Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Aktualnie studentka drugiego roku :) Dążę do wymarzonej sylwetki z pomocą dietetyka :)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 9501
Komentarzy: 18
Założony: 3 stycznia 2011
Ostatni wpis: 25 listopada 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
patulec

kobieta, 32 lat, Olsztyn

160 cm, 79.50 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Wcisnąć się w kieckę mojej siostry :) rozmiar 36 :))

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

25 listopada 2015 , Komentarze (3)

Wracam z podkulonym ogonem.  Nie wiem, który to już raz zaczynam...ale mam nadzieję że teraz to już ostatni raz.

Wiele się u mnie ostatnio zmieniło. Jest nowa praca, jestem bardziej otwarta na ludzi ja.Są nowe znajomości. Jestem panią inżynier... :) 

Czas na nowy początek :) 

6 stycznia 2015 , Komentarze (1)

Poprzedni rok, był jednym z najgorszych z dotychczasowych w moim życiu. Dobrze że już się skończył.

A  z okazji wczorajszych beznadziejnych urodzin życzę sobie powodzenia na obronie ( w marcu, bo w lutym się nie wyrobię), może znalezienia swojego miejsca na świecie i chyba zdrowia. A i może jakiejś miłości...chociaż na tym polu to mam jakiegoś pecha.

10 czerwca 2014 , Komentarze (4)

Moja historia odchudzania.

Pamiętne wakacje 2 lata temu... Wakacje zaczynałam z wagą 63 kg i uważałam że to strasznie dużo przy moim wzroście 160 cm. Wtedy postanowiłam że się pogłodzę. Jednak że moja wakacyjna praca polegała na opiece nad szalonymi bliźniakami, ciężkich 9 godzin dziennie. Przychodziłam do domu i zajadałam cały stres słodyczami... i wtedy się zaczęło. Początkowo moja waga nic nie rosła, a jak już zaczęła to nie chciała przestać.

We wrześniu byłam na pierwszej wizycie u dietetyczki. Kobieta koszmar, co mi naopowiadała to głowa mała. Podsumowując dała mi jasno do zrozumienia, że jeśli nie wykupię u niej koktajli w proszku o wartości 450 zł na jeden miesiąc to nie mam co liczyć na schudnięcie. Poddałam się i dalej zajadałam moje smutki.

Pod koniec października wybrałam się do innej dietetyczki i aktualnie dalej u niej jestem. Tylko z małą różnicą, pod koniec października 2012 roku ważyłam 69,8kg a na obecną chwilę ważę 80,4 kg. Wiem nie ma się czym chwalić. Nie potrafię sobie odmówić słodyczy, jeść wg przygotowanego menu.

Nie wiem, nie mam chyba w sobie tyle motywacji czy też determinacji, aby odmówić sobie słodyczy( to moja największa zmora). Aktualnie przez tą wagę mam dość siebie, wręcz nienawidzę swojego ciała. Przestałam wychodzić z domu, a najlepiej gdyby nikt do mnie nie przychodził, bo naprawdę się siebie wstydze.

Jednak z dniem wczorajszym podjęłam OSTATECZNĄ walkę o lepszą siebie. Jak już teraz mi nie wyjdzie to naprawdę odpuszczę, bo to naprawdę nie ma sensu. I tak moje całe życie kręci się już tylko wokół diet... Naprawdę przestałam dopuszczać do siebie ludzi. Wiem to jest straszne, ale już taka jestem. Jak sama siebie nie akceptuje nie dopuszczam do siebie nikogo, a potem się dziwie że nie mogę nikogo znaleźć...

Do sylwestra zostało pół roku, do moich urodzin troszkę lepiej niż pół roku. W lutym/marcu planuje wyprowadzkę z rodzinnego domu, czas będzie zacząć nowe, dorosłe życie. 

21 kwietnia 2014 , Komentarze (3)

Nienawidzę świąt... Zawsze mam mega doła. Nienawidzę się spotykać z moją rodziną.

Zawsze, ale to zawszę czuję się gorsza od mojego rodzeństwa ciotecznego. Jestem chyba jakaś dziwna.Jaka jedyna nie mam swojej drugiej połówki. Na każdym spotkaniu rodzinnym, wszyscy mówią jak im jest wspaniale w związkach, jeden brat planuje ślub, drugi tak samo, kolejny brat już dość długo jest ze swoją dziewczyną, kuzynka też ma długo tą swoją drugą połówkę. Nawet moja siostra rodzona jest z chłopakiem już ROK! A ja nie mogę sobie nikogo znaleźć. Na tych całych zjazdach jedna ciotka ciągle mnie wypytuje czy mam już tego swojego ukochanego, moja mama ciągle mi powtarza że ona już w moim wieku urodziła mnie...

W grupie jestem jedyną dziewczyną, która nie ma chłopka. Zaczyna się sezon zaręczyn, całych przygotowań do ślub,samych ślubów. Normalnie mam ochotę się gdzieś zamknąć i nie pokazywać się ludziom w ogóle na oczy, bo czuje się od nich gorsza, że nie mam tej drugiej osoby.

Nie wiem nie ogarniam tego wszystkiego. Z jednej strony czuję presje, że powinnam sobie kogoś znaleźć, a z drugiej sama mam nadzieję że kogoś znajdę, bo uwierzcie mi mam czasem takie dni, żeby wyjść, przytulić się do kogoś, kto mnie kocha i nic więcej nie robić. Nie wiem co jest ze mną nie tak, że nikt nie chce się mną zainteresować. Chyba nie mam zbyt wygurowanych żądań jaki ten jedyny powinien mieć... Nie powinien palić, pić w za dużych ilościach ( mam uraz kiedy mój ojciec za dużo wypije i staje się agresywny), rozumieć mnie i poprostu mnie kochać. Chyba nie żadąm, aż tak wiele...?

