Weekendowo
weekend minął mi aktywnie. Sobota zawsze jest dla mnie aktywna, a wczoraj byliśmy nad wodą i sobie popływałam. Zawsze to coś. Minął już tydzień od mojego nowego postanowienia. Ćwiczenia były, gorzej z jedzeniem. Jedzenie było bardzo ZŁE! i taka jestem zła na siebie. Potrafiłam tylko do południa się z tym ogarniać. Od dzisiaj zaczynam znów, już się chyba zasłodziłam to może jakoś pójdzie. dzisiaj Mel i killer. Zaraz biorę się za Mel a killer wieczorkiem.
Taki miałam dobry humor od rana, zadzwoniła do mnie Pani, w czwartek zaczynam pracę i mam mieszane uczucia. Niby się cieszę bo już mam dość siedzenia w domu, niby się boję. Nie wiem jak to będzie. Znowu będzie problem z dietą, ćwiczeniami. Ale nie ma co narzekać, tydzień zaczął się dobrze i tak ma się skończyć:)Lecę czytać Was:)
Edit. Trening z Mel już za mną, boczki bolą po Tiffany. teraz czas na killer i dzień w 100% zaliczony:)
Piątkowo
wczoraj (czwartek) z ćwiczeniami było tak średnio. Zrobiłam 1 dzień z tego treningu z Mel B i miał być jeszcze killer, ale już odpuściłam, bo i tak wydaje mi się, że kalorii spaliłam masę. Wyrzucałam z piwnicy drzewo, bo chcemy doprowadzić piwnicę do użytku. Mąż się śmiał, że to trochę jak ćwiczenia więc może on nie będzie mi przy tym pomagał, ale się nie dałam wykorzystać. w sumie to spędziłam ze 3 godziny przy tym.
Dziś za to zrobiłam 20 minut killera, więcej nie dałam rady, mam zakwasy i chyba nie ma co przesadzać na początek, chcę móc chodzić a nie słaniać się na nogach i sykać co krok z bólu. Także spokojnie, powoli, myślę, że i tak będzie dobrze i wrócę do starej ćwiczeniowej mocy :)
Jedzeniowo trochę nie potrafię się ogarnąć i mnie to strasznie denerwuje. Zaraz idę przygotować sobie sałatkę grecką na 2 śniadanie:)
Z Waszymi pamiętnikami jestem na bieżąco i jestem z Was bardzo dumna:)
Lecę coś robić bo mam ADHD i nie potrafię siedzieć i odpoczywać :/
Komplementy nową motywacją:)
Wczoraj odwiedziła mnie moja kuzynka, nie widziałyśmy się chyba z rok. Przyjechała z zaskoczenia, ja sprzątałam w domu ubrana w szorty i poczułam się trochę skrępowana, wiecie, że nie lubię swoich ud:) a ona od razu wypaliła: Ale wyszczuplałaś, widać, że schudłaś! Robisz coś, czy tak ciężko pracujesz i dlatego? To jej opowiedziałam pokrótce co i jak:). Ucieszyłam się i dało mi to motywację do działania, dlatego od dziś mam taki oto plan, znaleziony przypadkiem:
I I do tego co drugi dzień killer lub turbo na spalanie, zobaczymy. Wczoraj zrobiłam zdjęcia całej sylwetki muszę przez ten miesiąc się starać, żebym miała Wam co pokazać. Chcę udowodnić przede wszystkim sobie, że znów mam silną wolę i samozaparcie żeby walczyć o siebie, o swoje ciało. \
