Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Po szczerej rozmowie z samą sobą doszłam do wniosku, że pora znowu podjąć próbę zrzucenia kilogramów. Jednocześnie podjęłam decyzję, że chcę zmienić liczbę na wadze na stałe, a nie tymczasowo. A więc nadszedł czas nie tyle, co na odchudzanie, a zmianę stylu życia. Wybrałam raw till 4, ponieważ już kiedyś zdarzyło mi się (przez 10 dni) odżywiać witariańsko i czułam się wtedy naprawdę naprawdę dobrze. Z głupoty wróciłam do gorszego jedzenia. Luźno trzymam się zasad tej diety, jako, że mieszkam na takiej szerokości geograficznej, a nie innej. Będzie więcej gotowanego, ale będę się starała, by co najmniej 50% kalorii jakie spożywam pochodziło z surowizny. Pamiętnika Vitalii używam głównie jako dzienniczka żywieniowego i miernika postępów, choć nie ukrywam, że daje mi również sporo motywacji. Ale główną motywację czerpię z mojego wnętrza. Będę też zamieszczała pomocne materiały i będę szczęśliwa, jeśli uda mi się kogoś zainspirować, by choć trochę zmienił swoje nawyki żywieniowe na lepsze.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 27574
Komentarzy: 286
Założony: 9 października 2014
Ostatni wpis: 16 grudnia 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
szpinakowa811

kobieta, 109 lat, Warszawa

168 cm, 74.80 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

16 grudnia 2014 , Komentarze (12)

Witajcie! Chciałabym się z Wami podzielić wykładem na temat białka. Tak naprawdę, u mnie potwierdził tylko to, czego już wcześniej się dowiedziałam z różnych artykułów mniej lub bardziej naukowych, a także testując na sobie, ale dla wielu na Vitalii wszystko to będzie zapewne nowością. Rzecz jest kontrowersyjna i stoi w sprzeczności z polską dietetyką, która niestety bazuje na wiedzy przestarzałej. Czy diety wysokobiałkowe rzeczywiście mogą sprzyjać naszemu zdrowiu? Same sobie odpowiedzcie po obejrzeniu tego materiału.
Proszę, nie zrażajcie się długością filmiku, naprawdę warto to obejrzeć w wolnej chwili, to ogromna dawka wiedzy na temat zdrowia! 


16 grudnia 2014 , Komentarze (6)

Orbitrek już zmontowany, ćwiczę na nim, póki co, ładnie. Dorwałam się też w końcu do wagi i zanotowałam kolejny spadek. Nie tak spektakularny, co prawda, jak na początku, ale wcale mnie to nie zraża. Na wadze ~75 kilo, czyli dwa kilo mniej. 
W którymś z poprzednich postów napisałam, że będę stosować IF i dałam sobie jakieś ekstremalnie krótkie okno żywieniowe. To niestety nie zdało egzaminu, znaczy ja nie dałam rady wytrwać w takim reżimie. Teraz po prostu staram się pościć przez 14 godzin na dobę. Moje minimum kaloryczne to wciąż 2000kcal, choć zwykle jem więcej, a zdarzało mi się zjeść i trzy tysiące, a świat nie wybuchał. Fajna zmiana jaką zaobserwowałam to bezbolesna miesiączka. Póki co tylko jedna, ale to typowy efekt diety roślinnej, więc zgaduję, że kolejne też takie będą. No i ta cera. Z pewnością napiszę o tym jak wyleczyłam trądzik, ale czekam aż zupełnie się oczyści, by móc wstawić post, okraszając go zdjęciami sprzed i po. Zmieniło się też to, jak podchodzę do komponowania diety. Staram się teraz słuchać bardziej mojego ciała i intuicji niż ściśle trzymać się 80/10/10. W efekcie czasem zjem więcej tłuszczy lub białka niż mówi zasada 811, a innym razem mniej, po prostu jem to na co mam ochotę, trzymając się tego, że jem dużo węglowodanów. Na razie też muszę zrezygnować z zielonych szejków, bo mój blender niedomaga, a większość kasy poszła na orbitrek. :( A teraz standardowo fotki wybranego jedzenia z ostatniego miesiąca: 


Kotleciki z czerwonej (a raczej pomarańczowej) soczewicy i kaszy jaglanej, buraczki.


