Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Jestem studentką polonistyki na studiach magisterskich.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 38246
Komentarzy: 770
Założony: 14 października 2014
Ostatni wpis: 18 kwietnia 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Glancusia

kobieta, 34 lat, Kielce

166 cm, 85.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

18 kwietnia 2016 , Komentarze (17)

~Jestem osobą w miarę zrównoważoną psychicznie.Naprawdę staram się taka być. Ale jest coś,co wkurwiało mnie już wtedy kiedy byłam na diecie niskokalorycznej a teraz po prostu epicko wkurwia na diecie wegańskiej. POLSKIE KNAJPY! Ja pier... Serio? Nie ma ani jednej pozycji wegańskiej,  nawet pal licho ZDROWEJ pozycji wegetariańskiej. Kiedy mówię, że chcę coś wegetariańskiego chcą mi dać rybę <really..> O rybek też nie ... OJEJ! To może pierogi ruskie! Albo zupkę! <zupa na wywarze mięsnym> 

Ja rozumiem mieszkam w małej miejscowości, mam dwie trzy knajpy na całe miasto, które mają coś w menu wegańskiego, ale jadę gdzieś na trasie i co mam? MACDONALD!!! Wszędzie to kure... niezdrowe, straszne, tłuste żarcie! Albo korcmy al'a Podhale <uj że jesteśmy gdzieś w mazowieckiem, gorolskie musi być hej!> Karkówki, pieprzone kiełbaski z grilla. Ok do czasu ja jestem na kanapkach, bo jestem osobą raczej zorganizowaną i nawet na wypad na basen mam zapasową wałówkę, ale zjadłabym coś na ciepło. Zupinkę, warzywka, cokolwiek! Łatewer! 

Potem mąż się nade mną lituje i daje mi trochę swoich surówek i ziemniaczków.

JA rozumiem brak popytu,brak środków żeby kupować tony  soczewicy, która się zepsuje, ale kuźwa mogliby zrobić dwie pozycje, w której zrobili wersję bez mięcha. Zupę krem z pomidorów albo leczo tyle że bez kiełbasy i tyle! Chyba nawet lepiej,że płacę za coś z mięsem a dostaję bez mięsa. Oszczędność? No tak.Czysty zarobek. Kiełbachę mogą władować jakiemuś Januszowi do jego żurku xD <Pozdrawiam Januszów nic do Was nie mam po prostu mamy inne potrzeby :D>

Tak samo w sklepach spożywczych. OMG! Chciałam kupić jakąś surówkę w sklepiku koło onkologii, gdzie mam wizyty i badania czasem. Było WSZYSTKO oprócz zdrowych rzeczy <onkologia, ludzie chorzy na raka, heloł potrzebują siły, minerałów, muszą mieć dobrą dietę> Ciastka, sałatki z majonezem, białe bułki, wafle słodkie <rak to uwielbia> z owoców jeden zdechły banan i kilka jabłek. Do picia była woda, ale i super słodzone soki. 

Sory jak my mamy być zdrowi? Jak nawet chcemy być zdrowi to uj w dupę wszystko strzela, bo nie ma gdzie zjeść jak się nie daj Boże nie wzięło za sobą swojej wałówki. 

Czyż te knajpy nie są spoko? Czy to nie jest zdrowe i pyszniusiowate i wgl? 

Ja takie chce u siebie na uczelni i na trasie Skarżysko-Kielce! Jak ktoś chce utworzyć knajpkę to prosze o uwzględnienie w menu choćby jednej takiej pozycji <3 Jadłabym!!!

