Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Mam sporo zainteresowań między innymi: ezoteryka, reiki, astrologia, anioły, uzdrawianie itp, czytanie, rysowanie, malowanie itp, pisanie/książki,blogi/ poezja w tym haiku a ostatnio przysłowia i aforyzmy, filmy, grafika, joga, układanie krzyzówek. Ogólnie kocham wieś, dom, ciszę, spokój, pozytyne emocje i nie znoszę wysiłku fizycznego... A odchudzam się bo miałam problemy z poruszaniem się i bóle kręgosłupa o zadyszce nie wspomnę a przy stadzie kotów i psie nachodzić się trzeba... Cel na ten rok 79 kg

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1486584
Komentarzy: 54470
Założony: 12 kwietnia 2011
Ostatni wpis: 17 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
araksol

kobieta, 60 lat, Będzin

163 cm, 81.30 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: do końca XII 2024 - 79kg

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

27 listopada 2015 , Komentarze (22)

5 dzień diety dr Pape. Dziś ważenie. W tym tygodniu najpierw przytyłam 50 dkg, później schudłam  i wyszło na zero. Dietę znoszę bardzo dobrze. Energii mam więcej. Mniej w dzień śpię. Dzisiejsze menu to  grahamka z pomidorem plus kromka chleba przypieczona na oleju, krokiety z pieczarkami i barszczykiem i serek homogenizowany, mandarynka, camembert. Tak sobie myślę, żeby w niedzielę zrobić dzień białkowy. Może wtedy waga zacznie spadać szybciej. Cieszy mnie to, że wczoraj nie zaszalałam i nie rzuciłam się na jedzenie jak Krzysiek wrócił z zakupów. Krokiety i camembert zostawiłam sobie na dzisiaj. Dałam radę poskromić łakomstwo. To postęp jakiś jest. Książkę już mam i mam dylemat, bo jestem chyba typem mieszanym. Na pewno nie jestem typowym koczownikiem. Stawiałabym na rolnika, ale do szczupłych przecież nie należę. Muszę dietę wypróbować to się upewnię.

W domu miałam od dwóch dni survival. Było zimno jak diabli. Nawet w pokoju dziennym. Raptem 20 stopni po 3 godzinach palenia w piecu. Leżałam z nagrzaną cegłą pod kołdrą i wściekałam się, że nie mogę nagrzać wnętrza. Wczoraj poutykałam szpary pod drzwiami do przedpokoju i pracowni kocami i od razu zrobiło się cieplej. W nosie mam wystrój wnętrz. Jeszcze w piecokuchni nie palę i nie będę palić z miesiąc. Szkoda węgla. No chyba, że solidny mróz chwyci i to w dzień. Na razie mrozi nocami. Co roku te pierwsze chłodniejsze dni dają mi w kość. Później się przyzwyczajam. A co ma zrobić biedny Krzysiek, który pracuje na dworze i te biedne bezpańskie zwierzęta?

Dziś idę do biblioteki. Będę miała trochę dodatkowego ruchu.

26 listopada 2015 , Komentarze (18)

Dieta dr Pape dzień 4. Jest  spadek na wadze 50 dkg. Woda ładnie schodzi, bo pierścionki zrobiły się luźne. Zaparć nie mam. Dziś na śniadanie była owsianka na słono z pieczarkami, marchwią i cebulą. Na obiad będzie jajko z fasolką szparagową i ziemniaki i do tego galaretka z rodzynkami, orzechami i śmietaną - popisowy deser Krzyśka. Na kolację planuję śledzie w occie typu rolmopsy. Wszystko około 1300 kalorii. Czekam na książkę to może dietę zmodyfikuję. Na razie opieram ja na tym co czytałam na forach. Mogę robić coś nie tak. Nie wiem np. jakim typem jestem, bo dietę trzeba dostosować do typu. Typów jest dwa - koczownicy i rolnicy. Ponoć w książce są testy, rozwiązanie których wskazuje do jakiego typu się należy. Koczownicy jedzą więcej białka i nie mogą jadać ciast, bo powinni zrezygnować z łączenia białek z węglowodanami. Rolnicy mogą łączyć. Strasznie jestem ciekawa tej książki. Ciekawi mnie też czemu ta książka w internecie jest tak droga. Gdy była w księgarniach kosztowała niecałe 30 zł albo i mniej na wyprzedażach. Teraz cena sięga 150 zł. Ja kupiłam z 77zł i cieszę się, że tak tanio...