Surówka (pekinka, pomidory, oliwki) z sosem czosnkowym (tofu, woda, czosnek, pieprz, czarna sól)


Wege sushi z ryżej jaśminowym, awokado, pieczarkami, ogórkiem i białą rzodkwią


Tofucznica (tofu, cebulka, papryczka jalapeno, pieprz, czarna sól)


Pikantna zupa warzywna zabielona tofu (włoszczyzna, cebula - dużo, ziemniak, kasza jaglana, czosnek, tofu, przyprawy, trochę koncentratu pomidorowego)


Makaron razowy z pieczarkami, cebulą, cukinią i koncentratem pomidorowym

6 grudnia 2014 , Komentarze (12)

Z pewnością siebie zapowiadałam, że zacznę ćwiczyć i nawet w to wierzyłam, ale pewnego razu przetrenowałam się i to tak, że ledwo chodziłam, więc się szybko zniechęciłam. Jednak nadzieja była w orbitreku, który w końcu przyszedł. Szczęśliwa, że w końcu będę mogła na nim ćwiczyć, co bardzo lubię, rozpakowałam 70 kilo sprzętu,  który... okazał się być niekompletny. A firma zaoferowała, że zabiorą sprzęt i oddadzą pieniądze. A więc spakowałam 70 kilo rowerka z powrotem, oczywiście nie obyło się bez pomocy, potu i łez. Nie chce mi się wchodzić w szczegóły. Kurier wczoraj odebrał paczkę, czekam na moje pieniądze. W międzyczasie zamówiłam drugi orbitrek, z innego sklepu i co się okazało po rozpakowaniu...? Brakuje prawie wszystkich śrub... Załamało mnie to z lekka, jedyna nadzieja w tym, że przyślą mi brakujące rzeczy, zamiast kazać wysyłać słodki ciężarek z powrotem... Mam już trochę tego dość. Diety trzymam się ciągle, jem co najmniej 2000kcal dziennie, ale niestety nie mam teraz dostępu do wagi, więc nie wiem, ile ważę. Szkoda, bo liczby także motywują. Wrócę z pewnością, jak tylko dowiem się ile ważę. Tyle dobrego, że trądzik już prawie wyginął i ja sama widzę, że chudnę, ale i tak czuję się zbyt zdemotywowana na Vitalię i wstyd mi za mój słomiany zapał. 

8 listopada 2014 , Komentarze (17)

Jak w tytule. Przez ten ponad już miesiąc na diecie przymierzam się do ćwiczeń jakby to było co najmniej chodzenie po rozżarzonych węglach. A teraz nagle rozbudziła się we mnie motywacja, by równie poważnie co do diety, podejść do ćwiczeń. W końcu szczupłe ciało to nie wszystko, powinno być wymodelowane jak trzeba, sprawne jak trzeba i wytrzymałe! A więc od jutra zaczynam! Kardio rano, siłowe wieczorem. W najlepszym wypadku co drugi dzień, w najgorszym dwa razy w tygodniu. Ćwiczenia bardzo klasyczne czyli rower, stepper, przysiady, brzuszki, nożyce, ciężarki i inne takie. 

6 listopada 2014 , Komentarze (10)

Na raw till 4 zdecydowanie największe pole do kulinarnego popisu mam przy przyrządzaniu obiadokolacji. Tam się wyżywam. Bo zrobienie śniadania to żadna sztuka - wrzucam wszystko do blendera, dolewam wodę i voila. Kolacje raczej wymyślne też nie są - surowe warzywa, pestki, orzechy, jak mi się chce to wymodzę z tego jakąś surówkę. Ostatnio trochę zwolniłam z wrzucaniem fotek jedzenia, bo nie miałam na to czasu, ale też weny i moje obiadokolacje były niezbyt fotogeniczne i proste jak budowa cepa, jednym słowem - nie ma się czym chwalić. Ale zebrałam trochę fotek wartych opublikowania. 


Kanapeczki z chlebem zmieniającym życie (przepis z
Kasza jaglana, cukinia, pomidory, cebula, pieczarki. 


Miks tego, co akurat było w lodówce - cebula, pieczarki, groszek, sos pomidorowy, pomidorki koktajlowe z ryżem.


Spaghetti bezglutenowe z Biedry (polecam, niedrogie) ze szpinakiem doprawionym w najprostszy sposób jaki można sobie wyobrazić - solą i czosnkiem. Posypane słonecznikiem. 


