Dawno nie pisałam, przyznaję się bez bicia. Złożyło się na to wiele rzeczy, problemy rodzinne większego kalibru, zdrowotne, nawał roboty. I tadaaam, jestem, przeżyłam. Choć nie było lekko.
W dniu dzisiejszym waga pokazała 51,6kg. Ideolo. Tak ma być. W dużej mierze sukces zawdzięczam nerwom. Wtedy żołąd podchodzi do gardła, jest ściśnięty jak zwieracze podczas podejrzenia biegunki i spadek masy gotowy. Ale ja nie o tym. Chciałam tak trochę z pozytywnymi rzeczami polecieć. Myślę, że w optymistę się nie przebranżowię, ale próbować można.
Podsumowując DOBRE rzeczy.
Problemy rodzinne i zdrowotne wyszły na prostą. 👌
Zrzuciłam 'nadmiar' siebie.👌
Zdałam egzamin na prawko i od listopada sobie śmigam. 👌
W wakacje przeprowadzka do domu. 👌
Pryma sort. Kokodżambo i do przodu. Jest jeszcze kilka rzeczy do 'odhaczenia', ale o tym następnym razem. Póki co uparcie walczę z cholesterolem, bo noworoczne badania krwi odkryły prawdę. W mych żyłach płynie Nutella albo smalec. Co kto woli. 🙈
Także od dziś ruszam zad do aktywności fizycznej (ekhm, ktoś mnie zainspirował). Już wczoraj miałam trening z 37 paczkami paneli. Już pięknie piję olej z wiesiołka, ograniczam słodycze i niezdrowe żarcie. Co do ćwiczeń. Nie będzie łatwo, bo brak czasu doskwiera za bardzo. Nie chcę się tłumaczyć, ale trochę załatwiania z tym domem jest. Póki są ferie, a ja mam więcej czasu - działam. Po feriach wracamy do ŻYWYCH, czyli oświata pełną gębą, z nadgodzinami wpisanymi na stałe, plus 8 uczniów na korepetycjach. A w międzyczasie ćwiczymy. Szykujcie szpachelki, po tak intensywnym czasie będziecie mnie skrobać z podłogi. 😀
Życzcie mi powodzenia! Odezwę się niedługo. I dziękuję, że jesteście. Parę osób tutaj naprawdę daje kopa. Słonecznego weekendu mimo tego okropnego wiatru! 💪