Czyli waga na stałym wyyysokim poziomie, nawet nie chce mi się wstawać na wagę - horror... najgorzej jest z rana jak mam się ubrać do pracy, bo i w co??? Jak wszystko takie opięte... staram się ćwiczyć, żółwim tempem biegam, po urazie kolana nie mogę wrócić do poprzedniego tempa. Nadprogramowy kg też nie pomagają. Od czasu do czasu rower, a i pompek nie przestałam robić. Odstawiłam alkohol, pozwalam sobie tylko w sobotni wieczór na coś mocniejszego. Ale dalej jestem jaka jestem, to jak walka z wiatrakami albo syzyfowe prace. Musiałabym chyba żyć o listku sałaty.
W domu spokojniej, bo zawieźliśmy chłopców do teściów na tydzień. Mój tata drugiego będzie miał operację wycięcia raka prostaty... oby poszło wszystko zgodnie z planem 🙏