TAK BARDZO MI SIĘ NIE CHCIAŁO.
Przyznaję się. Jadłam słodycze. Jadłam późno. Nie chodziłam na fitness.
Ale za to codziennie jeździłam rowerem, to się liczy, co nie?
Oj, tak strasznego lenia złapałam, że masakra. Nastawiałam budzik, żeby wstać rano na fitness po czym ze złością go rano wyłączałam, bo tak bardzo chciało mi się spać. Po południami jeździłam rowerem na korepetycje, bo trafiły mi się teraz ze względu na poprawki matury (i bardzo dobrze, dzięki temu pojadę na kilka dni nad morze!), więc usprawiedliwiałam sobie nie chodzenie wieczorami na fitness.
Poległam straszliwie.
Ale bez tragedii, bo waga nie skoczyła w górę. Tylko ja się czuję taka jakaś... ociężała? Nie, powrotu do przeszłości nie widać tylko taka jestem zmęczona, nie do życia. Lenistwo.
DLATEGO STOP!
Za 25 minut jadę na fitness. DOSYĆ JUŻ lenistwa. Jak pojadę raz, to potem będzie łatwiej. Jutro pojadę też, jak nie rano to po południu. NIE MA wymówek.
Jadę na rowerze, potem wracam do domu, potem na rowerze na korepetycje, a potem może pojadę sobie na dłuższą wycieczkę rowerową ;)
Odkryłam też jak bardzo lubię kaszę manną na mleku. Pychotka, a długo się jest potem sytym. Rewelacja.
TRZYMAJCIE KCIUKI! :)