mobidick
Jak widać na załączonym obrazku sukcesywnie zamiast mnie ubywać- PRZYBYWA :( Złożyło się na to wiele czynników zmiana pracy na bardziej siedzącą, wpieprzanie mc-donaldów i innych śmieci jak opętana, alkohol oraz główne czynniki jak stres, facet - (już były - toksyczny, arogancki, bezczelny, który okazał się być zwykłym pasożytem i wyzyskiwaczem - nie bez powodu mówi się że nieodpowiedni faceci nauczyli si mówić odpowiednie rzeczy przez które nawet my mądre dziewczynki dajemy się schwytać w ich sieć). Do tego pagony słodyczy, aktywność fizyczna na poziomie prawie krytycznym, święta i ciągnące się choróbska, zapalenie krtani, tchawicy, angina i zapalenie oskrzeli... Ale koniec - BASTA, STOP!!!!
Od Jutra, choć już od początku weekendu się pilnuje, ale od jutra już tak na bum cyk-cyk, od nowa ruszam ze zdrowym odżywianiem na początek, bo choróbsko niestety nie daje mi ćwiczyć, ale będzie dobrze :) wierzę w siebie raz mi się udało, teraz też się uda :)
nowa płyta ewki...plus bilans dnia
Hej Ludziska wypróbowałam dzisiaj najnowszą płytą Ewki... którą nazwałam sobie skalpelem III - tak jakos mi się ze skalpelami kojarzy... ogólnie ćwiczenia jak na każdej jej płycie, mimo strumieni potu spływającego po oczach i polikach nie miałam problemu z wykonaniem poza "wagą" - mam problemy z błędnikiem i przez to z równowagą... musze sobie to nieco zmodyfikować no i spisać sobie te ćwiczenia zanim sekwencja wejdzie w krew bo jeżeli chodzi o oprawę graficzną to shape przeszedł samego siebie.... po prostu
masakra i chłam.... Pierwszy raz w życiu dostałam ataku migreny podczas treningu !!!! Masakra jakaś...
myślałam, że już bardziej mnie oślepić nie mogą nż w treningu z "gwiazdkami" a tu.... masakrycznie białe tło, które aż razi... do tego nie widać w ogóle Ewki bo się wtapia w te białe drzwi... tylko różowe spodenki włosy rzucają się w oczy... i weź tu ćwicz.... dosłownie nie mogłam patrzeć na ekran... Co to ma być w ogóle?????? Naprawdę jestem zażenowana.... Trening choć bardzo przyjemnie i szybko miną to nie wiem czy do niego wrócę... właśnie ze względu na tą biel, która mnie migrenika bije po oczach od pierwszej sekundy:(
A tak co do reszty dnia... to dzisiaj jeszcze trochę słodkości mi się wkradło (tato miał urodzinki:P) ale za to mimo tych małych grzeszków dieta byłą niemal wzorowa no i ćwiczonka w końcu wróciłam w mój rytm....tj....
nowa płyta ewki
level 3 z cyklu 30 Day shred jillian... dzień 57:) -
- jedyna moja aktywność w ostatnich tygodniach dzięki której waga nie poszła aż tak mocno w górę mimo tych pagonów słodkości:)
10 minut ramiona i plecy z mel b
abs z mel b
ćwiczonka na nogi
oraz 13 day squat:)
ogólnie mój pierwszy dzień walki uważam za mega pozytywny i z uśmiechem na twarzy:)
wyzwanie
CZY DA RADĘ ZRZUCIĆ 10 KG W 6 TYGODNI???
Całkiem to realne i nawet względnie zdrowe bo przecież wszędzie trąbią, że nie wolno tracić więcej niż 2 kg tygodniowo (najlepiej tylko 0,5 ale c to za frajda), przy tym zamierzeniu musiałoby mi ubywać 1,5kg/tydzień... Więc...