W najbliższym czasie chyba sprzedamy domek na wsi. Znalazł się kupiec i Krzysiek się zastanawia. Trochę mu szkoda, bo w końcu to jego dom rodzinny. Z drugiej strony jednak mieszkać tam nie pójdziemy, a wszystko nieużywane niszczeje. Ja ostatnio przestałam już marzyć o przeprowadzeniu się na wieś. Teraz mi już tylko wygody pachną - sklep blisko, przystanek, lekarz i biblioteka. To dla mnie ważne, a nie krajobrazy, czyste powietrze i odludzie. Chyba się starzeję w zastraszającym tempie. Nawet remontów mi się już robić nie chce, mebli zmieniać itp. Za dużo kłopotu z tym. Za dużo pracy. Z drugiej strony jak byłam młoda i mieliśmy dom w górach też z tego nie korzystałam, bo najczęściej siedziałam na ganku. W górach na grzybach byłam raptem dwa razy przez okres ponad 10 lat. Z domu wychodziłam tylko czasem do sklepu, a do miasta jeździłam z tatą samochodem. Nigdy chodzić nie lubiłam.

25 listopada 2015 , Komentarze (26)

Dieta dr Pape dzień 3. Jak na razie nie tyję, a jem solidne porcje i to nie tylko białka, bo i węglowodanów. Wychodzi około 1300 kalorii. Trochę chyba mało, ale z drugiej strony jak się tak zastanowić to całe życie jadałam mniej więcej tyle kalorii na podtrzymaniu wagi z tym, że w dwóch posiłkach. Widzę po porcjach. Śniadań nie jadałam. Zawsze jadłam więcej jesienią i tyłam sobie na zimę jakieś 5 kg, które wiosną zrzucałam bez problemu na jajecznej diecie w dwa tygodnie. Jojo nie było. Ważyłam 57-64 kg przy wzroście 164 cm. Kiedyś tą wagę uważałam za zbyt wysoką, bo miałam wystający brzuch. Nic dziwnego, bo nigdy nie ćwiczyłam nawet na w-f w szkole. Zawsze w starszych klasach podstawówki miałam wymówkę, a w szkole średniej byłam nieklasyfikowana ze względów zdrowotnych. Zaświadczenia kupowałam od znajomej. Jako dorosła osoba za ćwiczenia brałam się kilka razy. Tolerowałam callanetics i jogę. Zawsze najdłużej ćwiczyłam miesiąc. Po tym czasie rezygnowałam. W końcu dałam sobie spokój, bo doszłam do wniosku, że to nie dla mnie. Nie lubię i nie polubię. Wiosną tego roku też ćwiczyłam miesiąc. Codziennie po godzinie. Razem z dietą schudłam 1 kg i zrezygnowałam, bo bez ćwiczeń chudłam tyle samo. Na mnie ruch nie działa, bo ta godzina to kropla w morzu. Cały dzień poza tym spędzam prawie na leżąco, gdy nie maluję, albo innych artystycznych zajęć nie mam. Teraz ćwiczę około 3 tygodni z tym, że ćwiczenia na kręgosłup. One mnie nie odchudzą. Zmuszam się, ale wytrzymuję jakoś. To w końcu tylko 20 minut. Więcej ruchu nie zniosę, a na ładnym ciele mi nie zależy. Nie wytrzymuję też długich diet. Dieta dr Pape to w zasadzie nie typowa dieta odchudzająca tylko bardziej sposób odżywiania. Jeśli nie zacznę gwałtownie tyć to bez problemu powinnam ją wytrzymać, bo nie wymaga ode mnie wyrzeczeń. To tylko niewielkie, kosmetyczne zmiany w rozkładzie posiłków. To może być dla mnie sposób odżywiania na całe życie. Zobaczymy czy coś schudnę i ile.


