W ciągu miesiąca udało się zrzucić około 3 kg, co na pierwsze dni diety (po naprawdę długiej przerwie) i przy mojej wadze może nie jest jakimś porywającym wynikiem, ale ja jestem bardzo zadowolona. Przede wszystkim wróciłam do zdrowych nawyków, robię swoje, ciułam sobie centymetry i kilogramy małymi kroczkami, ćwiczę (basen + rower + dywanówki + długie spacery), zdrowo i regularnie jem, piję dużo wody - naprawdę nie mam sobie nic do zarzucenia. Po brzuchu widzę zmiany przede wszystkim, taka magiczna granica kilku kilo - pyk, jest wywalony brzuch, pyk, brzuch się zaczyna chować. Fajne jest to, że zaczynam mieć do tego wszystkiego zdrowe podejście - właśnie bez dążenia do perfekcji, daję sobie miejsce na luz gdy wychodzę do miasta z chłopakiem/znajomymi. Nie czuję się nawet jak na diecie, tak jak to bywało kiedyś z moimi super restrykcyjnymi i niedojrzałymi planami typu "jedno-odstępstwo-o-nie-o-nie-już-po-mnie-wróci-mi-0.4kg-oboże". Jest jakoś tak okej, i przede wszystkim zaczynam czuć się z każdym dniem lżej, zdrowiej, lepiej.
Co prócz Vitalii? Zaczynam nową pracę w bardzo fajnej firmie (nie korpo, uff!), tak jak chciałam na +/- pół etatu, żebym po wakacjach była w stanie powiązać to ze studiami dziennymi i magisterką, a przy tym jeszcze czasem pomóc chłopakowi, który właśnie założył własną firmę (dumna ja!). Miałam też drugą propozycję, zdecydowanie bardziej rozwojową, ale niestety na cały etat na drugim końcu miasta... więc na kolejnym etapie rekrutacji jednak wolałam zrezygnować, bo patrząc dalekosiężnie - zatyrałabym się. Miałam takie olbrzymie ciśnienie, że o boże, 24 lata, już wypadałoby zarabiać miliony, niektórzy w tym wieku już tyle osiągnęli... ale dupa tam, staram się wyczilować, niektórych rzeczy nie przeskoczę, póki nie jestem w pełni dyspozycyjna naprawdę ciężko myśleć o czymś docelowym, jeśli fart akurat nie dopisuje. No nic, na razie żyję tym, że do września mam zgłosić temat magisterki, i mam już co prawda nakreślony obszar w którym chciałabym się z tą pracą znaleźć, natomiast muszę wgryźć się w literaturę żeby jakoś to wszystko doprecyzować. Tyle na dziś!