KONIEC OBŻARSTWA
CZAS RUSZYĆ TYŁEK
NIC SIĘ SAMO NIE WYDARZY
ZA 6 TYGODNI PRZYJEŻDŻA M. I TRZA SIĘ POKAZAĆ Z NAJLEPSZEJ I NAJZGRABNIEJSZEJ STRONY:)
W PLANACH ĆWICZYĆ REGULARNIE (NIE DWA RAZY W TYGODNIU JAK W OSTATNICH MIESIĄCACH) I CHOCIAŻ NA POCZĄTEK OGRANICZYĆ SŁODYCZE BO TO JEST MASAKRA.... DZISIAJ ZŻARŁAM - BO NIE MOGĘ POWIEDZIEĆ, ŻE ZJADAŁAM, PÓŁ BLACHY SERNIKA... MASAKRA NORMALNIE.... GDZIE SIĘ PODZIAŁA TA MOJA SIŁA.... DLATEGO WŁAŚNIE CZAS PODJĄĆ WYZWANIE BO PRACA NAD SYLWETKĄ TO PRZECIEŻ NIE TYLKO POT I WYRZECZENIA ALE PRACA NAD SAMYM SOBĄ I WALKA ZE SWOIMI SŁABOŚCIAMI, KTÓRYMI U MNIE SĄ WŁAŚNIE SŁODYCZE... KONIEC... CZAS START:)
SŁODYCZE
słodycze... czym są... małe okropieństwa, które zaprzepaszczają efekty całej naszej ciężkiej pracy... nie posiadają żadnych wartości odżywczych, które byłyby pożyteczne w naszej diecie no i dla naszego chudnięcia również... dlatego krótko i zwięźle...
DAJCIE MI SIŁĘ BY NIE POCHŁANIAĆ NIEZLICZONYCH ILOŚCI TEGO JAKŻE PYSZNEGO ACZKOLWIEK NIEWARTOŚCIOWEGO DZIADOSTWA!!!!
Głupia Rwa kulszowa:(
MASAKRA!!!!!!!
Tak mogę krótko podsumować cały poprzedni tydzień!!!
O ile z dietą przez cały tydzień było względnie ok - nawet mi się 0,8 schudło to o ćwiczeniu nie było mowy i z tego powodu jestem jeszcze bardziej chora....
Otóż pod koniec poprzedniego tygodnia - a dokładniej we czwartek 14.02. złapała mnie
RWA KULSZOWA;/;/;/;/
Niektórzy mogą twierdzić że jestem za młoda, ale lekarz mi powiedział że jak ma się problemy z kręgosłupem od dziecka i zwyrodnienia to to nikogo nie dziwi....a boli cholernie!!!! Nie mówiąc już o zastrzykach.... I tak sobie leżę w łóżku już ponad tydzień, jak to sie tylko skończy to idę na basen... żeby się na początek nie forsować za bardzo....
Póki co mam nadzieję, że przestanie mnie w końcu boleć!!!!!
co po nowym roku...albo co w nowym roku, czyli jak
się z nim zmierzyć z uśmiechem na ustach:)
MHMMMHHHH....Na początek chyba muszę napisać, że wbrew pozorom (bo ludzie, którzy mnie znają w życiu by tak o mnie nie powiedzieli) jestem bardzo skrytą, zamkniętą w sobie i nieśmiałą osobą dlatego też pisanie publicznego pamiętnika odchudzania nie będzie dla mnie łatwe - będzie to nie lada wyzwanie... Zresztą to nawet widać bo na Vitalii jestem już 3 lata.... w lipcu zaczęłam walkę o nową siebie a wpisów niemalże brak....
No cóż to może tyle jeżeli chodzi o takie moje małe zagajenie...
Z racji tego, że tak jak wspomniałam na początku jestem baaardzo skryta to nie będę tu rozpisywać się o tym jak się roztyłam do rozmiarów dodatkowych 30 k, zwłaszcza że są to naprawdę straszne wspomnienia, a nie chcę potem czytać jak ktoś się nade mną lituje albo mówi jaka to ja jestem jednocześnie biedna i silna.... o babciu....
