Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Tak, jestem kobietą.....Popycham drzwi, chociaż jest wyraźnie napisane ciągnąć. Śmieję się jeszcze bardziej, kiedy próbuję wytłumaczyć dlaczego się śmieję. Wchodzę do pokoju po to, by zapomnieć co miałam tam zrobić. Ukrywam swój ból przed tymi, których kocham. Mówię "To długa historia" gdy nie chcę wyjaśniać tego, czego nie chcę. Płaczę częściej niż myślisz. Dbam o ludzi, którym na mnie nie zależy. Jestem silna, dlatego że muszę, a nie chcę. Słucham Cię , nawet jeśli Ty nie słuchasz mnie. Zawsze pomaga, gdy mnie przytulasz....Tak, jestem kobietą po prostu. pełna wad. pełna zalet.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 5622
Komentarzy: 41
Założony: 23 lutego 2015
Ostatni wpis: 16 stycznia 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
belikemm_1986

kobieta, 38 lat, Lost Vegas

172 cm, 89.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

16 stycznia 2016 , Komentarze (1)

ostatnio mam wrażenie, że wszystko co mnie otacza zdaje się krzycześc i komunikować o mojej otyłości. to pewnie przez wyprzedarze... mierze, w nic nie włażę i mnie po prostu wbija w ziemię...

konkretnym ciosem były buty z zarze. oczywiście przecenione. oczywiście piękne. tylko niestety nie dopięłam ich na lydzie. i chodzi za mną pomysł aby je zakupić "tak na zaś". tylko nie wiem czy to ma sens, bo najpierw powinnam schudnąć a potem cieszyć sie zakupowym szaleństwem a nie szaleć i liczyć na schudnięcie. 

wgniotło mnie w ziemie ostatecznie, zawsze w reservd mieścilam się w 42 i niżej, a tu duuupa. i do dupa wielka. fuck, fuck, fuck.... to już nie jest zabawne. jutro mierzenie i konkretne działanie. jednak wszystkiego jest za malo. za mało diety w diecie i za mało sportu w sporcie. dopiero w marcu mam wizytę u endokrynologa, może to to? może, ale winna jestem przede wszystkim ja sama. i tak jak się sama doprowadziłam do tego staanu, tak też sama musze z niego się wydostać. 

Wracam do zapisków jedzenia, aktywności fizycznej i cotygodniowego mierzenia. definitywnie i bez żadnego przebacz.

11 stycznia 2016 , Skomentuj

ledwo się obejrzałam, ledwo co zeszłam z sylwestrowego parkietu a tu BACH- już 11!!!!! kiedy to? jak to?

Z nadejściem nowego roku padł mi samochód i laptop... całe szczęście zakończyło się na naładowaniu akumulatora i zakupieniu nowego zasilacza do komputera. Kolejne super wydarzenie - wyprzedaże, spodnie, w których wyglądam jak baleron- w najlepszym wypadku bo w standardzie to się z nich wylewam albo po prostu się nie wciskam i wszystko w rozmiarach 36-40, czytaj: dla mnie "niewciskalnych". Aaa i kolega po kilku tygodniach przerwy przywitał mnie słowami- ale cie się przytyło. No, no, nie trzeba mi przypominać ;p tylko cholera, przecież miało być w drugą stronę.

Ot takie noworoczne przygody miałam.

Ale też spacerowałam i poznawałam nowe smaki zielonej herbatki w mojej ulubionej jak na razie kawiarni (jaśminowa podbiła moje serce), odnowiłam znajomość z orbitrekiem, wyposażyłam mieszkanie w nowe świece i pobujałam się na wczorajszym koncercie WOŚP...

Bilans nie jest zły :) ale ma być lepszy, no w końcu musi.... bo poza złośliwością rzeczy martwych to przykrości nadal są konsekwencją słoniny, którą sobie na sobie hoduje. A przecież dążę do tego by to zmienić. Chyba czas najwyższy wrócić do romansu z basenem. 