Mam bardzo dobry kontakt z mężczyznami, ale oni mnie traktują jedynie jako dobrą koleżankę, czasami jako przyjaciółkę, której mogą się wygadać, poradzić w sprawach sercowych. Czasami więcej wiem o moich kolegach niż oni sami o sobie...

Przepraszam musiałam się wygadać, bo nie mam nawet 'przyjaciółki'( bo moja mnie tak jakby zostawiła, wyjechała na studia do innego miasta, ma inne koleżanki, a może też i przyjaciółki, pracę i całkiem inne życie niż tutaj. Już od dobrego roku nie utrzymujemy ze sobą kontaktu. Szkoda 10-letniej przyjaźni) z którą mogłabym porozmawiać.

Miłego tygodnia! 

16 kwietnia 2014 , Komentarze (1)

Zbieram się i zbieram i nie mogę się zebrać, żeby napisać kilka słów. Jestem tutaj codziennie, ale jakoś weny mi brak, aby napisać jak sobie radzę.

Zapisałam się na siłownię, to już jakiś postęp jak dla mnie. Motywacją do chodzenia na siłownie, jest to, że jest organizowana akcja w moim mieście pt."Odchudzamy..." . Za największą liczbę wejść, utratę kilogramów i obwodów są nagrody :) Wiecie nic tak bardzo nie motywuje jak rywalizacja i nagrody za ciężką pracę :)

Z dietą różnie. Doszłam do wniosku, że mojego jadłospisu od dietetyka nie będę nazywać dietą tylko nowym stylem odżywiania. Nowym życiem, bo wiem że będę musiała już tak się odżywiać do końca życia, aby nie przytyć czy też nie przybrać tego cholernego tłuszczu, który jest tak ciężko stracić.

Teraz jeden z cięższych okresów w moim życiu. Święta, przyjazd Ojca z którym za nic się nie dogaduje, majówka, juwenalia, pisanie pracy inżynierskiej oraz sesja która zbliża się nie ubłaganie. Cholernie boję się tego czasu ze względu na dużą ilość tego okropnego jedzenia. Mam nadzieję, że tym razem wytrwam w swoim postanowieniu, że wszystko jest dla ludzi, tyle że z umiarem.

Jutro jeszcze na zajęcia, w tym wejściówka (gdzie nic się nie uczyłam i raczej nie zamierzam, bo jakieś obróbki skrawaniem średnio mnie interesują...) i od południa zaczynam kilka dni odpoczynku.

Jutro siłownia, piątek siłownia i planowo w poniedziałek :) trzeba wyrzucić z siebie tą złą energie, a po wczorajszym treningu mam problemy z chodzeniem po schodach tak mnie boli tyłek, udka i łydki :) Ale lubię czuć te zakwasy, bo wiem że robie coś dla samej siebie :)

 

Trzymajcie się :)

PS: do balu zostało 213 dni i obiecałam sobie, że na balu będę wyglądać ZJAWISKOWO, a w październiku moi znajomi z roku mnie nie poznają po wakacjach :)

18 marca 2014 , Komentarze (1)

Jestem jakiś miesiąc na diecie.Chudnę bardzo ale to bardzo powoli. Przyczyna? Brak zmotywowania się do ćwiczeń oraz to że nie mogę  w siebie wmusić dużej ilości wody...

Nie pamiętam kiedy tak ładnie jadłam, bez żadnych wpadek, bez rzucania się na czekoladę... Nowa, wiosenna dieta tak na mnie działa:)

W piątek wizyta u Pani Dietetyk i zobaczymy co dalej :) 


A tym czasem moją największa motywacją jest bal inżynierski w listopadzie:

a) idealna waga-brak, muszę zrzucić jakieś 15 kg

b)brak partnera- nie zapowiada się, abym takiego znalazła

20 stycznia 2014 , Komentarze (5)

Witajcie!

 

Postanowiłam wrócić. Nawet nie wiem, który to już mój powrót tutaj. Jednak mam nadzieję, że  zostanę tutaj na dłużej i zrzucę to co mam zbędne.

W ciągu ostatniego 1,5 roku przytyłam. I to sporo, chociaż nie będę Was i siebie tutaj okłamywać. Przytyłam dużo, nawet bardzo dużo, bo aktualnie moja waga to 79 kg przy wzroście 160 cm. Jestem chodzącą piłeczką. Przez te 1,5 roku było wiele prób zgubienia kg, jednak po schudnięciu 3-4 kg, następnie one wracały + jeszcze jakieś dodatkowe kg.

Jednak dzisiaj sobie powiedziałam DOŚĆ. Mam dość bycia grubym człowiekiem. Mam dość nie lubić siebie, nie akceptować swojego ciała. Mam 22 lata,a zamykam się w domu, bo wstydzę się gdzieś wyjść.A w domku oczywiście cały czas coś podjadam i tak się kółko zamyka. Mam dość mojego okropnego ciała, które pokrywa cellulit. Mam dość mojej marnej kondycji.

Wracam na dobre tory.  Chociaż sesja przede mną, to mam nadzieję, że nie będę podjadać i nie dam się stresowi! Mam nadzieję, że do maja chociaż zgubie 10 kg.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.