12 kwietnia 2016 , Komentarze (2)

Postanowiłam zrobić w jednym filmiku porównanie dity Naturehouse i Dobrego dietetyka i powiedzieć troszkę o mojej diecie roślinnej :D

Zapraszam i mam nadzieję, że będę pomocna <3 :D

11 kwietnia 2016 , Komentarze (9)

Nie wiedziałam, że kiedykolwiek to powiem,ale w ogóle nie czuję żebym była na diecie wegańskiej. Autentycznie :D Robię w sumie takie same potrawy, o ile nie identyczne jak na diecie mięsnej, no tylko że bez mięsa. Dwa razy zdarzyło mi się zjeść coś z serem, ale raczej staram się unikać. Np. nie piję mleka, co było dla mnie kiedyś nie do pomyślenia. W ogóle jem zdecydowanie więcej warzyw, co kiedyś było też różnie z tym. Właściwie nie ma posiłku bez warzywa co jest mega plusem. Podam Wam co mniej więcej jem: zupy przede wszystkim warzywne <owocowych nie cierpię> z przewagą tych warzyw kapuścianych, kapustę kiszoną, kapustę duszoną, warzywa na patelnię z ziołami, paprykę faszerowaną, ziemniaki, pomidory, ogórki. Z owoców najwięcej jem jabłek i bananów no i kiwi obowiązkowo i grejpfrut, ale to zależy co mam w domu i na co mam ochotę. Ogólnie nie chodzę w ogóle głodna. Baardzo dużo się ruszam. Nie ma dnia żebym nie zrobiła jakiejś aktywności. A to przejście co najmniej 3-4 km a to basen a to taniec. Co akurat sobie wybiorę. Wykorzystuję to, że mam dużo wolnego czasu, a ze względu na zdrowie i studia nie mogę podjąć pracy, więc dbam o siebie. Stwierdziłam, że przestanę czuć się gorsza tylko dlatego, że nie moge iść do pracy Czułam się źle, bo przecież już mam tyle lat, a tu nie mogę pracować. Ale nie przeskoczę tego. Jeśli teraz nie zajmę się swoim zdrowiem, to będę kaleką. Już teraz jest mi czasem ciężko, bo przez zarośnięte zatoki nie mogę nawet długo mówić, bo brakuje mi tchu i boli mnie w klatce. Ale staram się jak mogę to poprawić. Może w końcu mnie zoperują. Póki się nie ogarnę zdrowotnie nie mam co planować jakiejś pracy na kasie, czy w piekarni Nie wydoliłabym tam na bank.

Piszę teraz jak najszybciej pracę magisterką i jestem przy końcu. Planuję obronić się jak najszybciej :D

Jestem trochę leniem, bo mogłabym już na dobrą sprawę skończyć tę pracę,ale przecież jest tyle fajnych filmów na yt które można obejrzeć z moim Dawidem xDD

Chodzimy też ostatnio na basen, co mi mega odpowiada. Raz w tygodniu oprócz tego pocimy się jak szczury w saunie i jest łooooo :D Głodni potem jesteśmy że ooo panieee masakra, ale za to wypoczęci i szczęśliwi :D

Bardzo poprawiła mi się skóra po saunie i w ogóle trochę mi pomaga na ten cholerny nos. Muszę sobie jakoś radzić nie? Od płakania jeszcze nic się nie poprawiło xD

Pomaga mi też dbanie o jedzenie no i o sylwetkę, bo im mniej kilo tym lepiej. Trochę  opuściłam ćwiczenia przez dwa miesiące czego efektem było 8 kg do przodu :< Nie dodawałam tego na pasku, bo wiedziałam, że to zgubię. No i faktycznie już z tych 8 kg zeszło mi 5 kg. Teraz zbliżam się do wartości na pasku i mam nadzieję zejść niżej. Co prawda rozmiarowo jest to samo, ale chyba zatrzymała mi się woda i to dlatego. Teraz jedząc naprawdę dużo <np. dziennie 4 kromeczki chleba pełnoziarnistego, 3 banany, ok 400 g warzyw duszonych, pomidory, jabłko, 2 papryki faszerowane i garść orzechów> chudnę i to naprawdę ekspresowo.Nie głodzę się piję około 2-2,5 l wody dziennie i trzymam się aktywności fizycznej. Można powiedzieć, że jem nawet więcej niż dotychczas. Nie wiem z czego to wynika, czy to organizm był zakwaszony i nie chciał chudnąć, czy za mało jadłam, ale teraz waga spada, inaczej niż wcześniej. Wcześniej spadła do poziomu 85 kg i nie mogła ruszyć. Teraz mój metabolizm chyba ruszył z kopyta i mam nadzieję,że tak zostanie. Jak było u Was? Chudłyście zawsze w takim samym tempie, czy było różnie? :)        