24 listopada 2015 , Komentarze (48)

Bardzo mi ta dieta dr Pape pasuje. Wczoraj nie byłam głodna i wreszcie przestałam ciągle myśleć o jedzeniu. Te 5 posiłków dziennie to nie dla mnie. Zbyt często w kuchni nie lubię siedzieć. Trzy, ale za to solidne w zupełności wystarczą. Boję się tylko, żebym nie przytyła po takich ilościach węglowodanów. Dziś np. będą frytki, zalewajka z kiełbasą, boczkiem i jajkami i jajka z tuńczykiem. Same pyszności. Do tego jeszcze pewnie złapię przy śniadaniu surową marchewkę i ogórka kiszonego, bo lubię. Jutro planuję ziemniaki pieczone, sos mięsno-pieczarkowy z pomidorami i kopytka, jajecznica z cebulą. Książki jeszcze nie mam, ale obawiam się, że jem zbyt małe porcje do wagi, bo rapem 1300 kalorii. Z tego co czytałam w internecie chudnie się powoli i raczej skokowo. Bardziej i szybciej spadają wymiary niż waga, bo następuje przyrost mięśni. Zobaczymy jak dieta na mnie podziała. Jeśli nie podziała w takiej formie to trzeba będzie ją zmodyfikować i wprowadzić dwa posiłki białkowe zamiast jednego. Ewentualnie z niektórymi warzywami. Niektórzy, by przyśpieszyć odchudzanie robią sobie czasem dzień proteinowy. Mnie w tej diecie pasuje to, że można jeść węglowodany, bo bardzo je lubię i to solidne porcje. Co innego jeden ziemniak, a co innego możliwość zjedzenia 3. Trzeba w niej ograniczyć tłuszcz, co mi nie przeszkadza, bo nie przepadam. Problem mogę mieć z ilością węglowodanów, bo je się ich sporo, a uzależnione to jest od wagi i ilości mięśni. Przypuszczam, że ja mięśni mam bardzo mało. Na razie nie przytyłam, a wczoraj się solidnie najadłam. Było nawet ciastko z bitą śmietaną po obiedzie. Zauważyłam, ze białkowa kolacja doskonale odwadnia. Dziś wcześnie rano musiałam skorzystać z toalety.

23 listopada 2015 , Komentarze (35)

Wczoraj tak się wkurzyłam, że nie chudnę, że zrobiłam sobie ucztę. Zjadłam chipsy, pół czekolady z orzechami i ciastka. Przytyłam, a jakże i to ponad pół kg. Trudno. Nie będę płakać z tego powodu. Do tego najadłam się ogórków kiszonych i jestem spuchnięta. Motywacja sięga dna. Czarno to widzę.

Martwi mnie ten przestój po tygodniu. To już drugi raz, bo na 1300 też tak miałam i zaczęłam tyć. Coś z moim organizmem chyba nie jest tak jak trzeba. Kiedyś, jeszcze niedawno przestoje miałam po trzech tygodniach, a na dukanie wcale nie miałam. Obawiam się, że przez częste diety mój organizm się uodpornił i teraz już nic nie pomoże. Tak przecież może być. Tak się zdarza. W końcu całe życie jestem na diecie. Organizm ma prawo zastrajkować. Metabolizm też siadł. W takim przypadku trzeba by pewnie z rok od diety odpocząć. A może nie? Może są inne sposoby. Kurczę poczekam jeszcze trochę zanim tak drastyczne  środki podejmę. Ćwiczyć więcej nie mam zamiaru. Jestem osobom niepełnosprawną i z tymi zdrowymi równać się nie będę. Tyle ile ćwiczę wystarczy.

