i 0,5kg na minusie!
Pewnie byłoby więcej, ale wczoraj miałam kryzys taki jakiś ogólny. Przesilenie czy co?
Skusiłam się zamiast racjonalnego obiadu na "chińczyka" - mojego ulubionego kurczaka w cieście kokosowym. Wymówką był brak obiadu, koncepcji na niego i... pensja na koncie. Mam taki głupi zwyczaj (powinnam z tym zacząć walczyć na poważnie!), że "po wypłacie" lubię sobie zaszaleć kulinarnie. Zazwyczaj był to chińczyk/pizza/kawiarnia.
Pewnie się śmiejecie, że to żadne szaleństwo - dla mnie tak, bo: po 1 - nie kupuję na co dzień fast foodów/ciastek itp., a po 2 - liczę niestety każdą złotówkę. Takie czasy :(
Więc sobie zaszalałam, kaca moralnego miałam i mam, a jakże. Pokusa była jednak silniejsza. Trudno!
Za miesiąc postaram się "zaszaleć" na innym podłożu.
Od dziś znów cugle założyłam. Na śniadanko: 2 wafle ryżowe, chuda wędlina, ogórek, O: zupa ogórkowa, K: koktail białkowy z 1/2 banana. Jabłko w międzyczasie.
Miłego dnia Wam życzę... u mnie deszczowo