6 kwietnia 2016 , Komentarze (10)

Udało mi się prawie w 100% przestrzegać diety wegańskiej przez 7 dni. Jak na sam początek wydaje mi się to ok :) Napiszę moje spostrzeżenia i zmiany, które mimo krótkiego okresu czasu wystąpiły :D <są one subiektywne, więc u każdego może być inaczej w zależności od tego co jadł>

1. NIE byłam głodna i nie chodzę głodna! Nie czuję się wycieńczona, a nie jem aż tak wiele jeśli chodzi o ilość.

2. NIE liczę kalorii i mogę Wam powiedzieć tylko w przybliżeniu ile ich jem <i dobrze mi z tym>

3. Schudłam 1,5 kg w ciągu tygodnia bez głodówki pijąc 2 litry albo ponad 2 litry wody przy mojej normalnej aktywności czytaj spacery, taniec raz w tygodniu i basen 2 razy w tygodniu <najprawdopodobniej to woda z toksynami>

4. NIE mam zaparć :D

5. Wysypiam się lepiej 

6.NIE mam zgagi

7. Wydaję tyle samo albo i mniej na jedzenie, bo nie jadam na mieście, a jeśli jadam to rzadko 

8. Zwracam większą uwagę na etykiety

9. Mam lepszą skórę i humor :D

Co jem?

rano: 2 małe kromki ciemnego chleba banan grejpfrut pomidorki koktailowe ziółka albo jabłko banan owsianka na wodzie orzeszki brazylijskie

koło południa mandarynki albo banany co mi się zachce 

obiad naleśniki ze szpinakiem albo jarzyny z pomidorowym sosem bez zasmażek i śmietan z ziemniakami albo dużą zupę przecierową albo małą zupę przecierową jarzynową i wege burgera z pomidorem i ogórkiem

kolacja mała porcja kaszy gryczanej <ok 100g> sałatka albo sałatka i sok pomidorowy

That's it! Policzcie same, ale chyba zjadam około 2000 kcal Nie liczę nie muszę Jem tyle ile chcę ile czuję, że powinnam, żeby mój organizm dostał to co chce. Warzywa i owoce są w moim każdym posiłku a węglowodany po prostu gdzieś się przewijają.

Czuję się lepiej i z dnia na dzień mniej mnie boli głowa. Więcej też chodzę. Parkuję gdzieś hen daleko i robię sobie spacerek. No i basen i sauna musi być

Podsumowując: cholernie mi odpowiada ta dieta nie tęsknię za schabowym, a nawet idąc na wege burgera mam wrażenie jakbym właśnie zjadła pożarskiego.

Niedługo włączę ćwiczenia siłowe. Ciekawe czy będę miała lepszą siłę :D

31 marca 2016 , Komentarze (10)

Pamiętacie jak zaczęłam dietę i była podekscytowana i wgl? I jak zmieniłam nawyki? No właśnie. Nie było idealnie.Miałam trochę wpadek, a najgorsze było samopoczucie < w sumie nadal trochę jest źle > Bóle brzucha, zaparcia, ciężkość, odbijania i wszystko na raz. I a bąki przeokrutne :< Nie wiedziałam po czym to. Przecież jadłam w sumie zdrowo. Aż tu nagle po mięsnych świętach zrozumiałam: mięso!

Tak ! Te wędliny paczkowane, parówki, te karczki pieczone, aż lepkie takie i dziwne. No i w ciągu jednej bezsennej nocy po obejrzeniu filmów o "praktykujących" weganach z dnia na dzień < z nocy na noc xD> przestawiłam się na nie jedzenie mięsa.

