Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Pleszkaa

kobieta, 31 lat, Dzicz

168 cm, 90.60 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

28 grudnia 2024 , Komentarze (7)

Cześć kochani! Właśnie mijają święta i wkraczam w nowy rok z fajną energią. 
Planuje, relaksuje się i po tym wszechobecnym stresie podchodzę do wszystkiego na dużym luzie. Nic mnie nie stresuje. Myślę pozytywnie i wierzę w to, że będzie tylko lepiej. 🤗

Święta minęły spokojnie. Odkryłam wiele nowych i fajnych przepisów. Więc ostatnio dużo eksperymentuje w kuchni. 
Przed świętami spontanicznie zaczęłam znowu ćwiczyć i bardzo pomogło mi to w samopoczuciu oraz trawieniu. Miałam wrażenie, że mój metabolizm przyspieszył i czułam się wciąż lekko. 
Wróciłam do ćwiczeń po świątecznej przerwie i czuję jakbym zaczynała od nowa! 🥵
Ale już dziś po jednym treningu poczułam się szczęśliwa, że udało mi się go skończyć. 
A robię bardzo krótkie treningi bo tylko 15 minut! (jak poczuję ten moment, to przejdę na 20 minut i tak dalej). 

Z nowinek odchudzających, to nie przytyłam po świętach. 😁👍 Waga stoi. 

Zauważyłam, że gdy jem na śniadanie biało - jajka, ryby, kurczak, itp To nie jestem głodna aż do 16 godziny! Takie śniadanie jest świetne. Potem po 16 jem obiad i potem podwieczorek, kolacja.
Czasami mam fajny dzień, gdzie cały udaje mi się wartościowo i fajnie odżywiać. Innym razem poddaje się i jem byle co i byle słodycze. Na szczęście ten drugi zdarza się to coraz rzadziej. 



Jakie macie plany na sylwestra? My z moim spędzamy w domu na czytaniu książek i oglądaniu seriali. Pewnie rano zrobimy jakiś długi spacer po lesie. Oboje jesteśmy wymęczeni tą bieganiną, stresem i szaleństwem z Panem Adamem i jego wahaniem, czy sprzedaje dom czy nie?

Sprzedaje. W lutym mamy jechać podpisać ostateczną umowę. Wpłaciliśmy już zaliczkę. Jeśl Adam nagle zrezygnuje, to będzie musiał nam oddać podwójną kwotę. Temat przyklepany.. 
Tylko pojawił się nowy... Mianowicie okazało się, że część działki należy do gminy. 
Niby tylko nic nie znaczący róg z słupem energetycznym, ale jednak. Dziwne to, ale sprawa była załatwiana wieki temu i teraz czekamy na odpowiedz gminy, co z tym faktem robimy.
Ponieważ dla banku wszystko musi być jasne i klarowne. Byłam w tej gminie i urzędnik z westchnieniem mówi do mnie "Ojej... a nie może Pani to tak zostawić?" XD... ja bym mogła, nawet chciała. Tylko bank nie chce. 🤪

Więc teraz zbieram kartony i powoli porządkuje magazynek oraz garaż. Co mogę to pakuje co kilka dni robię sobie dwie godzinki takiego relaksu. Włączam wtedy podcasty na telefonie i marzę o wyprowadzce. 

2 grudnia 2024 , Komentarze (7)

Sprzedajemy mieszkanie. Zbliża się świt a ja nie śpię. Ostatnio mam spore trudności z przespaniem nocy. 
Niespodziewanie waży się nasze życie i moje miejsce na ziemi. Nie wierzę, że to się dzieje właśnie teraz..  

Znalezliśmy kupca na mieszkanie i już wpłacił zaliczkę. Zaskakująco szybko i z moim TŻ byliśmy ogromnie zaskoczeni. 
Myśleliśmy, że to potrwa tygodnie jak nie miesiące. A tutaj dwa dni i chętny kupiec. 

No więc teraz informacja poszła do pana Adama właściciela domu. Ma dziś dzień w zadzwonić z odpowiedzią. 
Sprzedaje - czy nie sprzedaje. Ostatnia szansa na wycofanie się. 
Teraz albo umówimy się na podpisanie umowy kupna, albo będziemy szukali nowego domu. 

Jest jeszcze opcja trzecia. Poprosi o więcej czasu do namysłu. Ja to rozumiem, to starszy człowiek i zapuścił tam korzenie. To jego dom i pewnie gdyby nie okoliczności nigdy by go nie sprzedał. 
Ale to wodzenie za nos mnie wykańcza! 

