śpi w spanku dla kotów koło pieca.
Dietę trzymam. Dziś siódmy dzień. Po wczorajszym spadku motywacja mi wzrosła. Widocznie tak co kilka dni waga ma spadać przy tej diecie. Dziś będzie tuńczyk, pieczony schab i jajka na twardo. Dzień proteinowy. Jutro już warzywa. Herbalife czeka na mnie na poczcie, bo w skrzynce znalazłam avizo. Ciekawe czemu? W domu byłam cały czas i nie wiem jak to się stało, że listonosz mnie nie zastał.
Znowu pojawiły mi się sny związane z jedzeniem. Kiedyś tak miałam. Jadłam w śnie. Czułam smak i zapach i jak się tak najadłam to w dzień byłam mniej napalona na jedzenie. Dziś to były frytki, kotlet mielony i czekolada. Zjadłam dużo frytek i całą tabliczkę czekolady. Jeszcze rano czułam jej smak w ustach.
Wczoraj słuchałam Enigmy, a Krzysiek się złościł, bo on woli Golców albo disco polo...