Myślicie, ze 1 dnia oszukiwałam? Nie Myślicie, że kebab mnie zachęcał? Nie

Jest drugi dzień, a ja jestem zawzięta  i nieźle się czuję. Powiecie phi dwa dni co to jest.

A tu zaskoczenie dla mnie też! Nie boli mnie brzuch, jest nieco bardziej płaski, czuję się lżej po posiłkach, nie mam zgagi! I to w ciągu dwóch dni się stało.

Oczywiście napiszę po tygodniu jakie są odczucia a potem po miesiącu.

Mimo lodówki nie sprzyjającej weganizmowi miałam co jeść. Znalazłam pasztet z cieciorki owoce :D Do teściowej będę musiała kupić zapas na te kilka dni, kiedy tam jestem, ale myślę, że nie będzie źle :) 

Zjedzenie czegoś na mieście to już katorga. Nawet znalezienie jakiś dobrych owoców w warzywniakach to też trudne Nie wiem, czy to takie miasto, że nie wiedzą co to mango, czy granat... No nieważne xD Ważne, że dzięki tej trudności w sumie oszczędzam,bo zaprzyjaźniłam się z moimi pojemniczkami na jedzenie :3 Kupię jeszcze ze dwa i będę je nosiła po prostu ze sobą.

Nie jest to łatwe, wiem że zapach będzie mnie przez jakiś czas kusił jak będę chodziło koło kebabów, ale wytrwam. Dla mojego brzucha i dla mojej sylwetki!

Za miesiąc dodam pełne pomiary. Chcę teraz też zrobić morfologię i zrobić ją po 2-3 miesiącach. 

Trzymajcie kciuki!

29 marca 2016 , Komentarze (7)

Wreszcie! Udało mi się dodać pierwszy filmik z serii belly dance :D

Mam nadzieję, że będzie inspirujący :D

Ten kanał baardzo mnie zmotywował i do tańczenia w domu i do poprawy techniki. Będę dodawała też filmiki z krokami, zrobię filmik o strojach do tańca brzucha, chustach, dodatkach do tańca :D

Mam nadzieję, że się spodoba i będzie pomocne :D

28 marca 2016 , Komentarze (8)

Dawno nie wchodziłam tutaj, bo postanowiłam pisać ostro magisterkę. W międzyczasie walczyłam też z ubezpieczycielem o odszkodowanie za moją rozjechaną mazdę <patrz post niżej, RIP mazda, straszna tragedia> Ogólnie jest bieda, bo nie mają notatki policyjnej, więc walka trwa. 

Magisterka jest ku końcowi <jupii> ale też ku końcowi są święta <buuu>

Ale, ale!!! Pamiętacie moje postanowienia odnośnie diety i ćwiczeń?

No właśnie... Co do diety w czasie świąt poniosłam sromotną klęskę jedząc czekoladowego zajączka i szarlotkę mamusi. Wielkim plusem jest to, że mimo tej porcji słodyczy jaką zjadłam trzymałam się postanowienia co do ograniczenia jasnego pieczywa i upiekłam mój ulubiony orkiszowy chleb mieszany. Co prawda na drożdżach, ale wyszedł lekki i dobry :D

Co do aktywności fizycznej nie mogę narzekać, bo dużo ostatnio chodzę, np. jeżdżę na wycieczki w różne miejsca w świętokrzyskiem <oczywiście potem gdześtam parkuję i łażę z moim Dawidem zwiedzając różne miejsca>. Oczywiście to jak dla mnie za mało, więc postanowiłam włączyć minimum co tygodniowy taniec arabski <czytaj brzucha>

Zapisałam się na taniec arabski, który X lat temu pomógł mi zejść z 85 kg na 68 kg bez zbędnej diety redukcyjnejm typu 1200 kcal. Miałam najzwyklejszą dietę cukrzycową <przeplataną okresami świąt, kiedy wcinałam wszystko xDD> i moją wagę utrzymywałam na stałym poziomie przez około 2 lata. Zero suplementów, zero odmawiania sobie lodów kiedy miałam na nie ochotę. Do tego kije nordic walking i domowe obiady. Nic więcej :D