W każdym razie wszystko co rozpoczęłam... co zaczęłam robić miało związek z - no z facetem:) i choć w tej chwili wmawiam sobie, że tak nie jest to i tak gdzieś tam w środku dalej wiem, że pragnę zmienić sie dla niego:) Ponadto o tym musze napisać bo to jest moja wielka i przeogromna obawa.... ogólnie moje kg nie rosły tak z dnia na dzień... najpierw przytyłam 20 kg i wtedy zaczęłam się odchudzać, ale niestety odbiło się to na moim zdrowiu już po tygodniu co sprawiło, że przez ostanie 2 lata dorobiłam się dodatkowych 10 kg... I z perspektywy czasu mogę trafnie stwierdzić, że miałam zaburzenia odżywiania i to naprawdę spore... przede wszystkim nie widziałam sama siebie takiej jaką widzieli mnie inni.... zmieniłam się w wieloryba i nie widziałam tego naprawdę...ale mimo to obsesyjnie chciałam schudnąć, więc katowałam się ćwiczeniami, żarłam - to będzie idealne określenie - mnóstwo tabletek odchudzających - do tego prawie nie jedząc... Waga po 2 miesiącach spadła raptem 2kg. Moja rozpacz i złość byla po prostu przeogromna... aż w pewnym momencie założyłam się z kumplem że schudnę - przegrałam zakład bo nie schudłam w 4 m-ce 15 kg - ale w końcu coś się ruszyło:) poszłam do dietetyka i sobie z nim szczerze porozmawiałam. Dowiedziałam się oczywiście tego co w zasadzie już wiedziałam czyli, że za mało jem, ze źle jem itp, itd... a i co było dla mnie szokiem że za mało pije wody bo piłam przecież 1,5l i do tego inne płyny(m.in. masę coli)...bla...bla bla....
Po wyjściu miałam łzy w oczach ale powiedziałam sobie dam radę... choćby miało to trwać latami ale będę znów wyglądać jak nastolatka albo i nawet lepiej:)
Od następnego dnia zaczęłam pić ok 3 l wody dziennie starałam się eliminować słodycze i fast foody choć i tak jadłam niemalże codziennie i po jakichś dwóch miesiącach ludzie zaczęli mi mówić, że schudłam... gdy weszłam na wagę było -5kg.... ło mattko... w życiu nie zaliczyłam takiego spadku i to mi dało powera:) zaczęłam stopniowo odstawiać słodycze i te nieszczęsne fast foody ale zawsze coś tam podjadałam to moja zmora... Uwielbiam ziemianki więc z nich nie zrezygnowałam ale staram się miarkować ich ilość, żeby nie zatka sobie jelit, ogólnie zaczęłam jeść dużo nabiału, owoców.. w szczególności znienawidzonych jabłek, bez których teraz nie wyobrażam sobie życia no i od końca września zaczęłam regularnie ćwiczyć....bo kiedyś to uwielbiałam, tylko z braku czasu poszło gdzieś w odstawkę... No i cóż jeżeli chodzi o wyniki.... to w zasadzie dzieliła się nimi tylko w moim prywatnym "pamiętniku" w exelu gdzie miałam rozpisany harmonogram ćwiczeń i tam opisywałam sobie dokładnie co jadłam i pisałam o moich małych wielkich grzeszkach słodyczowo fast foodowych... I tam właśnie czego mi brakowało... motywacji, kopa, którego mogłabym dostać od Was na Vitalii i się podnieść za każdym razem kiedy się przewróciłam...
Więc jeżeli chodzi o wyniki... to dzięki regularnym Cwiczeniom głównie z Ewą Chodakowską i względnie zdrowej diecie na początku grudnia ważyłam już 75,7 czyli tyle ile jest na pasku, no ale wiadomo kres przedświąteczny i świąteczny nie był łaskawy dla wielu z nas więc na 3 tygodnie w grudniu odpuściłam ćwiczenia i zażerałam sie moimi ulubionymi mikołajami z Goplany do tego w święta ciasta nie ciasta, majonez... i w ogóle - w związku z czym po świętach waga mi pokazała 78,6...AAAAAAAAAAAA.....
Powiedziałam sobie, że tak nie może być i zaczęłam znów ostro ćwiczyć... tydzień temu było już nawet 71... ale teraz przez okropne wstrętne choróbsko woda zatrzymała mi się w organizmie - bo jestem dosłownie opuchnięta - no i jakoś tak nie chciało mi się ćwiczyć w tej chwili jest 74,7... paska nie będę zmieniać na razie bo nie ma sensu...
No i cóż... po obejżeniu dzisiaj niezliczonej ilości videoblogów na YT o tym jak to Panie schudły po 20, 30 kg... mam nową moc, nową siłę i nową motywację do tego by zejść do moich wymarzonych 55kg... Szczerze to mam obawy przed tym trochę... Bo ja wiadomo apetyt rośnie w miarę jedzenia i dlatego boje się , ze znów wystąpią u mnie zaburzenia odzywiania tylko tym razem w dużo groźniejszej postaci, zwłaszcza że już się głodziłam wielokrotnie... Mam nadzieję, że będę silna...