29 grudnia 2015 , Komentarze (2)

jak w tytule- drobne zmiany wpłyną na wielki sukces- no takie jest założenie :)

i oto kilka z nich, tak na już, praktycznie nieodczuwalne, a mogące mi pomóc:

(balon)spodnie (zakupione w lidlu jakiś miesiąc temu, myślałam, że zmieszczę ale za cholerę ich nie dopinam) wyjąć i je mierzyć, rozpaczliwie się wciskać, aż do momentu kiedy w nie wejdę

(balon)codziennie robić coś w sensie ćwiczeń, minimum 30 przysiadów- tyłek się odwdzięczy (bynajmniej na to liczę)

(balon)nie przejmować się ludźmi, którzy pod osłoną "miłości" upadlają nas i niszczą

(balon)nie czekać na słońce tylko znowu łazić i szukać szczęścia i przyjemności gdzie się da (od dwóch-trzech tygodni zaprzestałam tego a jak się okazuję ma to zbawienny wpływ na moje samopoczucie i motywację do wszystkiego)

... te dwa ostatnie punkty niby takie niewinne jednak tak na nie spoglądam i chyba ich realizacja nie będzie taka prosta, ale wszystko się da jak się dobrze do tego podejdzie :)

Wstyd pisać, ale dzisiejszy dzień pod względem żarcia to porażka, dzięki mojemu piekarnikowi nie taka straszna, ale porażka. Wstałam z myślą (myśl może nie głupia ale za to myślicielka tak), żeby sobie zrobić "detox" tj. dzień na płynach, herbatki i sok jabłkowy. Ale jako, że ja durna to nie dotrzymałam. Zanim wyszłam z domu o 11 wypiłam kawę. No i ostatecznie to miałam napad na niezdrowe, kupiłam pizze- ale spaliłam (może to jakiś znak ]:>???), napiłam się coli i ostatecznie zjadłam dwie kanapki- z  burgerami rybnymi z warzywami, co to ryby mają tyle co nic bo AŻ 50%, a warzyw to w ogóle tylko 12%. No i wieczorem to wszystko zalałam kawą z mlekiem. Sok jak stał tak stoi. Teraz tylko sobie parzę zieloną herbatkę. No i wniosek jeden- jak już się za coś zabieram to niechże w końcu się zabiorę porządnie- czyli dyscyplinę zachowam, albo wcale bo potem oo, jakieś ryby mielone razem z kutrem zajadam....

28 grudnia 2015 , Komentarze (3)

ja jestem żenująca. oszukuję sama siebie, niby zaczynam, niby coś robie a tak naprawdę nie trzymam ŻADNEJ dyscypliny. Piję alkohol na smuty, w święta zajadam i smutki i radości... dupy nie ruszam bo mi się nie chce. 

Żałosne....

nie ma co czekać do Nowego Roku. Dziś poskakałam chwilę na skakance, zrobiłam ze 30 przysiadów i zlapałam zadyszkę. a przecież tyle mnie czeka. Tyle sytuacji w których zapewne będę przez to cielsko spalać się ze wstydu. 

I nie wiem, teoretycznie jestem przygotowana na 5. Praktycznie- wcale. Lubie warzywa i zdrowe żarcie ale okazuje się, że to za mało. 

i aż wstyd mi pisać, ze po raz kolejny chcę zacząć bo ja nie zaczynam tylko kontynuuję. 

Dostalam porządnego kopa od mojego ex. Ma rację, jestem tłusta, obwisła i cała w rozstępach. 

Przez to nie żyję tak jak bym chciała. Bo się wstydzę. 

Mam 30 lat. Ostatni jakieś 15 to ciągle niezadowolenie z ciała, nawet gdy ważyłam 65 kg. Teraz ponad 9 dych... i wciąż żyję złudzeniami, wyobrażaniem sobie tego jakby to było gdybym była szczupła. Chyba czas zaczać żyć teraźniejszością. Uda się- super, nie- przynajmniej nie stracę lat na myśleniu co by było gdyby na odkładaniu zakupów i wszelkich przyjemności na "chude lata".

W końcu trzeba dojrzeć do zmian- tych w głowie. Materia niech będzie ważna ale nie najważniejsza.

7 grudnia 2015 , Komentarze (1)

dosłownie jak w tytule... niestety bardziej w tę niewłaściwą stronę.

I pomyśleć, że gdzieś tam budowane i pilęgnowane fundamenty - nazwijmy to - szcześcia, w ciągu dnia może nam zepsuć jedna osoba. jeden człowiek. nawet mogłabym się pokusić o stwierdzenie, że człowiek, który nie powinien mieć wpływu na moje życie. dlaczego? a no dlatego, że nie jestem z kamienia. mam uczucia. mam wspomnienia. mam zawsze nadzieje, że jednak moje wybory, zwłaszcza partnerów, nie mogą być AŻ TAK nietrafione, mimo, iż faktycznie okazują się blędne. Ech...