Chcę wrócić do stałych zajęć z tańca brzucha i dodatkowo więcej ćwiczyć w domu. Kiedy nie chodziłam na zajęcia ćwiczyłam kroki w domu, ale wiecie jak to jest :< Z kilku razy w tygodniu zrobiło się kilka razy w miesiącu. Teraz wiem, że jeśli nie przećwiczę tego, czego się nauczyłam będę do tyłu "z materiałem" :<

Do ćwiczeń w domu motywuje mnie nie tylko zdrowie i moja waga <wciąż z duża>, ale i zbliżający się występ na Święcie Kielc!

Już jeden taki mam za sobą i była to niezwykła przygoda! Tańczyłam z innymi dziewczynami ze szkoły :D Było wspaniale! Każda z nas miała skomponowany przez siebie strój i wypadłyśmy podobno super :D :D To zdjęcie sprzed 5 lat :D <sorki za jakość>

W tym roku chcę kupić nową spódnicę, bo tym razem planuję zmianę: połączenie srebra z chabrowym :D Uczymy się na zajęciach choreografii, którą też staram się przypominać sobie w domu :3 Sprawia mi to nie mało radość, bo co tu dużo mówić "jaram się!" " :"D I nawet jak będę matką pieciorga dzieci, to będę machała tymi biodrami! :D To mój żywioł i koniec :D

Chcę też tak jak inne dziewczyny chodzące na zajęcia dodawać filmiki z moimi mini choreografiami, co też pozwoli mi na korektę błędów. Mam nadzieję, że też kogoś zarażę moją pasją <3

A no i z daleka od szarlotki... No może raz w miesiącu xDD Ale tylko domowa <3 xDDDD

I na pewno z daleko od białych bułek <choć dobre są :< >

6 marca 2016 , Komentarze (10)

Kiedyś musiało to się stać.... Pewnego pochmurnego i złego dnia, dawno dawno temu między Skarżyskiem a Parszowem pewna PANI <głupia pizda> wjechała mi w dupę.

Była mgła, ogólna bieda i brak kawy. Jadę powolutku, bo przede mną pan skręca w las <na siku chyba> Rozumiejąc jego potrzebę wyhamowałam sobie i już chcę ruszać, kiedy czuję wielkie dup w moją dupkę. W pierwszej chwili myślę i tu uwaga wulgaryzm <KUrWA MAĆĆĆ> Wysiadam i w panice zaczynam analizować,czy ja aby nie za bardzo hamowałam w końcu nieopierzone dziecko jestem w tejże bluzie dziecięcej z misiem i tejże czapeczce w pomponikami. I pytam, czy żyje i że chyba moja wina. Pani przód wgnieciony miała zacnie, maska na wpół zgięta, a ja naraz w płacz, że ja za tę szkodę do końca życia się nie wypłacę. Stary może był ten Suzuki Swift, ale widać zadbany i chyba nie klepany. Potem spojrzawszy na mój tyłek zaczęłam płakać, że moje dziecko jedyne maleństwo ucierpiało sromotnie :<

Pani naraz wyskoczyła i zaczęła się drzeć,że kto tak hamuje, że nie powinna hamować <Lol?> że wgl z ziemi wyrosłam i chyba wyjeżdżałam z lasu. Potem, że jednak wjeżdżałam do lasu z panem. Co z tym panem miałam robić, nie wiem, ale pewnie według tej pani nie układalibyśmy pasjansa. Kolejna wersja była taka, że pan wcale przede mną nie hamował, a wyjeżdżał z pasa lewego. Ja przez to taka była skołowana, że usiadłam na siedzeniu i jeść zaczęłam czekoladę, jedyną moją pocieszycielkę i dzwonić zaczęłam po ratunek do męża. Ten zaczął się śmiać i uspokajać, że jest dobrze, że się wyklepie i wgl a jak nie to na części, a że ja w dupę dostałam to mam mieć zrobić wielkie halo, machać rękoma i tłumaczyć policji, że ja nie winowata i wgl.

