Dzięki Wszystkim za komentarze pod zdjęciem w poprzednim wpisie. Jesteście megamotywujące, bo na mnie to działa jak płachta na byka. :) Ale nie macie pojęcia jaka moja radość jest, kiedy patrzę w lustro i nie widzę już wielkiego hipopotama, tylko małego hipcia... :P Niestety chcę jeszcze ten tyłek troszkę poobżynać w obwodach. I udka... a jakże!
Jak ja sobie dogadzam na tej diecie, to Wy pojęcia nie macie. Pieczone łososie, zapiekany brokuł, uprzednio ugotowany, z serem camembert. Hoho! Nie chodzę głodna. Dziś nawet była kostka czekolady w moim menu. :P Aaa! No i 5 biszkoptów. Polubiłam biszkopty. :) Jeden ma 10 kalorii. Lubię sobie tak w herbatce albo kawie zbożowej zamoczyć.
Dziś czwartek. Jem 1600 kalorii. Chodzę pełna jak bąk, a już od niedzieli właściwie powinnam przejść na 1700. Ale tak sobie myślę, czy dwa tygodnie nie zrobić 1600. Boję się skoków wagowych. Że mój organizm nie da rady.
Generalnie jutro wejdę na wagę. Chyba ta cała okresowa woda już ze mnie zeszła, bo @ wczoraj definitywie się skończyła. Aczkolwiek przeczuwam nadal brak spadku. Miara też dziś pokazała, to co pokazuje od 2 tygodni. Trudno. Trzeba walczyć dalej!
W mojej kuchni króluje brokuł. Tak się w nim rozkochałam, że ostatnio prawie co dzień wcinam gotowanego. Jest pyszny! A to z kurczaczkiem na patelni i serkiem wiejskim... A już w ogóle z serem camembert - niebo w gębie, po prostu. :)
Dziś do 16 z hakiem... jak nie 17, byłam w mieście. Wróciłam, wszamałam przekąskę. Odczekałam godzinkę... i w teren! I tym samym zaliczyłam godzinny trening, przejechałam 16 km. Fajnie! W końcu czuję, że żyję. Pogoda ma być ładna, więc będę na maksa korzystać. Jeszcze 3 dni do przyjazdu Krzysia, może jeszcze zdążę coś tam zdziałać. Nie proszę o wiele, ale ten jeden centymetruś.... mógłby sobie pójść w pizdu.
Kumpela chce na rowery. :) Gdzieś do kąpieliska mam 15 km w jedną stronę. Może potem bym się skusiła na pływanie, ale ja wątpię. Jestem strasznym zmarźluchem i dla mnie wejście do wody, to spore wyzwanie. Tym bardziej, że dopiero mamy pierwszy dzień ładnej pogody. :) Zobaczymy. Fajnie byłoby tak aktywnie spędzić dzień. Rower-kąpanie cały dzień-rower. Tym bardziej, że kumpela też na diecie, więc byśmy sobie dietetyczne żarcie wzięły. W ramach II śniadania oczywiście piwko :P, jedno można... a później to sobie zejdzie przez te kilka godzin. I się je wypływa i wyjeździ. :P
A tak w ogóle... to nie wiem. Jakoś mam dwa stroje, ale żaden mi się nie podoba. Tzn. ja się sobie w nich nie podobam. Muszę jakiś push up sobie kupić. Tzn. Krzysiu niech mi kupi, nie?! Mało się dla niego staram?:D Oczywiście, wiem... wiem. Robię to dla siebie, ale dla niego tak ociupiniuńkę też. :)
Mój bilans na dzień dzisiejszy:
trening:
60 minut pedałowania w terenie=16 km
Ewę i Brazila sobie już dziś daruję. Myślę, że ten wycisk mi w zupełnośi wystarczy!
No nic... aaaaaaa! Jutro na śniadanko będą czereśnie. Dziś słońce ładnie dodało im smaku, jutro chyba będą idealne. W poprzedni weekend jeszcze nie były za bardzo. :)
Dziś usłyszałam 3 razy, że schudłam. Jakie to zajebiste uczucie. Człowiek czuję się czasem jak egosita, ale takie słowa bardzo wpływają na moją dość ostatnio przywaloną psychikę. ;-)
Wiem, że jeszcze sporo pracy przede mną, żeby wyglądać tak jak chcę... ale myślę że już jest dobrze. :)
Moje Drogie Anielice Na Skrzydłach Diet Wszelakich. Trzeba być każdego dnia dobrej myśli. Cieszyć się życiem. Czasem jest ciężko, ale chcieć, to móc. Bądźcie wytrwałe. Kochajcie. A przede wszystkim siebie. To pomaga.