Mój TŻ ma spokojniejsze podejście do tematu i trzyma nas w ryzach. Ja totalnie się rozemocjonowałam, ale dla mnie to coś więcej niż tylko kupno domu.

W dzieciństwie czułam, że w moim rodzinnym domu nie ma dla mnie miejsca. Często czułam się jak intruz i rodzice dawali mi o tym znać. 
Gdy pomalowałam farbami na kolorowo budę naszego psa, to dostałam duże lanie. 
Głównie, że zrobiłam to bez pytania, bo rysunki każdemu się podobały. 
Gdy zaiwesiłam huśtawkę w ogrodzie, to zdjeli ją, bo im przeszkadzała. 
Gdy na pusty strych z którego nikt nigdy nie korzystał zaniosłam swój sprzęt do ćwiczeń i zrobiłam prowizoryczną siłownię - to następnego dnia ten strych był im potrzebny i musiałam wszystko z niego zabrać. 

Najgorzej wspominam mój czas facynacją ogrodnictwem. Czytałam nałogowo książki o roślinach i założeniu ogrodu. Zapytałam rodziców o pozwolenie, aby zając nie używaną część działki. 
Z dużym marudzeniem się zgodzili, a potem każdego dnia mnie kontrolowali... Oraz narzekali. 
Jak tylko wyszłam z domu, to od razu któreś za mną szło sprawdzić co robię... To było chore. 
Czułam się jakgdybym miała coś ukraść z własnego podwórka. 
Na moje pytania, sprzeciwy czy konfrontacje zawsze odwracali kota ogonem. Próbując mi wmówić, że się czepiam i że to normalne, że wychodzą na ogród za każdym razem gdy ja to robię. Rzucając gotowanie obiadu czy inne zajęcia.. Pamiętam, gdy opowiadałam te historie terapeucie i gość nie dowierzał i nie potrafił zrozumieć ich zachowania.
Ja również do tej pory tego nie pojmuję, ale takie akcje zdecydowanie zniechęciły mnie do ogrodnictwa. 

Niestety wykształciły również we mnie poczucie takiego terytorianizmu. Nie lubię jak ktoś wtrąca się w moje mieszkanie, wystrój czy dom. Od razu przypomina mi się przeszłość i reaguje bardzo obcesowo. Mam wtedy ochotę bronić mojego terenu i wyprosić daną osobę... Matko, jakie to głupie. 
Muszę się bardzo powstrzynywać i trzymać nerwy na wodzy w takich sytuacjach. 
A jak wiecie mieszkanie w mieszkaniu powoduje pewną wspólnotę i nieuniknionych sąsiadów. 
Co samo w sobie jest dla mnie dużym wyzwaniem. 

Myślę, że w domu w końcu w pełni poczuję, że to "moje" miejsce i mogę czuć się tu bezpiecznie. 
Nawet jak ktoś mi powie, że powinnam zrobić to czy siamto, to nic. 
Wiem, że sama na nie ciężko zapracowałam, zarobiłam, kupiłam i zadbałam. 

Nie mogę się doczekać tego telefonu i jednocześnie boję się. 

Zastanawiam się czy dobrze mi idzie z odchudzaniem. Moje dni ostatnio składają się z dwóch posiłków. 
Śniadanie - głównie białko, potem kawa i odrobina słodyczy (piekę fit babkę lub robię kisiel). 
Obiad - kawa.
Kolacja - Grillowane mięso, sałatka, warzywa.
No i bardzo dużo chodzę. 

Ten styl życia wiąże się z dużym stresem. Czasami przygotuję normalny obiad i nie jestem w stanie go przełnąć. Potem w nocy muszę się powstrzymywać przed wycieczką na stację paliw po czekoladę. 
Kompletnie leżę w stresowych sytuacjach..  No nic, trzymajcie kciuki jeszcze ten jeden raz. 
Zamierzam się w końcu zważyć po wszystkim. 

23 listopada 2024 , Komentarze (13)

Hej kochani! Boje się wejść na wagę, bo ostatnio czuje się podle. Nie chcę ryzykować, bo z całą pewnością jeśli waga stoi w miejscu, to pogorszyłaby mój i tak kiepski humor. 

Jakoś się trzymam ale ledwo! W gorszych dniach, zdarza mi się objadać.
Ostatnio miałam świetny dzień, same fit i zdrowe posiłki. Czułam się tak lekko i zdrowo, a potem zjadłam masę cukierków i pół ciasta rafaello. 😵 Oczywiście po chwili żałowałam.
Jednak wtedy nic się nie liczyło, chciałam tylko to zjeść aby poczuć się lepiej.. 