Trzymajcie kciuki za mnie, wiem, że w chwilach zwątpienia mnie wesprzecie:)
Poniedziałkowy horror
Wczoraj (poniedziałek) był mój pierwszy dzień nowego czasu odchudzania, odliczanego do ostatniego dnia wakacji. Pod względem jedzeniowym było w miarę ok, wpadły lody nieprzewidzianie, ale poza tym ok. Wczoraj był chyba najgorętszy dzień do tej pory i zamiast treningu z Mel B było popołudniowe pływanie (też dobre prawda?). razem z moim mężem, jego bratem i dziewczyną wyskoczyliśmy po południu nad zalew. I to był właśnie ten tytułowy horror. Jak zobaczyłam tą jego dziewczynę w stroju kąpielowym to znowu poczułam się jak 61kg wieloryb! Wiedziałam, że jest szczupła, ale umówmy się, spodziewałam się choć jednej fałdki tłuszczyku na brzuchu a zamiast tego zobaczyłam płaski jak deska, dosłownie!, brzuch i szczupłe nogi. Ona ma wszystko to do czego ja tak nieudolnie i mozolnie dążę w sumie od lutego. Lepszy brzuch miałam w maju niż teraz. Tak się zdołowałam, że coś okropnego, wstydziłam się wyjść z wody! Naprawdę, ale straciłam wiarę w moje możliwości i już nie czuję się w miarę szczupła, czuję się jak kluch.! I niestety dobrze wyglądam tylko wtedy, gdy jestem ubrana:(
relacja i postanowienia
Pisałam Wam kiedyś, że 28 lipca mam rodzinną imprezę, rocznicę ślubu moich teściów, 25tą. A że jestem dobrą synową, a przynajmniej staram się być, to upiekłam dla nich 2 ciasta. A oto jedno z nich:)
to Ukrainka, pyszna, nie zjadłam nawet kęsa, ale ona zawsze jest pyszna:)
i w ramach niespodzianki zrobiłam dla nich tort:)
co prawda nie jestem jakimś mega cukiernikiem, ale zrobiłam. I musiałam spróbować czy jest wszystko ok:) i powiem Wam, że był pyszny:)
Wcześniej pisałam, że w tym dniu chcę wyglądać pięknie:) Czy tak wyglądałam, oceńcie same
Niestety żeby nie było tak kolorowo to wga dziś rano pokazała 56 kg, a było już stabilnie 54,8. ! Nie wiem, czy to jakieś złogi zalegające po tym tygodniu obżarstwa, czy to już odkładający się tłuszcz. Żeby nie zaprzepaścić tego co już osiągnęłam od jutra ścisła dieta, zero białego pieczywa, ziemniaków i słodyczy, i oczywiście podwójna dawka ćwiczeń. Następny sądny dzień to 31 sierpnia, wesele znajomej. Zobaczymy co uda mi się osiągnąć do tego czasu. Trzymajcie kciuki, Wasza Karolina:)
Zamulająco/depresyjnie...Potrzebuję Waszej pomocy.
Ten wpis będzie składał się z dwóch części. 1 to odchudzanie i 2 to private. Najpierw napiszę o odchudzaniu, bo może kogoś nie interesują moje prywatne rozterki więc nie będzie musiał czytać dalej:) ale tak jak w tytule, nie będzie wesoło i kolorowo, potrzebuję też waszych rad.
