Należę do osób mających w życiu wiele zainteresowań, którym oddawały się bez reszty, a te pasje następowały po sobie cyklicznie. Ostatnio mam bzika na punkcie szlifowania języka angielskiego, do którego mam chyba jakiś wybitny antytalent, ponieważ całe życie jestem na poziomie intermediate. Nieważne ile czasu mu poświęcam, ile czytam, oglądam czy mówię i tak odkąd skończyłam liceum rozumiem tyle samo, tak samo się wysławiam.
Od jakiegoś czasu namiętnie oglądam porady jak się efektywnie uczyć. Są to filmy nagrywane przez poliglotów, native speakerów i specjalistów od efektywnej nauki. Próbuję, zachowując przy tym resztki zdrowego rozsądku, wcielić w życie ich rady.
Najbardziej bolesną jest uczenie się na pamięć całych zdań a nawet dłuższych tekstów. Masakra.
Oglądam bardzo dużo po angielsku. Głównie są to moje ulubione seriale, które znam już dobrze, więc łatwo mi zrozumieć dialogi, ponieważ wcześniej wiedziałam o co chodzi. Wyjątkami są dwa nowe, które oglądam na bieżąco ; "The Royals" i "Jane the Virgin".
Szukam książki, którą mogłabym czytać. Takiej, która nie jest zbyt wyrafinowaną klasyką, ale też nie ma w niej slangu i dziwnych sformułowań zaśmiecających później mój mózg, ponieważ mam niesamowitą zdolność zapamiętywania wyzwisk, przekleństw i innych nieprzyzwoitych określeń;)
Piszę też pamiętnik po angielsku. O dziwo, łatwiej mi być szczerą przed samą sobą, kiedy przedstawiam swoje myśli w obcym języku. Przetestowane już na rosyjskim.
Jeśli chodzi o odchudzanie, dzisiaj tylko 1300kcal, 40 minut z Carmen Electrą. Szalone, ale chciałam spróbować, może przestanę się ruszać jak kłoda po jej striptiz aerobikach i innych takich. Dodatkowo 20 minut jogi z Kino McGregor.