Jakie były ostatnie dni? W miarę dietkowe, określenie "w miarę" jest chyba jednak średnio adekwatne do tego co się działo przez te dni.., w środę wypiłam morze malibu domowej roboty (pyszne było!), w czwartek z kolei byłam tak wykończona po całonocnym szaleństwie w klubie, że byłam nie do życia, toteż ćwiczeń było mało co, zresztą ja jestem leń jakich mało ;)
Przyjechał do mnie brat na jedną noc, spędziliśmy ponad 1,5 godziny spacerując po mieście w dość szybkim tempie. Pooprowadzałam go pieszo po najważniejszych miejscach. I co? Skusił mnie na cholernego, bardzo fastfoodowego chickenburgera... Ehh..
Jeden czikenburger, jeden cholerny fastfód w miesiącu, chyba aż tak bardzo nie zaszkodzi, pod warunkiem, że jest tylko raz, prawda? Bo do tej pory byłam bardzo grzeczna, przynajmniej tak mi się wydaję. :)
Słodyczy nadal nie tykam, to samo czipsów i innych złowrogich przysmaków. Nie ciągnie mnie do nich, póki co - oby trwało to jak najdłużej ;)
Wczoraj już jak zwykle całkiem dobrze, z aktywności : 40min hula hop, 1,5h spacerowania (szybkim tempem) po mieście, poza tym to mycie bardzo brudnych okien w akademiku, pranie firanek i zasłonek.
Dzisiaj wstałam o 10.40 (!) Nigdy tak długo nie śpię, nie wiem co mi się stało :)
Czuję, że to będzie dobry dzień :)