Dziś eksperyment dietetyczny czyli odżywianie się według zasad diety dr Pape. Dieta według tego co przeczytałam wręcz dla mnie stworzona 3 posiłki tylko i dużo węglowodanów. Do tego spora dawka snu. Książkę kupiłam. Idzie do mnie. Dieta polecana jest osobom z insulinoopornością, a ja podejrzewam, że ta przypadłość mnie dotyczy. Dziś zjem rogalik z dżemem, makaron z kapustą, kiełbasą i grzybami, jaskółcze gniazdo. Z tego co wiem porcje powinny być większe, ale nie bardzo mam odwagę. Poza tym nie wcisnę w siebie tyle jedzenia tak od razu.

22 listopada 2015 , Komentarze (36)

Ale się dzisiaj wyspałam. Jeszcze mi się nie chciało wstawać, ale Krzysiek zrobił kawę i pogonił mnie z łóżka. Strasznie dużo śpię ostatnio. Co najmniej 9-10 godzin. To mi pasuje, bo bardzo lubię spać. Całe życie byłam śpiochem i dobrze mi z tym. Dobraliśmy się pod tym względem z Krzyśkiem. On też dużo śpi. Jak się tak zastanowić to w mojej rodzinie same śpiochy są i były poza moim synem, który woli inne rozrywki. Młody jest i może z czasem jeszcze się zmieni.

Dietę trzymam. Waga niestety nie spada, ale i nie rośnie. Zastanawiam się czy nie mam insulinooporności albo zespołu metobolicznego. Ostatnio/ dwa razy/ jak robiłam badania cukru miałam górną granicę normy. Mam też nadciśnienie, miałam podniesiony poziom cholesterolu i trójglicerydów. Niewiele ale zawsze. Do tego kocham węglowodany, z trudem chudnę i często jestem bardziej głodna po posiłku niż przed. Lubie też po obfitym posiłku pospać. Pasowałoby. Mam już pomysł jak to sprawdzić i chyba to zrobię wkrótce.

Dziś cały dzień będę leniuchować. Większość czasu pewnie przeleżę na kanapie. Nie mam zamiaru nic robić oprócz czytania i porcji ćwiczeń. Pewnie też trochę pośpię, bo ciągle mi mało.

21 listopada 2015 , Komentarze (8)

Wstałam dziś późno. Zrobiłam Krzyśkowi obiad i zabrałam się za czytanie. Czytam od trzech dni prawie po całych dniach. Znowu mam fazę. Sporo też śpię. Zauważyłam, że jest to związane z większą dawką ćwiczeń. Ostatnio ćwiczę już pełną ilość serii ćwiczeń rehabilitacyjnych na kręgosłup i wykonuję też 3 serie jogi kręgosłupa. Pełen zestaw. Ćwiczę w szybkim tempie. Wyrabiam się w 15 minut. Trzeba by może dołożyć jeszcze 5 minut albo jogi albo ćwiczeń cesarzy chińskich. Kondycję mam nieco lepszą ale ani sprawniejsza nie jestem, ani kręgosłup boleć nie przestaje. Zobaczymy co będzie dalej.

Jem mało ale nie jestem głodna. Waga przestała spadać. Co jest ze mną nie tak, że tak szybko organizm zaczyna się bronić przed zrzucaniem wagi. Wystarczy tydzień i klops waga przestaje schodzić. Niektórzy chudną w tym samym tempie miesiącami. Przecież nie zejdę poniżej 1000 kalorii. Tyle chociaż dobrego, że nie mam apetytu i do jedzenia mnie nie ciągnie. Poczekam jeszcze trochę i zobaczę co dalej...Żebym tylko tyć nie zaczęła...Jeszcze tydzień i chyba zacznę dietę Dąbrowskiej. Mam zamiar wytrzymać dwa tygodnie. Czy się uda?