No i teraz o moich postanowieniach na Nowy Rok... Przede wszystkim poczuć się znów silną - na początku odchudzania bałam się chudnąć bo gdzieś w głębi wiem, że gdy pare lat temu byłam ładna szczupła i sexowna to do tego byłam mega wredną suką i nie chciałam się znów taka stać...ale teraz czuję, że dzięki moim przyjaciołom tym, którzy przy mnie zostali raczej mi to nie grozi. Oni mnie po prostu ustawią do pionu w odpowiednim momencie. No i drugie być znów piękną, szczupła i seksowną, czyli w zasadzie tą znienawidzoną przez siebie zołzą:P
Przede wszystkim od dzisiaj to wiadomo, że juz nie bo na jedzenie jest trochę za późno no ale od jutra jeść jeszcze bardziej regularnie - bo czasami mi się zapomina o tym.
Do tego - oczywiście stopniowo - odstawić niemalże całkowicie słodycze - ostatnimi czasy przynajmniej co drugi dzień muszę zjeść coś słodkiego. Odstawić ziemniaki, makarony i inne zbędne węglowodany, m.in. napoje gazowane do których jakoś od grudnia powróciła i nie chcą ode mnie uciec. Odstawić ogólnie wszystko co mnie utuczyło. No i co najważniejsze ćwiczyć jak najwięcej... jak najwięcej... Ewka, Jillian, Mel B, Callanetics i wszystko inne co było w moim harmonogramie musi na nowo wrócić i się już wryć na stałe w mój dzienny grafik...
Do rozpoczęcia realizacji celu zamierzam wykorzystać sesję, któej nie mam:) więc mam 3 tygodnie wolnego... Mam nadzieję - co ja piszę - wiem, że w tym czasie uda mi się na stałe wprowadzić w życie zasady zdrowego odżywiania i to wszystko inne co sobie zamierzyłam. Do tego będę próbowała opisywać - może nie codziennie ale przynajmniej raz w tygodniu co jadła, co ćwiczyła itp, etc...I mam nadzieję, że dzięki temu, gdy się potknę pomożecie mi wstać:)
Tak więc rozpoczynam moją misję... Będącą początkiem nowego życia z uśmiechem na twarzy i z myślą, że musi się udać, bo jak nie mi - to komu:)
A co jeszcze chciałam dodać na koniec- nie jestem żadnym pisarzem bloggerem ani nic z tych rzeczy wieć zdaję sobie sprawę, że często piszę chaotycznie, niekiedy nieskładnie i ogólnie nieładnie...ale piszę po prostu co mi w danej chwili ślina na język przyniesie - nawet nie czytam tego potem, żeby było wszystko tak jak akurat pomyślałam... w związku z powyższym proszę Was Dziewczyny, żebyście nie krytykowały sposobu w jaki piszę czy coś z tych rzeczy... możecie krytykować mnie i moje błędy czy grzechy jak się zdarzą...ale nie sposób w jaki staram się to przekazać, ponieważ to że w ogóle piszę jest dla mnie naprawdę wyzwaniem... Bo tak jak pisałam na początku nie jestem za bardzo wylewną osobą.
Mam nadzieję, że to uszanujecie....
Cel na kiedyś tam - zdrowo dojść do 55kg - ażeby szwagierkowi i wszystkim niedowiarkom koparki opadły:)
Buziaki:*:*:*:*:*:*
załamka
szczerze mówiąc to moja motywacja znacznie spada....już prawie dochodzi do zera a jeżeli chodzi o ćwiczenia to już nie wiem czy ćwiczyć czy nie....????!!!!!
o co chodzi...??
A o to, że po kontuzji kolana do ćwiczeń wróciłam we wrześniu... i zaczyna się dziać tak samo jak przed kontuzją...czyli jak ćwiczyłam to nie chudłam w ogóle...jak przestałam z powodu siły wyższej (skręcone kolano i naderwane więzadła nie pozwalają wykonać nawet prostych brzuszków), jak zaprzestałam ćwiczyć to nie wiedzieć kiedy schudłam 10kg w 3 miesiące i poleciały jakieś tam cm... z brzucha wówczas naprawdę się zdziwiłam do aż 10 z ud tylko 2 no ale zawsze to jakiś początek...
i teraz mamy powtórkę z rozrywki...od około 20 września ćwiczyłam stopniowo, żeby s powrotem przyzwyczaić się do ćwiczeń a od miesiąca ćwiczę s powrotem 6 razy w tygodniu po ok 2h...i nic...z brzucha, talii i pod biustem spadło po 1cm...a reszta nic...;/
waga nie wiem bo się przestałam ważyć - w końcu to efekt wizualny jest ważniejszy a nie ilość kg.... normalnie MASAKRA...poćwiczę jeszcze jakieś dwa tygodnie jak dalej nie będzie efektów to się poddaje...
