Nie jest łatwo
Bycie mamą nie jest łatwe. Filip jest najukochańszym dzieckiem, ale także bardzo absorbującym. Prawie nie śpi w dzień, na szczęście noce mamy narazie spokojne, nie licząc oczywiście pobudki na karmienie. No właśnie karmienie. Nie wiem jak długo dam radę karmić piersią. Brodawki bolą jak oszalałe, z jednej piersi prawie w ogóle nie leci mi pokarm. Na początku miałam go tyle, że musiałam odciągać, teraz jest go coraz mniej. Filip przy piersi spędza ok 40 min co 2-3 godziny. Wszystkie rady, teorie ze szkoły rodzenia prawie na nic się nie przydały, w praktyce wszystko wygląda inaczej. Ubieranie, kąpanie lalek ma się nijak do pielęgnacji niemowlęcia. Kocham tego Bąbla najbardziej na świecie i staram się być jak najlepszą mamą, jednak kiedy płacze serce mi pęka i mam wrażenie, że wcale nie jestem dobrą mamą i płaczę razem z nim.
Co do mojego meni, to jest bogate w białko.
Dzisiejszy jadłospis:
I śniadanie - płatki kukurydziane na mleku, kawa zbożowa z mlekiem
II śniadania - dwa ciasteczka maślane, kanapka z polędwicą drobiową
obiad - 2 ziemniaki, 4 małe klopsiki gotowane drobiowe, gotowane buraczki
podwieczorek - jeszcze nie wiem
kolacja - dwie kanapki z twarogiem
Dodatkowo piję dużo wody i herbatek owocowych
Cześć, jestem Filip :)
No i stało się. 23.10.2013r o godzinie 11.10 urodził się mój synek - Filip. 3100 g i 50 cm szczęścia.
We wtorek byłam na wizycie kontrolnej i moja gin stwierdziła 4 cm rozwarcia i skierowała do szpitala, bo stwierdziła, że w środę na jej dyżurze na pewno urodzę. Wody odeszły mi w nocy o 1.30, a poród zakończył się cesarskim cięciem o 11.10. Mały tyle czasu nudził się w brzuszku, że postanowił owinąć sobie nogę pępowiną. Tętno zaczęło spadać, jednak moja pani doktor podjęła błyskawiczną decyzję o cięciu. I tak dzięki temu Filip dostał 10 apgar. Ze szpitala wypuścili nas dopiero w ten poniedziałek.
Narazie dajemy sobie doskonale radę, nie wiem jak to będzie jak Pią za tydzień wróci do Poznania. Będziemy musieli sobie jakoś radzić.
Obecnie cierpię na straszny ból brodawek, ale wytrzymuję. :)
Waga po porodzie 82,7 kg. Cel- 65 kg. Obecnie jestem na diecie lekkostrawnej, 5 posiłków w regularnych odstępach czasowych także mam nadzieję, że waga zacznie spadać.
Trochę wklepuję też balsamu ujędrniającego, jednak zachowuję dużą ostrożność, żeby przypadkiem nie zabrudzić rany po cięciu.
Tyle na dzisiaj. Jak będę miała chwilę, to zabiorę się do czytania co u Was.
Trzymajcie się w cieple.
Wasza
Kiki z Afryki :)
Myślałam, że to już
To wyczekiwanie strasznie mnie męczy. W sobotę myślałam, że to już. Od rana bolało mnie podbrzusze, czułam się podenerwowana, wszystko mnie irytowało. Myślałam, że coś zaczyna się dziać. Ok godziny 19 wzięłam sobie ciepłą kąpiel i bóle jak ręką odjął. Niedziela minęła spokojnie. Jutro idę do mojej gin i zobaczymy jak się sprawa ma. Od przyszłego poniedziałku Pią ma urlop mam nadzieję, że Filip zechce się urodzić chociaż chwilę przed terminem.
Ostatnia prosta
Jeszcze jestem podwójna, ale coś czuję, że już niedługo. Dzisiaj w nocy miałam lekkie skurcze i trochę bolał mnie brzuch. Od rana wszystko w normie. Pogadałam sobie z syneczkiem, żeby poczekał na weekend, bo wtedy jego tatuś będzie z nami. Mam nadzieję, że mnie posłucha. Poza tym codziennie urządzam sobie dłuuugie spacery, na przyszły tydzień zaplanowałam mycie okien.
