Od 3 dni jakoś nie mogę się pozbierać. Dzień zaczynam dobrze, ćwiczeniami, owsianką, lecz później a to mam zły dzień, a to przyjdą goście. Co oczywiście odbiło się już na mojej wadze +0,5 kg. Niby nie dużo, ale każde przybranie na wadze jest demotywujące, same wiecie. Wczoraj przyjechał mój brat (z Torunia, z moimi ulubionymi piernikami...) i jeszcze jest u mnie babcia, wiecie jak to z dietą przy babcinym jedzeniu bywa. ;-) U mnie problem polega na tym, aby jeść częściej - a mniej, i gdy już jest pora posiłku nie obżerać się. Myślałam, że z wieczornym jedzeniem nie mam już problemu dopóki, jak już wcześniej wspomniałam, nie przyszli goście, lub nie miałam doła.
Tylko po co wstaję rano i ćwiczę? Po co po męczącym dniu włączam Chodakowską?
Więc postanowiłam - KONIEC TEGO.
Mam nadzieję, że gdy będę miała znów chwilę zwątpienia, bo niewątpliwie taka będzie, wrócę tutaj, do tego postu i od razu odechce mi się kolejnych słodyczy. Dziś jeszcze nie wprowadzam nowego planu odżywiania do mojej diety, ponieważ wszystko trzeba najpierw zaplanować, poza tym wiem że nie oprę się pierniczkom, a moja babcia już smaży racuchy z jabłkiem...
Plan diety jest następujący:
1.Słodycze mogę jeść tylko w sobotę - nie obżerając się nimi.
2.Postaram się wyeliminować z diety wszystko co smażone, jednak nie ja przygotowuję obiady w tym domu (moja mama na szczęście też przymierza się do diety).
3.Ziemniaki, ryż i makaron zamienię na warzywka.
4.Więcej warzyw i owoców!
5.Duuuuużo wody (min. 2l dziennie) + zielona/biała/czerwona herbatka (kawy nie piję).
6.Po wieczornych treningach NIC nie jem.
7.Strasznie lubię jogurty, tak więc nie mam zamiaru z nich rezygnować, ale w grę wchodzi jedynie naturalny i light z jogobelli.
8.Zamiast białego pieczywa razowy chlebek i bułki fitness (w sumie cały czas tak jem). ;-)
To by chyba było na tyle. Jeszcze 8kg (teraz 8,5kg). Dam radę. Wierzę w to!