Rozmawiałam o tym z terapeutą. Teraz mam więcej stresu i problemów, więc widzę wyraźnie jak to wpływa na moje zaburzenia odżywiania. Duży stres = się lodówka i słodycze.
Mega trudno jest mi się wtedy kontrolować i przestać emocjonalnie jeść.
Terapeuta poradził mi zastąpić to objadanie się sexem.. 🤡 Myślałam, że padnę.
Zrezygnuje z niego, bo nie jest w stanie mi z tym pomóc, a to jedyny problem z którym wciąż staram się uporać. Dostaję rady w stylu: niektórzy zastępują to innymi nałogami.
PS: Sex nie pomaga, po chwili ochota na jedzenie i tak wraca. 😁

Skąd ten stres? Ciężkie problemy.. Ten dom o którym Wam wspominałam.. Finalnie właściciel zgodził się go sprzedać. Jednak zażyczył sobie o 60 tysięcy więcej. Co dla nas jest już ogromną kwotą, bo ledwo uzbieraliśmy pierwotną cenę i to z kredytem. 

Zastanawiamy się teraz co zrobić, czy pożyczać od kogoś pieniądze, czy sprzedać na szybko nasze mieszkanie... Każda opcja nie jest komfortowa i jest problematyczna. 
Mamy za mało czasu aby uzbierać te pieniądze i zastanawiamy się poważnie nad sprzedaniem mieszkania i tymczasowym zamieszkaniem u teściów. 
Krok bardzo odważny, przełomowy i powiedziałabym desperacyjny. 

Ja bym zrezygnowała, bo trochę nie fair zachowanie. Słownie umówiliśmy się na daną kwotę i gdy już cieszyliśmy się z potencjalnego zakupy, to nagle Pan Arek podnosi cenę... 

Jednak nadal jest to atrakcyjny zakup jak na dzisiejsze standardy i ceny domów oraz mieszkań. Zakochaliśmy się w okolicy, domu i miejscu. Jednak taka decyzja zostawi nas z długami i dosłownie wydamy na to każdy grosz. A potem przez kilka najbliższych miesięcy będziemy żyli na skraju biedy (ale w własnym domu)... 
Cały czas podejmujemy decyzję. 

Przez tą sytuację mam mega doła i ze stresu często boli mnie głowa. Totalny brak motywacji stał się codziennością. Jednak jestem ciekawa co przyniesie nam los. 


6 listopada 2024 , Komentarze (13)

Nie musisz widzieć całej drogi, by zrobić pierwszy krok. Zacznij teraz. 👍

Trochę zaspana po porannej toalecie wysunęłam wagę z pod wanny i ustałam na nią. 
Pokazała 90,6 kilogramów. 

Zastygłam, myślałam że schudłam, a przytyłam? Po miesiącu regularnych ćwiczeń i ponad godzinnych spacerów? 😵 Zrobiło mi się słabo... 
Poszłam do kuchni i wypiłam szklankę wody, a w głowie już odpalała się procedura: panika.

Jak to możliwę, że dostałam jojo? A waga waha się od dwóch miesięcy aż o 5 kilogramów?
5 kilogramów to dużo... Matko, co teraz?!! 

W głowie pojawiły się dwa scenariusze: Idę się objadać i spać - nie mam siły już na to.
Drugi: Na spokojnie, przypomnij sobie co było po operacji. 

Po operacji bariatrycznej tygodniami jadłam maksymalnie 800 kcal, a bywało że nie schudłam nic, lub tylko dwa kilogramy w miesiącu. Tak bywa, muszę pamiętać co wtedy się działo. Finalnie i tak schudłam prawie 30 kilogramów, a zastoje są normalne.
Resztę poranka spędziłam na przemyśleniach i motywowaniu się. 

Zrobiłam sobie fajne i zdrowe śniadanie oraz kawę i zaplanowałam dzień. Nadal są w nim ćwiczenia. Rozpisałam sobie mój wcześniejszy miesiąc i wychodziło na to, że owszem chodziłam i paliłam dużo kcal - jednak równocześnie dobijałam sobie te kalorie wymyślnymi kawami, owsiankami i ciastami. 
W same święta jadłam około 3 tysięcy kalorii, bo tu ciasto u rodziny, tam tort na urodziny wujka.


Dochodzę do wniosku, że muszę zapisywać zjedzone kalorię, bo tracę wtedy poczucie ile zjadłam. Zawsze wydaje mi się, że mam jeszcze na luzie miejsce na jakiś grzeszek.
Czuję, że od dziś zaczynam. Dorzucam zdjęcia śniadania (ponad połowa dla mojego TŻ) oraz tego jak wyglądam obecnie.
Fotka dosłownie z wczoraj gdy szłam na basen.
Trzymajcie kciuki! Cel to 89 kilogramów, potem 85 aż w końcu 80. 