Boję się strasznie porodu, bólu, komplikacji. Mam nadzieję, że Filip urodzi się bez żadnych nieprzyjemnych niespodzianek.
Fotki z sesji :)
Filip nadal w brzuszku. Torba nie spakowana, pokój nie przemeblowany, kołyska nie przywieziona. W weekend Pią przyjechał z gorączką, katarem i bólem głowy więc go nie męczyłam. Kazałam leżeć w łóżku i zdrowieć, bo w razie co na porodówkę z taką infekcją go nie wpuszczą. Domowe sposoby + Febrisan dały jakieś rezultaty, także w ten weekend będzie trzeba się wziąć za ten pokój.
Dzisiaj idę do lekarza na pobranie jakiegoś wymazu na paciorkowca, a w sobotę mam ktg i usg. Dowiem się ile moje Szczęście waży. Zaczynamy 38 tc i szczerze czekam już na rozwiązanie. Męczy mnie dosłownie wszystko, schylać się nie mogę, cały czas mi gorąco, a z natury to ja wielki zmarzluch jestem.
Wczoraj dostaliśmy zdjęcia z naszej sesji. Są bardzo ładne, wstawiam Wam trzy do oceny. Tyle na dzisiaj. Pozdrawiam Was cieplutko.
Przygotowania pełną parą!
Właśnie skończyłam układać rozmiarami ciuszki dla mojego Filipka. Małych bodziaków mam tyle, że pewnie połowy nie zdążę założyć. Kaftaników i pajacyków ok 10 szt. Jak zabraknie będę dokupywała na bieżąco. Ciuszki dla niego na wyjście ze szpitala też przygotowane, rożek również. Teraz tylko trzeba przywieść od mojego kuzyna kołyskę (jego córka już z niej wyrosła więc nam pożyczy), przemeblować pokój - ale to już zadanie dla Pią na sobotę no i ja muszę spakować torbę do szpitala. Ale to jutro.W nocy dopadły mnie pierwsze skurcze. Brzuch zrobił się twardy jak kamień, mnie oblała fala gorąca i spanikowałam. Nie wiedziałam czy to już, czy dzwonić do Pią, czy budzić rodziców, czy w ogóle robić cokolwiek. Zaczęłam głęboko oddychać, na chwilę wstałam z łóżka, otworzyłam okno i przeszło. Pewnie to te skurcze przepowiadające, do terminu jeszcze trochę, ale po dzisiejszej nocy torby nie zaszkodzi spakować. A niech Filipowi zachce się wcześniej wyjść. Jak odziedziczył charakter po swojej mamusi, to żadne terminy go pewnie nie będą obchodzić i zrobi tak jak, mu się będzie podobało . Po śniadaniu - a dzisiaj było ono królewskie - owsianka z błonnikiem, bananem, kiwi i rodzynkami wyszłam na krótki spacer z psem i zdałam sobie sprawę, że muszę jeszcze przed porodem kupić sobie buty i to bez obcasa. Botków mam kilka par, ale wszystkie na minimum 8 cm obcasie, a w takich na porodówkę raczej nie pojadę. W balerinach już zimno, a adidasy i tenisówki spakowane gdzieś w karton i wyniesione do piwnicy. Płaszczyk jesienny też się na brzuchu już nie dopina, ale nie będę szalała z zakupami, ten miesiąc przechodzę w polarze. Co do mojej wagi - narazie przytyłam 9 kg. Będzie co zrzucać po porodzie i połogu :)
37 tc i panika
No to zaczęliśmy 37 tc. Już z górki. W każdej chwili mogę wylądować na porodówce.
Wczoraj byłam u lekarza i dowiedziałam się, że bez zaświadczenia od okulisty CC nie może mi zrobić. Luz. Rodzimy siłami natury, bez komplikacji, szybko. Grunt to pozytywne myślenie.
Ale, ale czasem pozytywne myślenie nie wystarcza.Wszyscy się cieszą, moi rodzice nie mogą się doczekać wnuka, Pią syna, a ja panikuje. Czy wszystko będzie dobrze? Czy dam radę? Czy później poradzę sobie z tym wszystkim?