Dietowo jest tragedia. Niby kontroluję to wszystko, ale przez te upały to mi się cały plan jedzeniowy rozstroił. Jak zjem śniadanie koło 7-8 to później do 13 nie jestem głodna, chociaż rano się nie napycham bo zazwyczaj jem owsiankę. A czasami jak o 13 zacznę jeść to nie potrafię się najeść. I w ten sposób popełniam błędy młodości. Czy potraficie uwierzyć, że jako nastolatka (teraz jestem starą 24latką:)) nie jadałam 2 śniadań?! Ponieważ zawsze miałam trochę za dużo ciała, albo przez moją figurę i rozkładanie tłuszczu tak wyglądałam, nie jadłam w szkole, nie ważne czy byłam w niej do 12,13,14, po prostu nie jadłam, wstydziłam się, że ktoś powie, że jestem gruba i jem. Ale za to jak przychodziłam po szkole do domu i zaczynałam jeść to tak jakbym nie wiedziała kiedy przestać, im dłużej jadłam tym bardziej czułam się nienasycona.Teraz popełniam ten sam błąd. nie potrafię zjeść np. jogurtu czy jakiegoś owocu, tylko taka przekąska uwalnia w moim żołądku lawinę głodu. Ale to nie jest najgorsze. Wróciła ochota na słodycze! A motywacja do ćwiczeń jest równa 0. Nawet już do Mel B nie mam serca, ostatnio ziewałam podczas treningu. Martwię się i jestem tym sfrustrowana, bo pewnie jak nie zmienię tego to kg zaczną wracać, a przecież już coś osiągnęłam. Wiem, że dla kogoś te 6kg, które zgubiłam to pikuś w porównaniu z 20kg innych osób, którym się udało. Ale dla mnie jest to mały sukces, który teraz może zostać zniweczony przez brak chęci, lenistwo i brak motywacji. Czuję się tak jakbym nadal ważyła te 61 kg i nic nie osiągnęła. Mentalnie nie schudłam, nadal ważę 61 kg. To tyle odnośnie tematu odchudzania.
Jeśli kogoś nie interesuje moje życie osobiste to nie zmuszam do czytania, i tak już wpis jest długi.
Od czego by tu zacząć, może najpierw dom. Mieszkamy z mężem u moich rodziców, a ponieważ ja narazie nie pracuję to zajmuję się domem. I tak właśnie wygląda mój dzień, pranie, sprzątanie gotowanie, jakieś prace wokół domu. Teraz jest sezon na robienie przetworów, jeśli ktoś robi to wie co to oznacza, całe dnie stania przy garach. Wszystko jest na mojej głowie, mimo tego, że mam młodszą siostrę, która ma 15 lat i potrafi już coś zrobić. Teraz jest godzina 13.30, piszę do Was, a w kuchni czeka na mnie 2 komory zmywania, zamiatanie, gotowanie obiadu i dżem porzeczkowy w garnku. Od rana nie było zmywane, bo ja byłam na zakupach a później zrywałam tą porzeczkę. Myślicie, że moja siostra coś zrobiła? Nic a nic, bo ona jedzie na kolonie dzisiaj i musi się spakować. Dosłownie czuję się jak służąca. Niby podzieliłyśmy się zmywaniem, miały być dyżury, wyszło tylko przez tydzień. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że mój mąż uważa, że ja całymi dniami nic nie robię! Nikt tego nie docenia, co ja robię. Nie chodzi o to, żeby codziennie każdy z osobna mi dziękował za to co robię, ale czasami przydałoby się jakieś miłe słowo. Już mam taki kryzys, że skończy się to płaczem. Dlatego jestem taka znerwicowana i się na wszystkich wyżywam. Jak mam nie być? Powiedzcie mi jak?! I teraz na koniec kwestia mojego małżeństwa. Nie potrafię cieszyć się z tego co mam. Niejedna dziewczyna na moim miejscu byłaby zadowolona: niedługo przeprowadzimy się do swojego własnego domu, nie muszę martwić się o pieniądze bo A. jest taki, że żadnej pracy się nie boi, ale ja nie potrafię się tym cieszyć, bardziej zwracam uwagę na to czego nie mam niż na te dobre rzeczy. Ale dla siebie nie mamy w ogóle czasu. Jeszcze w tym roku nie byłam nad wodą, dzień przed moją obroną pracy gruntowałam ściany na klatce schodowej! I tak zaczynamy powoli żyć obok siebie, dla niego najważniejsza na świecie jest budowa i ten dom, a ja chciałabym żebyśmy coś skorzystali z życia, gdzieś pojechali, nawet nie na zagraniczne wakacje, tylko właśnie nad wodę, gdzieś pospacerować, przecież w każdej okolicy jest tyle interesujących rzeczy do zobaczenia. On nigdy nie ma czasu, albo jest zmęczony, albo nie ma pogody, albo trzeba gdzieś jechać do rodziny bo akurat jest jakaś uroczystość, zawsze znajdzie 100 tysięcy wymówek. Jak ja mam żyć i nie zwariować????????? Czy można docenić to co się w życiu już ma a nie zwracać uwagi na te braki? Przecież podobno nie można mieć w życiu wszystkiego.