Plan jest taki:
- Zapisywać codziennie kcal do końca miesiąca.
- Nie przekraczać dziennie 1900 kcal.
- Nadal codziennie 15 minut ćwiczyć i robić minimum 7 tysięcy kroków dziennie.
- Zapisywać przemyślenia odnośnie diety, jedzenia, ochoty na słodycze itp.

4 listopada 2024 , Komentarze (13)

W ostatnim wpisie opowiadałam Wam o domu. W ciągu tygodnia ma wyjaśnić się cała sprawa.
Nadchodzi zima i pan Arek musi zdecydować, czy spędzi ostatnią zimę i sprzedaje dom, czy może dwie. 
Cała jego rodzina, twierdzi, że ostatnią. Siedzę jak na szpilkach, bo byliśmy jeszcze raz obejrzeć dom i jest wspaniały. Kilka rzeczy do remontu, ale 150 metów i pół hektara działki w otoczeniu lasów? Bajka! 

Chodzę taka rozemocjonowana, że wzięłam sobie wolne na święta, bo i tak nie mogłam skupić się na pracy. 

Za to rozkręciłam się na dobre z spacerami! Każdego dnia ćwiczę minimum 15 minut i dużo spaceruje. Robię po 7-10 tysięcy kroków dziennie. To mój absolutny rekord. 
Po tygodniu mam już lepszą kondycję, że wchodząc pod górkę, robię to z lekką zadyszką, a nie prawie zawałem. 
Chcę utrzymać i wyrobić w sobie taki zwyczaj, tylko boję się że pogoda popsuje mi plany. 
Ostatnio gdy szłam w deszcz, to cały następny dzień bolało mnie gardło.

A z wagą to mam nadal przeboje. Taka dumna i szczęśliwa byłam gdy pokazała 85 kilogramów. Po kilku dniach było już 88.. Ja przerażona, bo myślałam że idzie mi wyśmienicie. 
Od tego dnia się nie ważyłam, ale zamierzam zrobić to pojutrze, bo wtedy minie równo miesiąc odkąd więcej robię.
Wiecie co? Ostatnio się poryczałam.. Dostałam zdjęcia z targów i wyglądałam na nich... tragicznie. 

Ręce i nogi mam w miare smukłe, stamtąd najwięcej spadło centymetrów. Brzuch za to ogromny i wypchany jak bania! Jeszcze ubrałam się tak tragicznie.... Oczywiście gdy wychodziłam, to wydawało mi się, że super sobie dobrałam komplet. 
A na zdjęciach, zwłaszcza bokiem, wyglądam jak ten Gruu z minionków... XD 

To był taki szok i niedowierzanie, bo w mojej głowie, to wyglądam o jakieś 10 kg szczuplej.
A tak zwyczajnie, na nie pozowanych zdjęciach, to zaczynam przypominać typową "Bożenkę" po 40-stce.. 
Jeszcze te włosy. Pisałam, wam że po operacji wypadła mi masa włosów. Myślę, że straciłam z 50% objętości i musiałam je obciąć z długości do pasa - na długość do ucha. 
Teraz odrosły mi do ramion, ale i tak muszę je sukcesywnie obcinać, bo to nie są juz "te" włosy.

Od nasady mi odrastają fajne i zdrowe, ale im dłuższe tym bardziej suche i słabe. Niesamowite jest, to że minęły już ponad 2 lata, a ja nadal pielęgnacjami i staraniami próbuje wrócić do normalnej kondycji włosowej. 
W krótkich fryzurach wyglądam bardzo staro i zle. Plus nie farbuje włosów od operacji, więc kolor jest popielaty i nijaki. 

Przejrzałam całą szafę i robię totalną metamorfozę. Kupuję praktyczne i pasujące jeansy, oraz bluzki i bluzy. Sukienki, spódniczki, komplety idą póki co w odstawkę. Przejrzałam masę filmów i inspiracji z fajnie ubranymi dziewczynami plus size i zamierzam ubierać się lepiej. 
Trzymajcie kciuki i podsyłam kilka inspiracji, które bardzo mi się spodobały.