Powoli do przodu
Do porodu został praktycznie miesiąc. Boję się jak cholera, śni mi się to po nocach przez co się budzę i jestem permanentnie niewyspana. 1.10 idę do gin i będę z nią gadała na temat tego CC. Wątpię, że będzie chciała mi je zrobić, bo dla niej to ostateczność i jest zwolenniczką porodów siłami natury. Z kolei na poród w klinice prywatnej gdzie wykonują CC na życzenie mnie stać.
Z drugiej strony myślę sobie co ma być to będzie, ważne żeby Filip urodził się zdrów jak ryba. Wyprawkę dla niego mam już całą, w sobotę kupiliśmy wózek. Teraz czekamy tylko na niego.
Teraz czekam tylko na piątek, bo Pią przyjeżdża. Jak ja za nim tęsknię!Gdyby, któraś była zainteresowana to wystawiłam kilka drobiazgów na allegro
TU i TU i TU i TU
No i co teraz?
No i co ja mam teraz zrobić?
We wtorek byłam u swojej okulistki, która powiedziała, że ze względu na operację jaką miałam rok temu wskazany byłby poród przez CC. Niestety ona zaświadczenia wydać mi nie może, bo zmieniły się jakieś przepisy i okuliści mogą wydawać zaświadczenie tylko gdy wada jest większa niż -10 dioptrii i podczas wysiłku może odkleić się siatkówka od oka. Poleciła jednak porozmawiać z doktorem prowadzącym ciążę, bo niby powinna to zrozumieć i zdecydować o CC. Jednak moja pani doktor uważa, że to nie jest przeciwwskazanie do porodu siłami natury. Boję się, że po porodzie wada może mi wrócić, a ja po raz drugi operacji na oko się nie poddam, bo już sama myśl o niej przyprawia mnie o ciarki i ból głowy.
Na poród w prywatnej klinice, gdzie robią CC na życzenie mnie nie stać.
Nie wiem co teraz zrobić.
Wykończona
Jestem wykończona fizycznie i psychicznie. W piątek i w sobotę załatwialiśmy wszystkie poznańskie sprawy, zrobiliśmy sobie sesję (zdjęcia za 3 tyg. dopiero:( ), a zaraz po niej Pią miał mnie dostarczyć rodzicom. Taki był plan. Jak zwykle wszystko się pokomplikowało. Nadal jestem w Poznaniu i dostaję tu do głowy. Okazało się, że muszę mieć zaświadczenie od okulisty, że nie ma przeciwwskazań do porodu SN po tej mojej zeszłorocznej operacji.
Oczywiście jak zadzwoniłam zapisać się do okulistki, która mnie operowała usłyszałam w rejestracji, że mam dzwonić w październiku, bo wtedy są zapisy na przyszły rok i nic nie da się zrobić. Myślałam, że mnie szlag trafi, bo nie po to płacę te durne składki zdrowotne, żeby za wizytę prywatną, która pewnie potrwa 5 min płacić 150 zł. Zadzwoniłam raz jeszcze i powiedziałam, że mnie to guzik obchodzi, że oni nie mają terminów, ja za to mam termin porodu na początek listopada i potrzebuję zaświadczenie i za wizytę nie mam zamiaru płacić ani grosza i mają mnie zapisać najszybciej jak się da. No i dało się. Idę jutro na 15.45. Ciekawe co powie okulistka. Narazie o tym nie myślę, wystarczy, że panicznie boję się porodu i śni mi się on prawie co noc.To nie wszystko. Dopadła mnie choroba. Oddychać nosem nie mogę, mam stan podgorączkowy i strasznie mi gorąco. Leczę się czosnkiem, herbatą z cytryną, sokiem z mali, leżę pod kołderką i liczę, że choroba sobie pójdzie. Powiem Wam szczerze, że ostatnio hormony dają mi nieźle popalić. Ryczę jak bóbr. Z jednej strony nie chcę jeszcze urodzić, niech Filipek siedzi sobie jeszcze w brzuchu i się rozwija, z drugiej jednak strony już tak bardzo chciałabym go przytulić, mieć pewność, że jest pięknym i zdrowym dzieckiem i te tabletki, które biorę mu nie zaszkodziły. Coraz częściej o tym myślę. Z drugiej strony gdyby nie te tabletki mogłabym urodzić za wcześnie, a wtedy nie wiadomo, co by było
. Wiem, najważniejsze jest pozytywne myślenie, ale tak się martwię o mojego szkraba.