20 listopada 2015 , Komentarze (24)

Wczoraj przyszedł wreszcie egzemplarz autorski antologii o Łodzi w której znalazły się trzy moje wiersze. To już kolejna antologia, ale każda wywołuje te same emocje. Tym razem czekałam na nią dość długo, ale jest. Będę miała co czytać przez kilka dni. Tak długo bo liczy sobie ponad 300 stron. Wielu autorów miało zaszczyt zamieścić w niej wiersze w tym uznani poeci. Wyszła prawdziwa perełka.

Dziś ważenie. W tym tygodniu schudłam 1,2 kg. Tak ma być. To początek dukana. Jestem zadowolona. Organizm przestawił się wreszcie na spalanie, bo i zaparcia przeszły jak na razie. Oby tak zawsze było. Wtedy moja motywacja sięga nieba. Ósemeczko z przodu przybywaj, bo już się doczekać nie mogę.

Od przedwczoraj znowu czytam i to tym razem powieści, a ściślej thrillery medyczne, które dla mamy Krzysiek przyniósł z biblioteki. Kończę już drugą. Pozostanie mi jeszcze jedna. Lubię od czasu do czasu poczytać tego typu książki. Dziś mierzę się z Napadem Robina Cooka. Pamiętam jak kiedyś pojechaliśmy do Ryk do mamy Krzyśka i ona wysłała nas do biblioteki po książki. Zaczęłam z przyzwyczajenia myszkować po półkach i znalazłam 5 właśnie thrillerów medycznych. Krzysiek mi je wypożyczył, a ja je przeczytałam w trzy dni. Grube nie były, ale czytałam jak szalona. Z przyjemnością wspominam te czasy, gdy jeździłam do Ryk. Zawsze tam odpoczywałam. Nic nie robiłam przez cały czas pobytu i zajmowałam się tylko tym co chciałam. Najczęściej właśnie czytaniem albo oglądaniem filmów dokumentalnych, bo mieli tam Dicsovery  i Planette. To była dla mnie gratka, bo ja nie miałam wtedy telewizji satelitarnej. Mama Krzyśka odeszła już pięć lat temu. Jak to szybko zleciało.

19 listopada 2015 , Komentarze (7)

Dziś dzień z wyjazdem. Musiałam wstać bardzo wcześnie, bo autobus miałam po ósmej, a tramwaj o dziewiątej. Wyjazd był konieczny niestety. Teraz siedzę i odreagowuję. Jeszcze mi to trochę czasu zajmie, bo psychicznie się wykończyłam. Następną tego typu przyjemność będę mieć chyba pierwszego grudnia. Też wyjazd z przesiadkami z tym, że dwa autobusy tym razem. Też rano. Ech...