21 października 2024 , Komentarze (10)

Hej kochani, u mnie życiowa huśtawka osiągnęła maksymalną wysokość.
W czasie powodzi zawoziliśmy prowiant do miejscowych punktów pomocy dla powodzian. 
Poznaliśmy wielu fascynujących ludzi w tym Pana Arka, który po wszystkim zaprosił nas do siebie.
Od słowa do słowa okazało się, że sprzedaje swój dom w pięknym miejscu. W okolicy malownicze widoki, spokój, piękny zabytkowy kościół. Takie nasze wymarzone miejsce.
Pan Arek przeprowadza się do miasta, do dzieci, bo tutaj już nie daje rady w tym wieku o wszystko dbać i się utrzymywać. 
Następnego dnia posiadłość ma trafić już na portale ogłoszeniowe i do biur nieruchomości. 


Tylko na siebie spojrzeliśmy i już wiedzieliśmy, że to jest "to". Dom i okolica spełnia wszystkie nasze oczekiwania i jest w naszym zasięgu. Od razu rozpoczęliśmy starania o kredyt i dostaliśmy wstępnie zielone światło od banku.
Co wcale nie było takie oczywiste, bo jeszcze spłacamy kredyt na obecne mieszkanie. Niewiele nam zostało, ale wszyscy mówili, że raczej się nie uda.. 
Ja wpadłam w euforię, zaczęłam plany, miałam tyle powera do życia i działania jak nigdy!
Z ekscytacji nie mogłam spać po nocach, chodziłam jak nakręcona.
Miesiąc minął mi jak jeden dzień (i schudłam 3 kilogramy!) wszystko się układało. 

Żadne słowa nie mogą opisać mojej radości. Jednak.. Nic nie jest jeszcze pewne... niestety.. 

Pan Arek nadal się waha. Waha się nad tym czy sprzedać dom tej zimy, czy następnej.. Nie zdążył pozałatwiać spraw i trudno mu się z nim rozstawać. Dzieci go namawiają, my gotowi. 
Zapewniamy go, że damy mu wystarczająco dużo czasu na wyprowadzkę i będzie zawsze mile widziany. Jednak nadal się waha i zastanawia...  Niby sprzedać i tak musi, kwestia kiedy.. 
Jednak ta niepewność mnie sparaliżowała. 
Jeśli za rok, to co jeśli wogóle się rozmyśli, lub z roku zrobią się dwa lata i więcej?

Ja już sobie życie na nowo ułożyłam, jak to typowa kobieta. A tutaj muszę wstrzymać konie i czekać na jego decyzję aż do sylwestra. 
Jedyna ulga jest taka, że mamy podpisaną umowę pierwszeństwa w razie sprzedaży. 

Planowaliśmy sprzedać mieszkanie na wiosnę, a możliwe że kupimy dom tej zimy. 

Staram się teraz ogarnąć. Od owej wiadomości wróciłam do dawnych nawyków.. Jem chipsy i słodycze, nie chce mi się gotować więc kupuje jakieś tam sałatki i pierogi. 
Przestałam wychodzić każdego dnia na spacery. Już jest lepiej, ale za każdym razem jak mam jakieś duże kryzysy, to wracam do tych najgorszych nawyków z kiedyś... 
Teraz trwa to ponad tydzień, innym razem to 3 dni lub tylko dwa. 

Dam znać jak dalej sprawa się potoczy i czy uda mi się ogarnąć. 

23 września 2024 , Komentarze (9)

Hej kochani. Chciałabym pochwalić się dobrymi wiadomościami - jednak u mnie posypało się...

Przyjaciółka zerwała ze mną kontakt, do tej pory jestem w szoku i ciężko mi się pozbierać.
To jest bardzo dziwna sprawa, umawiałyśmy się na wspólny halloween i nagle z dnia na dzień napisała mi długą wiadomość, że nie czuje abym była z nią "szczera" - bo nie obgaduje i narzekam na swojego TŻ. 😵

Nie mam na co narzekać! Pracowaliśmy z moim nad wszystkimi problemami na bieżąco i od wielu miesięcy między nami jest świetnie. Właściwie się nie kłócimy i wszystko rozwiązujemy od razu, dzięki temu nikt nikomu nic nie wypomina. Nauczyliśmy się również komunikować i dzięki temu jesteśmy ze sobą jeszcze bardziej szczęśliwi. 

Miałabym wymyślać problemy?...  Była przyjaciółka stwierdziła, że przez to nie ma między nami już "więzi". Bardzo mnie to zabolało. Byłam z nią zawsze szczera i myślałam, że między nami jest super więz. A tutaj kaplica.. 

