obżarlam się
Dziś w dzień mało jadłam i wieczorem napadłam na lodówkę wymiatając co mi wpadło w rękę. No nic jutro znów bedę walczyć. To straszne że żarcie mną rządzi. Chciałabym umieć jeść mało. Nie umiem. Uczę się.
98,6 kg
Tyle pokazała dziś szklana małpa. NO COMMENTS:-\:'(@o_OT_T
Napad głodu
Piszę, bo przyszedł wieczór a ja znów mam ochotę napaść na lodówkę i wymieść wszystko co znajdę w środku. Może potraktuję to pisanie jako terapię i oderwanie się od moich natrętnych myśli.
Niedawno byłam na szkoleniu i tam mieliśmy taką część psychologiczną i pan wykładowca właśnie mówił, że np. jak ktoś chce się oduczyć palenia i np. pali na balkonie to powinien sobie na drzwiach powiesić żółtą kartkę z napisem wcale nie chce mi się palić. Podobno to skuteczne. Zatem może idąc za jego przykładem powinnam nakleić sobie taką kartkę na lodówkę. OOO!! to niezły pomysł. Może nie zaszkodzi.
Jak to dobrze z mądrym pogadać (nawet jeśli gada się z samym sobą hihi). Jakoś humor mi się wyostrzył hihi.
Wpisik niedługi, ale pomógł. Dzięki Wam Vitalijki, że mogę pisać. Nawet jeśli to są głupoty i za miesiąc będzie mie wstyd że to napisałam. Ale może dzięki temu za miesiąc będę chudszaaaaa.
Wolno idzie
Waga poranna dzisiejsza 95,8 kg.
Spadek wagi nie powala, ale patrząc na to, że od dawna na wadze było 97 kg to i tak nie powinnam narzekać. Dziś jestem poza firmą, pracuję w innym miejscu. Wczoraj stwierdziłam, że fakt, e jestem gruba nie uprawnia mnie do tego żebym była zapuszczona. Trudno mi sobie o tym przypomnieć i zdarza się, że w dniach kiedy wiem, że nie muszę wychodzić to zakładam dżinsy i lecę do pracy. Potem wyrzucam sobie, że jestem zapuszczona i źle się czujęz tym jak wyglądam. Dlatego będę się starać aby takich dni było coraz mniej.
Dziś dokończę sprzątanie łazienki i zrobię listę potraw i zakupów jedzeniowych przed świętami, bo mąż po powrocie będzie mógł wtedy zrobić zakupy i mnie w tym wyręczyć.
Jadąc dziś do pracy jakoś tak świątecznie zrobiło mi się na sercu. Weselej.
A o schudnięcie będę dalej walczyć. W końcu musi się udać.
Teraz na okres adwentowy wyrzekłam się jedzenia słodyczy. Niby to niewiele, ale już samo to wystarczyło, żeby waga zaczęła spadać. Można??? Chyba można.
sterana jestem
Kochane moje choć dawno nie pisałam czytam was codziennie i śledzę co się dzieje. U mnie roboty po kokardę bo w okresie świątecznym chcę sobie zrobić wolne od pracy. Świąt u mnie jeszcze nie widać. Jakby po widoku patrzeć to przyszlyby w kwietniu. Prezenty będę kupować na ostatnią chwilę, a niektóre to raczej na Dziadka Mroza hihi. Teraz muszę o siebie dbać, jakiś czs temu z przepracowania i przemęczenia i reakcji po lekach wylądowałam na SORZE nie na żarty się wtedy wystraszyłam. Ponad tydzień zajęło mi dojście do jakiej takiej formy. Choroba i to poważna jest straszna. Waga będzie znaan jutro.
Relaks
Jezusie, jaka ja wczoraj byłam padnięta. z pracy wyszłam przed 12 (niewątpliwy plus pracowania na swoim). Pani Ania miała dokończyć parę rzeczy. Nic terminowego nie było, a i klientów też nie było (plus wykonywania wolnego zawodu). Będąc w domu dostałam wprawdzie jeden telefon, ale mogę to załatwić mailem.
Po 3 tygodniach urlopu mojego pracownika, i 4 weekendach bez odpoczynku, myślałam że zejdę. Po powrocie do domu zrobiłam szybko coś na kształt obiadu dla dzieciaków i .... przeczytałam 2 książki. Obie dostałam w ubiegłym tygodniu od mojej przyjaciółki w prezencie urodzinowym. Czytałam bez przerwy do 19. Przeniosłam się do innego świata.
Pomogło.
Dziś pospałam do 8:30 (biorąc pod uwagę że codziennie wstaję o 5:40 to poszalałam). Posprzątałam chałupę. Zaraz biorę się za zdrowy obiadek (ryba i ryżyk i warzywka). JEst mi dobrze i czuję że odpoczęłam. Po południu wybiorę się na spacer. Tak po prawdzie pójdę na grób mamy, bo dziś mi się przyśniła, ale piechotą więc właściwie to można zaliczyć jako spacer.
Jest mi dziś dobrze, tak spokojnie. Dawno mi tak nie było. Ale to fajne uczucie.
Trzymajmy się chudo.
Grubośc mnie pokonuje
Walka o pojawienie się znów wagi poniżej tej wyjściowej na pasku trwa. Przywaliłam do 98,7 kg. Jak zobaczyłam te liczbę na wadze to się załamałam. Na krótko, ale jednak. Znów wróciłam do walki o schudnięcie. Idzie mi powoli.Dziś szklana małpa pokazała 96,9. Prawie 2 kilo. Niby coś a ja jednak nie jestem zadowolona. Nie mam problemów ze zrzuceniem do 95 kilo, jednak nie wiem dlaczego potem coś się blokuje i waga staje w miejscu. Echchchch do moich 35 urodzin miałam ważyć 70 kilo. Urodziny minęły prawie tydzień temu, a ja nadal ważę prawie stówę. Do dupy to wszystko.
:((((
OMG jak ja dziś cierpiałam rano, kiedy o 5:30 zadzwonił budzik w telefonie. Ostatkiem silnej woli zwlokłam się z wyra i poszłam na kije. Pogoda okropna. Mżyło i wiało. Ubrałam się jakby to był grudzień a nie wrzesień. Ale poszłam i przemaszerowałam te swoje 30 minut (z malutkim okładzikiem). Moja motywacja trochę spadła.
Mąż wrócił do domu wczoraj i już od razu mnie dziś rano mnie wkurzył. Boże jaki on czasami potrafi być bezmyślny.
No nic, kit z nim. Przejdzie mu.
Muszę chyba wymienić baterie w mojej szklanej małpie, bo to co ona pokazuje, to jakieś żarty są po prostu.
Najważniejsze że się ruszam. To jest mój prawdziwy sukces.