Nawet ewka na mnie nie działa...ja nie wiem ja jestem chyba jakaś inna... przecież się nie obżeram... pilnuję kalorii i tego co jem a tu dupa;/;/;/;/;/;/;/;/;/;/;/;/;/;/;/;/;/;/;/;/;/;/;/;/;/;/;/;/;/;/
utrzymanie motywacji???
Postanowiłam, że muszę zapisać moje założenia w pamiętniku a nie tylko w planie ćwiczeń...Wówczas mam nadzieję, że nie zniechęcę się do ćwiczeń:)
Otóż cel na najbliższy miesiąc to ĆWICZYĆ, ĆWICZYĆ i jeszcze raz ĆWICZYĆ:)
mam już i tak duża masę mięśniową, bo przy 78 kg samych mięśni jest 57 kg - tak mnie Pani dietetyk zmierzyła ale co tam...tłuszczyk poleci to mam nadzieję że i mięśnie polecą:)
W każdym razie dla urozmaicenia mojego codziennego treningu w tym miesiącu postanowiłam, że co drugi dzień będę biegać a w dni niebiegowe trening z Ewą Chodakowską TURBO SPALANIE do tego poprzeplatanie to wszystko poszczególnymi treningami z MEL B, które zresztą uwielbiam - choć leje się ze mnie jak z kranu:)
no i oczywiście odpoczynek jeden dzień w tygodniu odpoczynek zupełny dla mięśni - żeby się zresetowały.
Co by tu jeszcze napisać....muszę zacząć znowu jeść trochę więcej bo jak przez miesiąc waga stanęła w miejscu to znów zaczęłam jeść mikroskopijne porcje posiłków....a to źle nawet bardzo źle bo w kocu jak nie dołożę do pieca to przecież go nie rozpalę:)
Myślę, że sam wpis i to, że dzielę się postanowieniem publicznie pomoże utrzymać mi motywację i doda skrzydeł w walce do upragnionego celu - może nie koniecznie kilogramowego ale chociaż centymetrowego:)
nowepostanowienie
Mhhh.. wraz z nowym rokiem akademickim postanowiłam trochę w sobie pozmieniać.... najpierw był kolor włosów....potem zgubione 7kg - tat tak od pierwszego pomiaru przytyło mi się trochę. W zasadzie to nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że zaczęłam wyglądać jak słonica....dopiero teraz gdy zrzuciałam te nieszczęsne 7 kg i obejrzałam zdjęcia sprtzed kilku miesięcy widze jak wyglądałam i zastanawiam się jak mogłam się do takiego stanu doprowadzić???
w każdym razie...ogromnie ciesze się, że moja waga zaczęła względnie regularnie spadać.... i choć stoi od dwóch tygodni w miejscu to wierzę, że za chwilę znów się ruszy a wskazówka na wadze pokaże z przodu 7:) Cieszy mnie również to gdy rodzina albo znajomi któych ileś tam czasu nie widziałam gdy mnie spotkają mówią "wow" - naprawdę to motywuje na maksa:)
w każdym razie moje postanowienie noworoczne to zrzucić ok 12 kg do syllwestra...:) mam nadzieję że mi się uda...ale z każdego spadku choćby minimalnego i tak będę zadowolona:)
W końcu nie robię tego tylko dla siebie:)
waga stoi
Mhhhh...Ćwiczę niemalże codziennie od początku marca...czyli to już ponad dwa miesiące... najpierw jakieś tam anaeroby a potem biegam albo chodzę z kijkami i waga spadła dopiero 2 kg....od tygodnia stoi zupełnie w miejscu. Do tego nie jem nie wiadomo ile i omijam słodycze i inne dobrodziejstwa szerokim łukiem. Masakra...motywacja coraz słabsza:(