Wiecie co? Po tej wiadomości poczułam jakby ze mną "zerwała". Poczułam się odrzucona jak w dzieciństwie przez rodziców. Od razu gorączkowo zaczęłam myśleć "co jest ze mną nie tak? co zle zrobiłam?". Bardzo przykre i smutne doświadczenie... 
Muszę sobie z tym poradzić i wiem, że to nie moja wina, jednak szukam podświadomie problemu w sobie. 
Przeraża mnie to, że ja nic nie "wyczułam" nie zauważyłam żadnego momentu wskazującego na to zerwanie kontaktu. Wręcz przeciwnie, myślałam że mamy super relacje i przyjaźń.
To wydarzenie bardzo mnie zaskoczyło.

Piłam. Piłam dużo alkoholu. Po powrocie do domu.
Ostatni miesiąc spędziliśmy sporo w delegacjach. Mój TŻ wyjeżdzał, a ja miałam pracę tylko przez internet, więc zabierałam się z nim. Po pracy chodziliśmy na spacery, do kawiarni, na wycieczki. Było świetnie.
Wróciliśmy do domu i oboje poczuliśmy się przytłoczeni tym miejscem. Wyprowadzamy się na wiosnę (jeśli wszystko dobrze pójdzie). Staram się mieć motywację do życia, pracy i dbania o mieszkanie. Od powrotu idzie mi dobrze, ale bywają takie dni gdzie brakuje mi siły do czegokolwiek. 



Na sam koniec praca. Pierwszy raz odkąd mam firmę (jakieś 4/5 lat) wyszłam na minus!
Chcę napisać tutaj jak to wygląda obecnie.
Zarobiłam 4,800 złotych, musiałam zapłacić 2,700 złotych ZUS i 920 złotych PIT. 
Potem 380 zł na paliwo i 120 za prąd. Zostało mi 780 złotych na życie na cały miesiąc. 
Masakra.... ! Ten zus to największy problem. Zawsze trzeba płacić taki wysoki, nawet gdy nie zarobicie dosłownie nic. 
Pierwszy raz musiałam dołożyć. W przyszłym miesiącu ma być lepiej, mam kilka zleceń, ale od dłuższego czasu ciężej zarobić godne pieniądze przy rosnących cenach za wszystko i tych ogromnych podatkach. 

Byłam z siebie bardzo dumna. Na wyjeździe totalnie nad sobą panowałam. Bywaliśmy w kawiarniach i restauracjach, ale zamawiałam małe i zdrowe porcje. Kontrolowałam słodycze i dzięki temu czułam się wolna i szczęśliwa. Pierwszy raz nie miałam z nimi problemów.
Wróciłam do domu i "to" wróciło...  Ta ochota, myślenie o nich, kombinowanie.
Wiem, że to przez problemy jakie teraz się pojawiły. Trzymajcie kciuki, żebym nie uległa!

 

28 sierpnia 2024 , Komentarze (15)

Hej kochani. Prawie miesiąc jestem na diecie od psychodietetyka i schudłam dwa kilogramy.
Bardzo fajne zmiany zachodzą w moim życiu. Dieta jest wcale nie trudna do ogarnięcia.
Mam kilka założeń, których muszę się trzymać i codziennie uzupełniać dziennik odchudzania od dietetyka. To dość przyjemne i szybkie. Między innymi:
1. Czy wypiłaś litr czystej niegazowanej wody?
2. Czy jadłaś dziś coś słodkiego? Jeśli tak to w jakiej sytuacji i jakie emocje Ci towarzyszyły.
3. Czy zrobiłaś dziś 7 tysięcy kroków i dodatkową aktywność fizyczną? 
I tak dalej. 



Najfajniejsze jest to, że mam dwa dni z rzędu taki sam jadłospis. Więc gotuje raz i nazajutrz mam wolne od gotowania. Dzięki temu również zakupy są prostsze. 

Pierwszy tydzień był idealny i wcale nie chodziłam głodna czy nie zaspokojona. Dania wyglądały świetnie, posypane pestkami i pięknie skomponowane jak w restauracji. Cieszą oczy.

Dużo mówiłam o problemach ze słodyczami. Więc mam sporo owoców w diecie. Powinny zaspokoić mi chęć na cukier i słodycze. Niestety nie jest tak do końca.


Zauważyłam, że nawet jak jestem super najedzona to i tak mam psychiczną ochotę na "słodycze". Nawet gdy nie mam miejsca w żołądku to myślę coś w stylu "ale bym zjadła czekoladę". Czasami nawet te myśli pojawiają się gdy dopiero co zjadłam owoc i wcale nie mam ochoty na coś słodkiego i nie potrzebuje żadnego jedzenia.
Analizuje czy mam w domu coś słodkiego i czy mogę to zjeść.