Pomóżcie mi proszę bo jestem tak przytłoczona tym wszystkim, że brak mi sił. Ja zawsze chętnie komentuję wasze pamiętniki, teraz potrzebuję od was pomocy, rady.
Pozdrawiam, Karolina
Mniam
Oto moje dzisiejsze 2 śniadanie:)
Dla niewtajemniczonych, to jest mus/koktajl, nazwijcie jak chcecie:) z truskawek i czarnej porzeczki, bez cukru! Truskawki podobno wspomagają odchudzanie, a czarna porzeczka na moje niedobory żelaza w organizmie:)
Ogólnie to chyba u mnie dobrze, na nowo pokochałam owsiankę:). Mam trochę jakieś nerwy ostatnio i wszystko jak zwykle odbija się na moim mężulku, no ale cóż, w końcu razem na dobre i na złe:)
Pokonałam swoje słabości
Ale wczoraj nie miałam ochoty na ćwiczenia.Po piątkowym turbo miałam małe zakwasy i nie chciało mi się ćwiczyć. W pewnym sensie zmusiłam siebie. Postawiłam na Mel B. Najpierw rozgrzewka, później pośladki i brzuch i już miałam dość, myślałam, już wystarczy, odpuszczę sobie dzisiaj. Ale gdzieś z innej części mnie dobiegały inne słowa: wytrzymaj, jeszcze trochę, zobaczysz jaka piękna będzie nagroda po ćwiczeniach, smukła sylwetka. I zaczęłam sobie wyobrażać siebie szczupłą, w fajnych ciuchach, pewną siebie i przebojową dziewczynę i wytrwałam! Zrobiłam to cardio i nigdy nie czułam się chyba tak szczęśliwa po treningu. Aż normalnie dzisiaj mam wrażenie, że moje nogi już wyglądają lepiej:)
Ubraniowe zakupy+ zdjęcia
Z okazji obrony pracy mgr mój mąż zabrał mnie na zakupy. :) Najlepsze było to, że kupiliśmy same kolorowe ubrania, nie pozwolił mi kupić nic stonowanego, bo stwierdził, że teraz modnie jest nosić kolorowe ubrania. Nawet chciał mi wcisnąć żółte spodnie! Chyba oszalał, ale się nie dałam.
Przygotowałam dla Was małą sesję z tej okazji:) Patrzcie i podziwiajcie:) :D
nawet nie myślałam, że będę dobrze wyglądać w spodniach długości 7/8 ale powiem wam, że jest ok. Można nosić:)
zakochałam się w tej sukience:)
myślałam, że ta spódnica poszerza mi biodra i powiększa tyłek, ale niestety one po prostu takie są. Zobaczcie na tym zdjeciu
W ogóle to gdzie ja wyjdę w tej sukience jak ona taka krótka:/
I na koniec krótkie spodenki, oczywiście kolorowe, różowe...
I to by było na tyle.
Na dzisiaj zaplanowałam opalanie, bo u mnie pogoda w końcu temu sprzyja. Otwarte piękne słońce. Miłego dnia:)
Jak być laską kiedy się nią nie czujesz???
Pomimo tego, że coś tam schudłam nie czuję się atrakcyjna dla mojego męża.... Ciągle słyszę od niego jak nazywa mnie Maćkiem. On uważa, że tylko biust mi zmalał a nigdzie indziej nie widać tego całego odchudzania. A wręcz nawet powiedział, że wszędzie tyję tylko biust mi maleje. To przykre. Nie mam ochoty na nic jak mnie tak demotywuje, przytłacza mnie to i czuję się gruba, brzydka i nic nie warta. Ech ale los. Chyba nic dziwnego, że jestem zakompleksiona i brak mi pewności siebie.