Kiedyś musiało to się stać.... Pewnego pochmurnego i złego dnia, dawno dawno temu między Skarżyskiem a Parszowem pewna PANI <głupia pizda> wjechała mi w dupę.
Była mgła, ogólna bieda i brak kawy. Jadę powolutku, bo przede mną pan skręca w las <na siku chyba> Rozumiejąc jego potrzebę wyhamowałam sobie i już chcę ruszać, kiedy czuję wielkie dup w moją dupkę. W pierwszej chwili myślę i tu uwaga wulgaryzm <KUrWA MAĆĆĆ> Wysiadam i w panice zaczynam analizować,czy ja aby nie za bardzo hamowałam w końcu nieopierzone dziecko jestem w tejże bluzie dziecięcej z misiem i tejże czapeczce w pomponikami. I pytam, czy żyje i że chyba moja wina. Pani przód wgnieciony miała zacnie, maska na wpół zgięta, a ja naraz w płacz, że ja za tę szkodę do końca życia się nie wypłacę. Stary może był ten Suzuki Swift, ale widać zadbany i chyba nie klepany. Potem spojrzawszy na mój tyłek zaczęłam płakać, że moje dziecko jedyne maleństwo ucierpiało sromotnie :<
Pani naraz wyskoczyła i zaczęła się drzeć,że kto tak hamuje, że nie powinna hamować <Lol?> że wgl z ziemi wyrosłam i chyba wyjeżdżałam z lasu. Potem, że jednak wjeżdżałam do lasu z panem. Co z tym panem miałam robić, nie wiem, ale pewnie według tej pani nie układalibyśmy pasjansa. Kolejna wersja była taka, że pan wcale przede mną nie hamował, a wyjeżdżał z pasa lewego. Ja przez to taka była skołowana, że usiadłam na siedzeniu i jeść zaczęłam czekoladę, jedyną moją pocieszycielkę i dzwonić zaczęłam po ratunek do męża. Ten zaczął się śmiać i uspokajać, że jest dobrze, że się wyklepie i wgl a jak nie to na części, a że ja w dupę dostałam to mam mieć zrobić wielkie halo, machać rękoma i tłumaczyć policji, że ja nie winowata i wgl.
Kiedy radiowóz nadjechał zrobiłam co kazał mąż. Mściłam na czym świat stoi, pokazywałam na mój tył i mówiłam jak było. Pan policjant opieprzył sprawcę, że choćbym miała stado saren przepuszczać, żółwia, ślimaka i kozę i choćbym miała chęć z tym panem do tego lasu wjechać i siku iść, to miała święty obowiązek zatrzymać niezwłocznie pojazd przed moją dupą, a nie na. A mnie opieprzył, ze mam świata nie przepraszać za hamowanie, bo dobrzem uczyniła i że droga to nie podwórko i mam dochodzić swych racji. Opuściwszy główkę czekałam aż nas pan spisze i z radością przyjęłam święty dla mnie numer OC pani sprawczyni <tej głupiej cipy> Odjechać mi pozwolił, jednak pani sprawczyni nijak nie mogła ruszyć, więc jej przygoda wyniosła ją 420 zł <laweta plus mandat>. Ja uradowana pojechałam do domu i mściłam jednocześnie na czym świat stoi. Po panią <głupią cipę> przyjechał mąż ze szwagrem, którzy zawyrokowali, że Suzuki idzie tylko na złom i chyba liczyli po cichutku ile ich to siepnie i ile zniżek poleci.
Morał z tej bajki jeden i wszystkim znany: nie dać się zwariować i uważać na takie damy :D
PS Pan z ubezpieczalni powiedział że piniondze dostanę nie małe i ogólnie wyszło mi chyba na dobre. Prawdopodobnież będę szukała nowego pojazdu :D
tycia113
6 marca 2016, 22:38najważniejsze,że Tobie się nic nie stało.
Sunniva89
6 marca 2016, 19:48najważniejsze że na zdrowiu nie ucierpiałaś :)
Glancusia
8 marca 2016, 14:48No to fakt :D Bolał mnie kark jak cholera na drugi dzień, ale wszystko ok, Jutro odbieram RTG i zobaczymy. Na razie objawów bólowych nie mam. Najwyżej pochodzę na masaże, bo przyda mi sie odpoczynek xD
domcia177
6 marca 2016, 13:35tak jeżdżą teraz jak te swiete krowy, nie patrza i jada a hamulec gdzie maja? :D
WantBeFitLady
6 marca 2016, 13:20Tą czekoladę to bym sobie już darowała, bo po co.... Ale najważniejsze, że odszkodowanie wypłacą.
Glancusia
6 marca 2016, 18:59Jakby Ci się zrobiło tak słabo jak mi, a musiałabyś do domu jakoś dojechać, to uwierz mi nie darowałabyś sobie :P