Kiedy radiowóz nadjechał zrobiłam co kazał mąż. Mściłam na czym świat stoi, pokazywałam na mój tył i mówiłam jak było. Pan policjant opieprzył sprawcę, że choćbym miała stado saren przepuszczać, żółwia, ślimaka i kozę i choćbym miała chęć z tym panem do tego lasu wjechać i siku iść, to miała święty obowiązek zatrzymać niezwłocznie pojazd przed moją dupą, a nie na. A mnie opieprzył, ze mam świata nie przepraszać za hamowanie, bo dobrzem uczyniła i że droga to nie podwórko i mam dochodzić swych racji. Opuściwszy główkę czekałam aż nas pan spisze i z radością przyjęłam święty dla mnie numer OC pani sprawczyni <tej głupiej cipy> Odjechać mi pozwolił, jednak pani sprawczyni nijak nie mogła ruszyć, więc jej przygoda wyniosła ją 420 zł <laweta plus mandat>. Ja uradowana pojechałam do domu i mściłam jednocześnie na czym świat stoi. Po panią <głupią cipę> przyjechał mąż ze szwagrem, którzy zawyrokowali, że Suzuki idzie tylko na złom i chyba liczyli po cichutku ile ich to siepnie i ile zniżek poleci.

Morał z tej bajki jeden i wszystkim znany: nie dać się zwariować i uważać na takie damy :D

PS Pan z ubezpieczalni powiedział że piniondze dostanę nie małe i ogólnie wyszło mi chyba na dobre. Prawdopodobnież będę szukała nowego pojazdu :D

22 lutego 2016 , Komentarze (8)

Nareszcie oddałam indeks. Musiałam pisać pracę magisterską i część oddać, by go dostać, dlatego poniekąd mnie tu nie było. Oficjalna średnia 4.9!!!! Ludzie w życiu takiej nie miałam!!! To tak jakbym w Lolu walnęłam podwójną pentę XD <nieważne>

Jestem z siebie mega dumna, bo nie dość, że codziennie mnie boli łeb od zatok <pozdro>, to jeszcze ta ósemka. Na szczęście odeszła teraz ósemka <R.I.P.> więc jest o niebo lepiej. Mogłam wreszcie przejść na jak to nazywam pół dietę, a teraz dietę. Koniec z budyniami i kisielkami! W końcu jem surówki, schabowe, kurczaka.. ah....

Cudowność! Oczywiście zdarzają mi się wpadki żywieniowe, ale coraz rzadziej i chyba całkowicie przestawiam się na tryb poprzedni, czyli bezcukrowy. Domowe obiady jak dotychczas <bo zdają egzamin>, wieczorny spacer i od tej niedzieli basen i sauna co tydzień.

Z wagą bardzo dobrze <o dziwo> i mimo tej cholernej paciajowatej diety przez prawie 3 tygodnie i pół diety przez miesiąc <OLABOGA!> to mam nawet kilo na minusie. TO chyba przez to, że robię duużo rzeczy w domu no i doszły mi nie małe spacery wieczorne. Mam nadzieję je utrzymać również w trakcie mojej, mam nadzieję najbliższej, pracy zawodowej :D

Jak tam z resztą? Ano do przodu. I bardzo dobrze do przodu, bo spełniło sie moje największe marzenie <3 Pierwszy własny wychuchany wydmuchany samochodzik!!! <3

Moja cudowna Mazda, która prowadzi się jak masełko <o ile wcześniej pochodzi trochę na parkingu, bo ma jeb... uszczelkę>, ma 1,6 silniczek, elektryczne lusterka, szybki, poduszki powietrzne, wspomaganie i ABS. Rocznik 97' ale rudy go jeszcze nie zeżarł. Ogólnie Niemiec płakał przez miesiąc i nawet mszę wotywną za niego zamówił. Kolor ciemna zieleń, w słońcu wpadająca w granat. Kupiłam od znajomka za 1500 zł <szkoda, ze będę cholerę spłacała jakieś 1,5 roku> Ale worth it!!! 