Sajgonki, a w nich ryż, mieszanka warzyw orientalna, pieczarki i przyprawy - kurkuma, pieprz cayenne, sól i coś tam jeszcze, czego nie pamiętam. Część sajgonek upiekłam, a część zjadłam bez pieczenia. W obu wersjach pyszne. 

I mój parapet po raz wtóry. Przeniosłam jedzenie do kuchni, gdzie moje psy nie mają dostępu, bo gdy rzeczy leżały na parapecie w pokoju to te diabły wcielone kradły mi moje owocki... :(

 

6 listopada 2014 , Komentarze (13)

Jak w temacie. Codziennie widzę tu posty kobiet, które ograniczają sobie spożycie kalorii, a potem czują się źle, gdy rzucą się na jedzenie. I nie piszę tego, bo patrzę na te nieszczęśliwe kobiety z góry. Piszę jako ktoś, kto sam kiedyś uczestniczył w tym błędnym kole, ale w końcu się z niego wyrwał. A przecież nie o to chodzi w jedzeniu. Jedzenie ma być naszym paliwem, ma nas odżywiać, ale powinno też sprawiać nam frajdę, a już na pewno nie wyrzuty sumienia. Złe emocje krążące wokół jedzenia i obsesyjne myślenie o nim nie brzmi jak frajda. I na dłuższą metę nie prowadzi to do niczego dobrego. 

Jutro mija okrągły miesiąc, odkąd jestem na wysokowęglowodanowej diecie wegańskiej. Schudłam pięć kilo. Nie głodziłam się, nie chodziłam głodna. Niezdrowe zachcianki mogłabym policzyć na palcach jednej ręki, a i tak nie były silne. A wczoraj miałam pizzę przed nosem i jej nie ruszyłam. Ale co najważniejsze - przez cały ten miesiąc miałam tylko jeden napad kompulsywnego jedzenia, który i tak był o wiele słabszy niż te, które miałam poprzednio. Kiedy wcześniej miałam jeden napad w tygodniu to i tak był powód do radości, bo zwykle zdarzało się kilka. Dla mnie ta dieta, a raczej sposób odżywiania to dietetyczne remedium i objawienie.

Moje włosy odżyły i wypada ich o wiele mniej. A z paznokciami przestaje sobie radzić obcinaczka. Cera stopniowo się poprawia, ale chyba nikt nie wyleczył trądziku z dnia na dzień. Ale i tak w porównaniu z tym, co moja skóra przeżywała w wakacje to niebo i ziemia. 
Tutaj się powtórzę, ale krótko: moje ciało pachnie lepiej i wszystko to, co zostawiam w kiblu również. 

W podsumowaniu tygodniowym pisałam o spokoju. Że jestem spokojniejsza, bardziej zrównoważona. Otóż pod tym względem jest jeszcze lepiej, ale pracuję nad sobą, nie tylko dietą. Jednak uważam, że dobra dieta to podstawa podstaw. Jeszcze miesiąc temu depresja zaglądała do mnie przez okno nocami. 

Poziom energii jest zadowalający. Jestem z natury leniwcem i kanapowcem, a mimo to znajduję coraz więcej chęci na ćwiczenia. Jednak nie spieszę się z tym. Mój słomiany zapał bywa zwodniczy, więc jestem ostrożna. 

Na początku ograniczałam kalorie, starając się mieścić w przedziale 1600-2000, ale w pewnym momencie stwierdziłam, że po prostu nie będę jadła powyżej dwóch i pół tysiąca. Gdybym miała uśrednić kalorie, napisałabym, że zjadałam około 2200 kalorii dziennie. Trochę ćwiczę, ale moja wydolność jest tak słaba (praktycznie nigdy nie ćwiczyłam, wiecznie zwolniona w wf-u), że po 10u minutach treningu kardio wysiadam. 

Dzisiaj na śniadanie wypiłam szejka z łyżeczki siemienia, trzech garści szpinaku, dwóch jabłek i dziesięciu bananów. Na obiad zjem zapewne pieczone bataty. Co do kolacji - nie zdecydowałam się jeszcze, ale będzie to pewnie jakaś kombinacja białek i tłuszczy. 