Ta ochota na słodycze przebija się nawet w momencie gdy zjem satysfakcjonujący posiłek i nie wcisnę nic więcej, mam dość jedzenia a i tak myślę o słodkim. To taka męcząca potrzeba psychiczna. Tylko po co? Chcę sobie z tym poradzić i nie czuć tego. 

Dieta pomogła mi przede wszystkim to odkryć. Staram się nie jeść słodyczy wcale. Zamiast tego owoce. Jednak raz na 2-3 dni i tak to pragnienie zwycięża. Zjem batonika czy ciastka.
Pocieszam się tym, że przynajmniej robię to raz na dwa dni, a nie po 4-5 razy dziennie jak wcześniej. 

Rozmawiałam o tym z psychodietetykiem, ale on poradził mi iść na terapię.
Jakby udało mi się ogarnąć tą kwestie z słodyczami, to byłabym wolna i szczęśliwa! 
Jednak mam kilka terapeutów za sobą i nikt mi z tym nie pomógł, a temat objadania się słodkim zawsze poruszałam. 

Te słodycze zawsze psuły mi cały wysiłek. Ćwiczyłam i jadłam zdrowo oraz mało, a potem dobijałam kolejne 1000-1500 kcal jedząc czekoladę, ciastka i batoniki czekoladowe.

Teraz dużo się w moim życiu dzieje, bo ogarniamy formalności aby na wiosnę wystawić nasze mieszkanie na sprzedaż. Czuję, że nowe miejsce kompletnie odmieni moje życie na lepsze. 
Chciałabym jednak do tego czasu zejść z wagą poniżej 80 kilogramów. Żeby mieć energię, humor i lepszą wiarę w siebie. 

4 sierpnia 2024 , Komentarze (11)

Hej kochani. Jestem i trzymam się. Chudnę kilogram miesięcznie. Waga spada bardzo wolno, ale z każdym miesiącem jestem bliżej celu. Skorzystam jednak z pomocy dietetyka, bo czuję, że robię coś źle. 

Wydaje mi się, że muszę nauczyć się całego żywienia od nowa, od postaw. Pomyślałam, że nie mam nic do stracenia i umówiłam się na wizytę do psychodietetyczki. 
Ma bardzo dobre oceny i ludzie ją chwalą. Nastawienie mam neutralne. 

Byliśmy z moim na weekend u znajomych i oni jedzą warzywa jak szaleni. Na śniadanie surowe pomidory przegryzane papryką i jajecznicą. Wszystkie posiłki super zdrowe i zbilansowane.
Nie wiem czy specjalnie się starali dla nas, czy jedzą tak codziennie, ale byłam w szoku. 
W szoku, że ktoś serio je surowe warzywa w takich ilościach i nie potrzebuje żadnej bułki, sosu, sera lub makaronu. 
Moje typowe śniadanie to jakiś jogurt, parówki lub co najwyżej kanapki.

Termomix zmienił moje życie na lepsze i polubiłam gotowanie. Właśnie teraz tworzą się dwa zakwasy na pyszny zdrowy chleb żytni i pszenny z niskim IG. 
Zupy czy obiady to sama przyjemność gotowania. Boję się trochę, że z dietą dojdzie mi masa gotowania. Mam koszmary z tym związane!

Jak każda weteranka odchudzania testowałam masę diet.
Nigdy nie zapomnę gdy stałam 3 godziny przy garach przyrządzając pizzę z kalafiora, lub spaghetti z cukinii, a potem było ohydne i tego nie jadłam.
 Rozmawiałam wstępnie z Panią i powiedziała, że uwzględni przepisy z termomixa. Dam znać jak poszło i czy się udało. 

Już dawno myśleliśmy o przeprowadzce. Sprzedaży mieszkania, kupna domu na jakiejś spokojnej wsi. W końcu decyzja została podjęta i chwała za to losowi! 
Nie wiem kiedy dokładnie wystawimy mieszkanie, ale prawdopodobnie na wiosnę. Więc to ostatnia zima tutaj i wciąż niedowierzam. Cieszę się, ale nie dochodzi to do mnie! 

A historia była taka: Po za drobnymi uciążliwościami ze strony jednej sąsiadki mieszkało nam się tutaj w porządku. Jednak w powietrzu wisiała przeprowadzka za granicę. Kilka razy niemal do tego doszło. Raz nawet zamówiliśmy kartony aby się spakować! 
W międzyczasie remontowaliśmy mieszkanie skromnie i po kosztach. Wiedząc, że w niedalekiej przeszłości się wyprowadzimy. Mnie osobiście doprowadzało to do nerwów. 
Nie lubię jak coś robię na pół gwizdka. Nie chciałam pakować energii i oszczędności w przejściowe miejsce, jednocześnie nie chciałam robić wszystkiego byle jak...  To było stresujące.

