Ale też nikt mi tego nie obiecywał.
Jestem już po pierwszym i drugim śniadaniu, zdjęcie mam tylko pierwszego (jogurt naturalny z tartym jabłkiem i orzechami):
Wczorajszy obiad szału nie zrobił, ale był sycący - dzisiaj to samo, czyli kasza z indykiem, ogórkiem małosolnym, kukurydzą i fasolą:
Kolację udało mi się zjeść na balkonie, bo Tomek pojechał z młodymi na trening i wreszcie miałam chwilę dla siebie, ostatnio mam ich bardzo mało... zjadłam sałatkę z zielonym groszkiem:
I odpoczelam tak jak lubię 😉
Mąż mój od wczoraj ma tygodniowy urlop i dzisiaj pojechał na wieś, ciekawa jestem kiedy wróci... zawsze ucieka z miasta, czasem mnie to boli, że nie chce spędzać tego czasu z nami (bo ja urlopu nie dostanę) ale cóż, staram się to rozumieć, staram...
W pracy OK, jestem tam drugi miesiąc i zaczynam się dostosowywać. Jedna kobitka trochę mnie irytuje, ale jakoś ją zniose🤞 wszak kto jak nie ja 😅
Uciekam i życzę dużo radości
😘
marcelka55
19 maja 2020, 21:30Ach ciągnie go na tą wieś... co poradzić? W sumie chyba nigdy nie było inaczej, co? Głowa do góry... ja również nadal w kryzysie i coś czuję, że szybko się nie polepszy... Z jedzeniem,a raczej z pokusami też ostatnio walczę jakoś bardziej...
cudmalinka
19 maja 2020, 14:27Ale u Ciebie kolorowo w posiłkach :D A mąż no cóż... Może taka chwilowa rozłąka dobrze zrobi i się stęsknicie za sobą? :)