A oto pierwszy szok. Dietę z Vitalią zaczęłam we wtorek, 09.09.2014 i do dzisiejszego poranka schudłam 1,5 kg!!!! Ważę 76,5 kg co daje odrobinę ponad 8% celu. Ekspresowo to poszło, jestem pod ogromnym wrażeniem.
Moje pierwsze wrażenia odnośnie diety ułożonej przez portal vitalia.pl są bardzo pozytywne. Niestety z treningów nie jestem zadowolona. Dobrano dla mnie dietę 1200 kcal która w zupełności wystarcza mi i mojemu mężowi (choć on dostaje ok 500 kcal ekstra w dodatkowym śniadaniu do pracy). Tak, mąż odchudza się razem ze mną! Uważam, ze kobieta nie jest niewolnikiem, a dom nie jest restauracją, więc jemy wszyscy to samo. Nie mogę słuchać jak niektóre odchudzające się dziewczyny płaczą, że są zmęczone i nie mają czasu na ćwiczenia, bo przecież gotują dla siebie i osobno dla męża, a jeszcze często gęsto dla ich maleńkiego dziecka. O ile osobne gotowanie dla dziecka rozumiem, bo to jak najbardziej normalne, o tyle nie przemawia do mnie stwierdzenie, że mężczyzna naszego życia nie może zjeść warzyw gotowanych na parze z udkiem kurczaka z piekarnika.
Spójrzmy na całą sprawę inaczej. Do tej pory jadłyśmy tak jak reszta domowników, przygotowywałyśmy posiłki, które jedli oni, jadłyśmy my. I w pewnym momencie przyszło otrzeźwienie, że okropnie się roztyłyśmy, ze potrzebujemy pomocy, że potrzebujemy diety. Wzięłyśmy się za siebie, ale co z tego skoro nadal radośnie trujemy najbliższych? Ja rozumiem oczywiście, że schabowy z żółtym serem i masłem w środku jest pyszny - nie przeczę. Ten sam stosunek mam np. do klusek śląskich i rolad wołowych z dużą ilością sosu i kapusty zasmażanej. To jest pyszne, więc to jedzmy! ALE! Nie cały czas! Trujemy rodziny smażeniną, niepotrzebnym cukrem, śmieciowym jedzeniem. Z sobą robimy porządek, a na bliskich przestało nam zależeć?
Trochę ekonomii. Wydrukowaliśmy listę zakupów i jak co tydzień ruszyliśmy do sklepu. Robimy zakupy w systemie tygodniowym, jedziemy do większego marketu, kupujemy wszystko co potrzebne i już. Z małych sklepów osiedlowych korzystamy na zasadzie kupna chleba czy jajek. Pojechaliśmy więc do "niemieckiego" marketu na literkę K (zawsze mają świeże owoce i warzywa) i załadowaliśmy pełny kosz produktów z jadłospisu - najróżniejszych warzyw, owoców, nabiału, mięsa i wędlin drobiowych. Psychicznie przygotowałam się na rachunek rzędu 300 zł, a kasjerka chciała ode mnie niespełna 150 zł! Nigdy tygodniowe zakupy tyle nie kosztowały! Zawsze płaciliśmy 250 - 350 zł. Ale to dlatego, ze kupowaliśmy żywność wysoce przetworzoną, dużo mrożonek, słodyczy, dań gotowych. Bo tak było szybciej. Oczywiście, że jedzenie, które kupiliśmy trzeba przygotować do zjedzenia, a niejednokrotnie trwa to dłużej niż byśmy chcieli. ALE już przy pierwszych zakupach spożywczych zaoszczędziłam tyle ile wydałam na 3 miesięczny abonament na vitalia.pl
Wspominałam o treningach. No tak, nie jestem z nich zadowolona. Ale same powiedzcie, jak można ocenić czyjąś sprawność na podstawie testu składającego się z 3 ćwiczeń - brzuszków, pajacyków i klasycznych pompek???!!! Nie jestem w stanie zrobić klasycznych pompek, ale tzw damskie pompki idą mi świetnie. Tymczasem mój trening polega na kręceniu kółek nadgarstkami i zapewnia spalenie ok 185 kcal w 45 minut. Serio? Dla mnie to strata czasu. Naprawdę wolę się porozciągać i zrobić program z Mel B.: rozgrzewka, cardio, pupa, abs, ręce, plecy i klatka piersiowa, nogi. Czasami jak mam więcej czasu to dodaję do tego full body workout i boczki z Tiffany. Nie mówię oczywiście, ze jestem świetna we wszystkich tych ćwiczeniach, ale przecież gdybym była to bym ich nie potrzebowała, prawda?! Widzę realny postęp w mojej sprawności, ćwiczenia, które były poza moim zasięgiem zaczynam wykonywać z prawdziwą łatwością, a tutaj trener chce, żebym dwa razy w tygodniu kręciła nadgarstkami. Szczerze? Szkoda kasy, trzeba było kupić samą dietę.
Ale generalnie jestem nastawiona bardzo optymistycznie. W końcu skurczyłam się o 1,5 kg!