Skrupulatnie odkładaliśmy pieniądze i robiliśmy nadgodziny, a z każdym rokiem nieruchomości drożały... Niekończąca się farsa prawda? 
Zauważaliśmy, że za każdym razem gdy wyjeżdżamy chociaż na jedną noc, to mamy więcej motywacji i energii. W innym miejscu wracały nam siły. W domu przytłaczało nas miejsce i okolica. Z jednej strony problematyczna sąsiadka, na przeciwko otworzył się plac budowy i parking ciężarówek.. Kierowcy potrafili trąbić w środku nocy czy wcześnie rano. 
Ale wszystko było do zniesienia. Tylko czasami marudziłam (głównie ja) bo mój to jest bardzo tolerancyjny. 

Aż do tych wakacji. Nasza "kochana" sąsiadka odnowiła kontakt z dziećmi. Nie znam dokładnie historii, ale była z nimi pokłócona na wiele lat. Teraz niemal co drugi dzień siedzą u niej z rodzinami i robią imprezy. Muzyka i krzyczące dzieci mi nie przeszkadzają. Jednak parkowanie na naszym miejscu, czy przed naszą bramą... No sami wiecie. 
W weekendy jak wpada do niej więcej osób, to rozkładają stoliki i grilla na naszej ulicy jak cyganie... XD 
Mamy taką drogę wewnętrzną na osiedle po której poruszają się tylko mieszkańcy. 
Czyli my, ta sąsiadka i jeszcze dwie inne rodziny. Więc wyobraz sobie, że wracasz do domu, a tam 15 osób na ulicy przed Twoim płotem i bramą je kiełbaski i słucha głośno muzyki. 
Chyba z 5 razy z nią rozmawiałam o tym i o zostawianych butelkach oraz śmieciach w rowach po takich imprezach. 
Jest to trochę denerwujące, że każdy weekend czy wolny dzień nie możesz wyjść swobodnie z domu aby nie mieć przymusowego kontaktu z kimś z jej rodziny. 

Zgodnie stwierdziliśmy, że to po prostu nie miejsce dla nas i komuś innemu może to by nie przeszkadzało. Więc uf... decyzja podjęta. Ciekawe kiedy to do mnie dotrze. 😁

12 lipca 2024 , Komentarze (6)

Najpierw problemy hormonalne, potem w zaledwie tydzień przytyłam 3 kilogramy. Na końcu miesiączka spóznia się 11 dni. Zaczęłam się martwić, że znowu będę miała nie regularny okres jak w czasie gdy ważyłam ponad 100 kilogramów. 

Mieliśmy małą domówkę i wszyscy mówili "Jak Ty inaczej wyglądasz", "Zmieniłaś się na twarzy, promieniejesz", "Masz taką śliczną cerę jak nigdy!". 
Pomyślałam wtedy... Kurczę bankowo jestem w ciąży. Wszystko na to wskazuje. Nawet biust zrobił się o wiele większy. 🤔

Myślałam o tym nieustannie przez dwa kolejne dni i czułam, że bardzo tego chcę. Zaczęłam się cieszyć i wyobrażać nowe życie. Dziś w galerii handlowej kupiłam dwa testy, które zrobiłam w domu. 
Oba negatywne. To nie ciąża... Trochę się zawiodłam, ale w sumie oficjalnie nie staramy się o dziecko. Po prostu od kilku miesięcy przestaliśmy się zabezpieczać i "jak będzie to będzie". 

Nie sądziłam, że ta wiadomość sprawi mi tyle smutku i zawodu. Chyba uświadomiłam sobie, że jestem już gotowa? Z drugiej strony zawsze chciałam do ciąży się przygotować.
Wiecie wyćwiczyć ciało i zgubić więcej kilogramów, żeby przejść ją możliwie sprawna fizycznie.
Pocieszam się tym. 

Jednak to co się ze mną teraz dzieje nie jest normalne... Od operacji miesiączka chodziła niemal jak w zegarku, hormony książkowo. Robiłam pół roku temu badania i wyszły świetnie, a teraz to...  No i w tydzień aż 3KG na plusie, gdzie nadal ćwiczę i jem to samo co przez ostatni miesiąc. 😓
Myślę nad wizytą u ginekologa, ale zawsze się to kończyło masą leków, które dosłownie nic nie zmieniały i próbami wciśnięcia antykoncepcji hormonalnej. 
Myślę nad planem. Przez następny tydzień postaram się bardziej i będę obserwowała co dalej się wydarzy, a potem chyba lekarze, badania i zobaczymy.. 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.