2 listopada 2014 , Komentarze (9)

Jak widać na pasku, znowu schudłam. Ale waga potwierdziła tylko to, co ja sama już zauważam po ubraniach, no i po nogach. One zawsze chudną spektakularnie, szkoda, że oponka już tak prędko nie spada. Ale i po niej już coś tam widzę. A najzabawniejsze jest to, że w sumie to przestałam liczyć już kalorie. Po prostu jem tyle, by nie być głodną. I chyba pozostanę przy takim systemie ważenia - raz - dwa razy w miesiącu, to wydaje się być sensowne. 
Coraz więcej ćwiczę. Hehe. Nie sądziłam, że kiedykolwiek coś takiego napiszę/powiem, ale tak, wreszcie zaczynam mieć na to siłę i energię. 
Kocham ten sposób jedzenia!
Aha, oprócz zaprzestania liczenia kalorii wprowadziłam jeszcze jedną zmianę. Czyli od jakichś trzech dni testuję na sobie intermittent fasting, jem dwa - trzy posiłki w przedziale godzinowym 14 - 21.   (edit: to jednak nie wypaliło, budzę się i zasypiam o zbyt różnych porach i by mieć takie trwałe godziny okna żywieniowego, musiałabym mieć bardziej regularny tryb dobowy, co jest na razie poza moim zasięgiem. Staram się jednak, by między moim ostatnim posiłkiem danego dnia, a pierwszym następnego minęło co najmniej 14 godzin)
Dziś wieczorem będę miała trochę czasu, by do Was wpaść, więc do zobaczenia! ;)

Tutaj można poczytać o intermittent fasting: KLIK

28 października 2014 , Komentarze (12)

Cześć, kochane. Ostatnio nie mam wprawdzie czasu wstawiania fotek jedzenia i opisywania menu, a także niestety komentowania, ale to wcale nie oznacza, że się poddałam. Co prawda zdarzyło mi się raz zgrzeszyć (gdy mama odwiedziła mnie z grzybami w śmietanie, nieświadoma mojej diety; uwielbiam je), ale poza tym trwam dzielnie i niezmiennie. Choć od kilku dni przychodzą jakieś chętki typu pizza czy muffinek, ale nie są na tyle silne, bym się  im poddała. Dziś na śniadanie zjadłam mango, a do tego wypiłam zielonego szejka, na obiad będzie fasolka adzuki (choć jeszcze nie wiem jak ją przyrządzę), a kolację będę zmuszona zjeść na mieście, więc wpadnę na jaglanego burgera do Krowarzywa. 
Niestety muszę już kończyć, do zobaczenia niebawem <3

25 października 2014 , Komentarze (5)

Jako, że ludzie proszą mnie o informacje na temat sposobu odżywiania, na którym opieram swój jadłospis, umieszczam tu kilka filmików i przydatnych linków. To będzie taka baza, post, do którego będę odsyłać i w razie potrzeby uzupełniać.
Więc na początek kanał FoodAndFitness. Odkryłam tę dziewczynę dopiero wczoraj wieczorem, ale już skradła moje serce. Jest naprawdę kompetentna, w opisach filmików daje linki do badań i chyba zostanie moją ulubioną youtuberką. Trzy filmiki na temat diety, to jest podstawa podstaw, więc polecam zaczęcie zdobywania wiedzy od nich właśnie (długie, ale nasycone informacjami):

Kolejny kanał na youtube, o którym warto wspomnieć to Powered By Fruits, niestety nie  mogę wstawić linku, wklejam więc cały adres: https://www.youtube.com/user/PoweredByFruits

Kolejną ciekawą stronką jest Akademia Witalności: https://vitalia.pl/ na której są nie tylko informacje na temat odżywiania, ale też sposoby jak stworzyć naturalne kosmetyki, detergenty, itp.

Warto też wspomnieć o Pepsi Eliot: https://vitalia.pl/  - tego bloga nie da się streścić w kilku słowach, wiele interesujących informacji, duża część jej artykułów jest kontrowersyjna. Sporo wyniosłam z tego bloga. 

Fejsbukowy fanpejdż ,,Wiemy co jemy'', ale bez obaw, nie musisz mieć fejsbuka, by go przeglądać go bez przeszkód: https://vitalia.pl/WiemyCoJemy?ref=profile Nie mylić z ,,Wiem co jem". ,,Wiemy co jemy'' to fundacja, której założycielką jest Małgorzata Desmond - dietetyk i specjalista medycyny żywienia, a przy okazji weganka. Wyniesiecie stąd masę przydatnej i aktualnej wiedzy na temat jedzenia.

Prawda na temat białka, wykład, źródło ogromnej wiedzy:

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.