Dieta trwa i mi służy. Motywacja nadal wysoka. Jutro ważenie i wreszcie dogonię prognozy, bo do tej pory ciągle krzyczały czerwone napisy nadmiaru kilogramów. Teraz powinien być wreszcie zielony. Nie jem dużo, ale i głodna nie jestem. W brzuchu mi burczy tuż przed posiłkiem, a nie cały czas. Widać żołądek mi się skurczył. Tak powinno być. Nabieram powoli nadziei, że jednak tą 8 z przodu zobaczę na koniec roku tak jak chciałam. Początkowo planowałam zrzucić do początku 2016 10 kg i tym samym osiągnąć rezultat 85 kg, ale tyle to się raczej nie uda, bo za późno się za konkretne odchudzanie zabrałam. To by z resztą zdrowe nie było. Kilogram na tydzień tak, ale raczej nie więcej. W styczniu zobaczę jak będzie szło. Jeśli dobrze to nadal dieta. Jeśli przestój to stabilizacja na diecie Vitalii jak się uda. Później dalej do 7 z przodu. Znowu 10 kg na rok. Plany, planami ale czy wyjdą? Progiem u mnie ciężkim do przekroczenia jest 90, 88 kg, 86, 82 i 76. Swoją drogą moja podświadomość jeszcze całkiem tak jak trzeba nie współpracuje. Jeszcze mnie momentami kusi by coś zakazanego złapać  mimo, że nie jestem głodna. To zakazane to nie słodycze, a coś konkretnego typu krokiet lub ziemniaki. Czasem mnie też kuszą chipsy albo kluski. Bez słodyczy mogę żyć o ile mnie oczywiście Krzysiek nie kusi. Ten ze słodyczami szaleje. Jeden pączek czy drożdżówka to mało. Muszą być dwa i tak kilka razy w tygodniu. Je poza domem, żebym nie wrzeszczała na niego. Też powinien schudnąć co najmniej 10 kg. Wtedy by miał tyle wagi ile wzrostu. Swoją drogą, że nie tyje to cud jakiś. Kiedyś ważył 100 kg. Schudł 15 kg bez jojo i wagę trzyma mimo, ze je dużo słodyczy i chleba.

Wczoraj przyszła mi wreszcie książka Klimuszki. Była już u mnie w domu ale ją wcięło. Wiem, że jest wartościowa. Oprócz rad zawiera wiele receptur na różne choroby.



18 listopada 2015 , Komentarze (20)

Wreszcie znowu czuję taki zdrowy głód przed posiłkami. Aż mnie ssie w żołądku. Znowu reaguję na zapach potraw. Dostrzegam ich konsystencję i delektuję się, a nie wrzucam do żołądka byle posiłek zaliczyć, bo przyszła pora. Dobrze mi to robi, bo wiem, że mój organizm pracuje i nie jest zamulony nadmiarem jedzenia. Widocznie przy moim trybie życia tak mało kalorii potrzebuję, żeby chudnąć. Dziś znowu zrzuciłam 30 dkg. Mało, ale cieszy. Nigdy do mnie te przeliczniki PPM i CPM nie trafiały. Nie wszyscy są tacy sami i nie da się ich wrzucić do jednego worka. To co służy jednemu, drugiemu może szkodzić. Nie wszyscy mają taką samą przemianę materii, a o tym te przeliczniki nie wspominają. Nie uwzględniają też zmian hormonalnych typu klimakterium np. ani temperamentu. Taki choleryk np. szybciej zazwyczaj spala niż spokojny, wolno reagujący flegmatyk. Poza tym te przeliczniki to wymysł ostatnich lat. Podobnie jak to, że aby chudnąć trzeba jeść. Ja jestem relikt dawnych lat, gdy całe pokolenia chudły nie jedząc. Każda dieta polegała wtedy na ograniczeniu jedzenia i ludzie chudli. Wcale grubsi nie byli niż teraz, a i zaburzenia jedzenia występowały rzadziej. Kto 30 lat temu chorował na bulimię albo anoreksję? Jednostki. A teraz robią ludziom wodę z mózgu, żeby więcej i to przeważnie droższego jedzenia kupować. Potem spalać te olbrzymie ilości jedzenia na siłowniach i znowu płacić słono. Tak się gospodarka kręci... Błędne koło.

Dziś mam spokojny dzień. Spędzę go w domu. Jutro czeka mnie wyjazd i to rano z przesiadkami. Muszę to jakoś przeżyć. Rady nie ma. Wczoraj Krzysiek zapisał mnie do neurologa na 11 stycznia. Musi jechać ze mną, bo wizyta jest późno. Ciemno już będzie i boję się sama wracać.

Wczoraj dołożyłam sobie kolejną serię ćwiczeń to już piąta na sześć. Jak dojdę do sześciu zacznę dokładać jogę. To trudniejsze ćwiczenia...

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.