Jak podjeżdżam na parking, to aż dziadki mi się kłaniają i... żegnają, bo ciągle daje za dużo gazu, pamiętając jeszcze jak ruszało się w  Yarisach....

Ogólnie może i nie jeździ na wodę, muszę spłacać za nią pożyczkę po 100 zł tygodniowo <ałć> i muszę zrobić uszczelkę za 400 zł, ale w końcu czuję się wolna!! Nie muszę czekać 2 godzin na busa, nie muszę dźwigać jak idiotka puszek z domu albo ciuchów w torbach a'la ruska baba! Nie muszę płacić za żarcie, czekając w jakiejś knajpie na busa, tylko w 40 min jestem w Kielcach i robię sobie kanapkę w domu.

No i przede wszystkim bardzo przyjemnie jeździ mi się z mężem, który sam chce zrobić prawko i nazywa mnie swoim najlepszym kierowcą <3 I przede wszystkim NIGDY nie będę niedzielnym kierowcą, bo codziennie robię po 80 kilosów :D 

I mogę podjechać pod uczelnię i powiedzieć wszystkim: BUJA BICZES! :D

26 stycznia 2016 , Komentarze (15)

No muszę się pochwalić, że normalnie pobiłam rekord mojej zajebistości. Otóż na ketonalu, z tą cholerną ósemką zdałam jakiś masakryczny test kolos z historii teatru współczesnego z wynikiem 5.0 i punktacja 96/100, przy czym wszyscy mieli ściągi oprócz 3 osób w tym mnie xDDD

Oczywiście na koniec 5,0 i banan na twarzy, bo profesorka stwierdziła że da mi dwa xDD takie tam śmieszki xDDDD

I normalnie aż se poszłam na kawę, ale taką najwypaśniejszą na świecie. Ludzieeee co to była za kawa!!! Jak to mówi food emperor normalnie jakbym dała tę kawę Putinowi, to by nawet tego KRYMU nie chciał, tylko by rurkę suchą zjadł.

Wzięłam taką  tiramisu, z taką delikatną bitą śmietanką, osadzoną na ubitej piance z mleka i ta bita śmietanka tak dryfowała sobie na wierzchu. Posypana była takimi kruszonymi ciasteczkami OREO i polana takim sosem czekoladowym. Jak wzięło się z wierzchu tę śmietankę, to ciasteczka rozpływały się na języku i dawały taki czekoladowo-gorzki smaczek, ze smakiem kawy, ale przewagą czekolady, a jednocześnie wesoło chrupały!

Boże taka kawa.... Jak ja w ogóle kocham kawę! Jakby mi kazali wybrać ostatni posiłek przed śmiercią, to bym poprosiła wielką latte z bitą śmietaną i tymi ciastkami i taką muffinkę z kremem budyniowym. I mogłabym umrzeć <3 <3 <3 <3 

Codziennie piję chyba z 3 kawy a najlepszym prezentem na ślub jaki dostałam to był ... zgadnijcie xDD TAAAK ekspres do kawy!!!

Jak będę w ciąży to znajdę kawę bezkofeinową i będę ją piła aż do porodu! Po porodzie też chcę kawę i jak będę karmiła to też kawę xDDD

Raz dzięki kawie dostałam 5 z polskiego, Serio xDDD Czytaliśmy Pana Tadeusza i jako że kocham fragment o kawiarce i parzonej przez nią kawie <ciekawe dlaczego?xDDD> i znałam go prawie na pamięć <ach ta śmietanka> to zaczęłam z panią od polskiego rozprawiać nad cudownością kawy i w czym się ją najlepiej pije :D I dostałam plusa za aktywność, a potem piątkę na koniec roku :D

Tak kawa zmienia życie kochani! Bo teraz jestem na polonistyce :D

Póki co cieszę się z tego, że tyle już za mną sesji i że mam już w swoim dorobku 6 piąteczek :D I to takich uczciwych! Bez ściągania! 

Wiecie? Aż sobie kawy zrobię! <3

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.