Jakoś ciężko mi się zebrać za odchudzanie. Przypominam sobie o tym dopiero wtedy, gdy już się objem...
Wolny dzień mam, więc sobie spokojnie z rana dzieci do szkoły wyszykowałam, ogarnęłam dom, przywiozłam je i mogę posiedzieć przed komputerem. Normalnie to wstaje, palę ogień, wiozę dzieci do szkoły i pędzę do pracy jak mam na pierwszą zmianę. Jak na drugą to jeszcze zdążę sprzątnąć i raczej nie pędzę bo wtedy autem jadę. Teraz jestem zadowolona, że te prawko dzięki A zrobiłam. Jak mam na drugą zmianę to musiałabym czekać 1,5h na autobus i byłabym w domu po 23. W dodatku tak w środku nocy wracać 1.5km bez latarni to średnia przyjemność. Za to tempo mam wtedy takie, że jak wpadam do domu to mokra jestem (4 miesiące jeździłam autobusem).
Plan muszę zrobić sobie jakiś konkretny, bo czas leci a ja dziś znów na wadze 78kg!
Na początku godziny posiłków:
7.00 - śniadanie 300kcal
10.00- II śniadanie 300kcal
13.00- przekąska 200kcal
16.00- obiad 500kcal
19.00- kolacja 200kcal
Mam nadzieję, że uda mi się znowu wypijać 1,5l wody.
Kurcze, czuje że powoli nabieram motywacji i już niedługo będę całkiem ogarnięta. Całkiem realnie oceniam, że mogę do wakacji wyglądać jak człowiek - no dobra, jak szczupły człowiek...
W 2015 r będę ważyła poniżej 60kg., będę uczyła się angielskiego, pojadę z dziećmi do oceanarium, spędzę urlop w miłym miejscu. Zrobimy coś z domem (napisałam coś, bo fundusze ograniczone, a prac dużo, najważniejsze coś zacząć). To tak na szybko, wiadomo, że milion rzeczy i marzeń po drodze dojdzie. Najważniejsze, że chce mi się coś robić i wbrew pozorom, nie są to rzeczy, które od tak same do mnie przyjdą tylko wymagają wysiłku - przynajmniej ode mnie, bo np., nauka języków to dla mnie kosmos.
Trochę (?!) chaotyczny ten wpis, ale moje dzieci są wszędzie naokoło i ciągle paplają, czasami zapominam, że jest ich tylko dwoje
Póki co papatki