Przygodę z zrzucaniem wagi zaczęłam w zeszłym roku. I moja cała rodzina była sceptycznie nastawiona do pomysłu. Nie bardzo mieli na względzie to, że chcę zrzucić kilogramy z ciałka i np. przychodzili i częstowali czekoladą albo unosili się, gdy prosiłam, żeby kupili też ciemny chlebek dla mnie.
A potem nagle BAM! Schudłam 10 kg. Mama dumna. Tata w szoku. Jak to? To jednak się da? :D
Potem trochę osiadłam na laurach, a teraz znowu wróciłam. I co?
I mnie wspierają :) nie krzyczą już, gdy robię dietetyczny obiadek dla całej rodzinki. Nie krzywią się, gdy oni jedzą ziemniaki do obiadu, a ja ryż. Ba, jak podchodzę do szafki ze słodyczami to mama mówi "Nie, nie, zostaw, ty nie możesz przecież!"
Wczoraj wróciłam z pracy straaasznie głodna, bo zapomniałam zjeść przed wyjściem. Wróciłam o 21 i kiszki marsza grały. To mama wstała i zamknęła obiad w lodówce mówiąc "Jutro sobie zjesz, dzisiaj się napij wody i idź spać" :)
O wiele lepiej jest tak, jak jest. Gdy dom cię wspiera, a nie wyśmiewa :)
Za to moja siostra mnie nienawidzi za odchudzanie :D
Zaczynała ze mną ale oszukiwała. Podjadała, jadła tłuste i słodkie, co chwilę puste butelki po colce u niej można było znaleźć. Oszukiwała i miała pretensje, że ja chudnę, a ona nie. I w ogóle przestała.
A teraz nie mogę przy niej nawet słowem się odezwać a propos wagi, rozmiarów, zdrowego jedzenia, itd. Bo od razu reaguje krzykiem i obrażaniem się.
Dochodzi do takich absurdów, że przychodzę do niej z parą spodni i mówię, że może chciałaby przymierzyć, bo na mnie są już za duże, a ona wybucha krzykiem i wyrzuca mnie z pokoju.
Tak poza tym to bardzo się kochamy i mamy bardzo przyjacielskie stosunki ale ten jeden temat nas zawsze poróżnia. No trudno, może kiedyś i ona się zmotywuje ;)
Szkoda tylko, że moja rodzinka też nie chce przejść na zdrowe jedzonko. Ale nie można mieć wszystkiego przecież ;)