Witajcie!
Postanowiłam, że idąc za przykładem pana, który to boso przemierza świat, wyrzucę z siebie kilka moich przemyśleń a propos tego, co mnie wkurza.
Cykl rozpoczynają zakupy w sklepach odzieżowych i obuwniczych.
Na pierwszy ogień wezmę sklepy z bielizną.
Nie mogę wręcz znieść zakupów w tych sklepach. Może dlatego też robię je tylko wtedy kiedy muszę. Wybranie się do sklepu z bielizną celem zakupu biustonosza jest dla mnie istną katorgą. Najbardziej wkurzają mnie pustki w tych sklepach. Bynajmniej nie mam na myśli wyłącznie sklepów z drogą bielizną. W tych przeciętnych tez echo hula od ściany do ściany. A dlaczego mi to przeszkadza? Otóż największym problemem okazuje się tu pani ekspedientka, która (zapewne ogarniającej ją nudy) ożywia się od razu, gdy wchodzę do takiego sklepu, dziarsko podskakuje z miejsca za ladą i od razu po powitaniu chce mi w czymś pomóc. No ludzie, w czym ona chce mi pomóc? Co ja mam jej odpowiedzieć?
"Tak, potrzebuję pomocy w znalezieniu bielizny na moje grube dupsko?"
Po cóż innego mogłabym wejść do tego sklepu, jeśli jego asortymentem jest wyłącznie bielizna? No właśnie. Widać też, że pani ekspedientka nie jest profesjonalną brafitterką i nie pomoże mi w doborze odpowiedniego biustonosza.
Gdy już uprzejmie odpowiem, że dziękuję za ofertę pomocy i chcę się rozejrzeć, jestem pilnie śledzona wzrokiem w/w pani, czy aby przypadkiem nie zamierzam czegoś zwinąć czy nie wiem co jeszcze. Wkurza mnie to, że wszędzie traktują mnie jak potencjalnego złodzieja! Dla mnie wybór bielizny jest dość intymnym zajęciem i nie chcę, żeby w tym czasie ktoś zaglądał mi przez ramię. Pół biedy, jeśli pani nie odrywa ode mnie wzroku pozostając za ladą. Najgorzej jest, gdy owa pani łazi za mną po sklepie pozostając 2-3m za mną ze splecionymi za plecami rękami i oczami wlepionymi w moje ręce. Och, to mnie wkurza do czerwoności.
To łażenie za klientem obecne jest też w sklepach odzieżowych. Gdy coś takiego się mi przydarza, od razu wychodzę.
Co mnie jeszcze wkurza w sklepach odzieżowych (szczególnie w centrach handlowych), to ogłuszająca mnie muzyka (co zdarza się raczej rzadko) i duszący, zwalający wręcz z nóg zapach (to już znacznie częściej). Wprost nie mogę robić zakupów w Stradivariusie, bo zaraz po wejściu atakuje mnie ostry zapach i gryzie w gardło. I to nie tylko w jednym centrum handlowym (konkretnie w 3 - jednym w Bydgoszczy i 2 w Poznaniu). Czy polityką firmy jest zaczadzenie klienta?
No i na koniec sklepy obuwnicze - tu też zdarza się wyżej wspomniane "śledzenie", ale już coraz rzadziej. Co najbardziej wkurza mnie w tego rodzaju sklepach, to wciskanie przy ladzie wszelkich produktów do pielęgnacji obuwia, ochrony stopy, wkładek i tym podobnych przy ladzie, gdy już kupuję buty. Wiem, wiem, każdy reklamuje się jak może, ale wkurza mnie to wszechobecne wciskanie kitu ludziom na siłę. Trochę wkurza mnie też to, że coraz więcej jest butów "modnych" niż wygodnych, ale to już inna bajka. Mam świadomość, że to może być też sprawa mojego gustu i po prostu nie podobają mi się żadne buty dostępne w popularnych sklepach obuwniczych. No cóż, z tym się już muszę pogodzić. Albo zacząć samemu szyć buty ;)
Na tym chyba zakończę mój przydługawy wywód.
Jeśli macie podobne spostrzeżenia co tematu, który poruszyłam, to napiszcie proszę w komentarzu kilka słów. Chciałabym się dowiedzieć, czy z moimi bolączkami jestem sama. Jeśli jest coś co wkurza was drogie vitalijki i drodzy vitalianie, a o czym nie wspomniałam, też proszę napiszcie o tym w komentarzu.
Pozdrawiam wszystkich ciepło i życzę mniej wkurzających sytuacji!