Motywacja spadła do 0, kilogramy poleciały w górę, nie ma co płakać, trzeba ją odbudować... Choć wciąż mam wrażenie, że nigdy nie będzie na tyle silna, żeby osiągnąć swój cel. W domu ciasta, ciasteczka, obiady, o których przypomina mi się parę razy dziennie, mimo mojego "NIE, DZIĘKUJĘ/NIE CHCĘ", za każdym razem kiedy mówię, że zmieniam żywienie są śmiechy, bo przecież tyle razy zaczynałam i zawsze kończy się tak samo.. Jak ja mam w tym domu wytrzymać, gdy wokół tyle pokus? Ja wiem, że trzeba mieć twardy tyłek, nie dać się, ale łatwo jest mówić. Coraz częściej myślę, że chciałabym się już wyprowadzić z domu. Żyć sobie bez wiecznego dogadywania i tych wszystkich demotywatorów naokoło. Myślę, że łatwiej byłoby mi wprowadzić jakąś samodyscyplinę, na pewno łatwiej byłoby mi trzymać się swoich postanowień...
Od pewnego czasu chodzę na aqua aerobik.. Jestem zachwycona. W związku z tym, że mam duże problemy z kręgosłupem, jest to prawdopodobnie jedyna aktywność fizyczna, jaką mogę wykonywać. Po jednych zajęciach, już myślę o następnych. I tak byłam wczoraj, dzisiaj i jestem zapisana na jutro. Zamierzam chodzić minimum 4 razy w tygodniu + obowiązkowo 1 dzień regeneracji. Cały stres ze mnie schodzi, nie męczę się tak, jak normalnie, spalam więcej, odciążam kręgosłup - wymarzona aktywność fizyczna, polecam wszystkim!!
Tym bardziej się wk*rwiam nie mogąc utrzymać diety, w końcu to 60% sukcesu... Czarno widzę wakacje w bikini.