Chciałam się nażreć, zajeść smutki i zżarłam pół meeega słodkiego, gęstego jogurtu... ale nie warto. Z powodu błędu i rozczarowań nie warto krzywdzić się jeszcze bardziej. 

I trzeba byśleć o tym co dobre, co wywołuje uśmiech na gębie: byli rodzice, wiem, że wspierają mnie jaki cholera. I spędziliśmy miły, przyjemny, pełen ciepła weekend. Uwielbiam te dni, kiedy mam przy sobie bliskich. Tego mój ex też nigdy nie potrafił zrozumieć, tego, że ciągnie mnie do domu, że tam czuję się bezpiecznie, a relacje z moimi rodzicami sprawiają, ze w ich towarzystwie czuję się fantastycznie. 

I będzie dobrze. Co prawda cierpi na tym moja walka z nałogiem, bo po trzech dni niepalenia znowu kopcę ale przecież to cholerstwo w końcu też kiedyś rzucę, bo w życiu powinno się dążyć do tego by pozbyć się wszystkiego co szkodzi ;)

3 grudnia 2015 , Skomentuj

Na weekend spodziewam się gości wyjątkowych- rodziców :) lubię gdy przyjeżdżają, zwłaszcza, ze ostatnio w domu bylam prawie dwa miesiące temu. 

Z uwagi na powyższe cały dzień spędziłam na sprzątaniu i zakupach. Zrobiłam sałatkę i tiramisu (nieco oszukane) na ich przyjazd, a teraz oglądam "Burleskę".

Generalnie nie jestem fanka miusicali, ale: a) jest to film, który chciałam obejrzeć od kiedy pojawił się w kinach i na który nigdy nie miałam czasu albo bylo coś ważniejszego, lepszego, ciekawszego, nowszego etc. b) ma całkiem niezłe recenzje a nominacje i nagrody tez dobrze o nim świadczą, więc chyba warto :)... no i chętnie sobie popatrzę na te piękne babeczki, pełne seksapilu i kobiece jak diabli ]:>

dzisiaj wszamane: 

6.30 standard- owsianka z dodatkami + kawa z mlekiem

9.30 sałatka: sałata, 100 g wędzonego łososia, pół ogórka, garść słonecznika, oliwa z sokiem z cytryni u ziołami

11.00 kawa+mleko

13.00 grapefruit

14.00 kawa+ mleko

.17.00 pierś z kury zapiekana z pomidorem i kiszoną kapustą

z kolacji zrezygnowałam z powodu późnego obiadu i próbowania sałatki i kremu do tiramisu (aaa no i zjadlam dwie kostki czekolady) - podejrzewam, ze kalorycznośc tego smakowania, chrupania itp jest porównywalna, jak nie wyższa od "normalnego" posiłku

orbitrek się patrzy ;) wskakuję, zawsze nawet te pięć minut z nim jest lepsze niż 5  spędzone na kanapie :)

2 grudnia 2015 , Komentarze (3)

Odkąd jestem sama odkrywam TO miasto na nowo. Kino, galerie, wystawy, spacery, przytulne kawiarnie i głośne kluby. Ja jednak nie jestem stworzona do siedzenia w domu bo gnuśnieję, starzeję się z godziny na godzinę i nie zauważam tego co wokół. A wokół jest naprawdę dużo rzeczy przyjemnych, pięknych i zachwycających. Uśmiecham jak głupia. Ciesze się z rzeczy małych i drobnych. I w końcu czuję, że żyję. 

Dziś byłam w kinie, na plotach, typowo babskich, przy kawce. Nie wiem, czy to ta świąteczna atmosfera ale od kilku dni jest mi po prostu przyjemnie :) rozglądam się i jestem zdziwiona bo zauważam to, czego wcześniej nie dostrzegałam. I mogę powiedzieć, że tak, jestem zadowolona. I to przekłada się na energię, którą w końcu MAM. Nie szwędam się po domu od 19 w piżamach walcząc ze snem, tylko zaczęlam funkcjonować jak normalny homo sapiens, kładę się spać w nocy, a nie wieczorem, nie ubolewam nad tym, że trzeba pozmywać, przygotować jedzenie na kolejny dzień czy zrobić zakupy. Niby nic, ale odczuwam zmianę. Fizycznie i psychicznie. 

dzisiejsze jadło:

6.20 owsianka z suszoną śliwką, goją i wiórkami kokosowymi; 2 jajka

9.30 bułka ciemna z serkiem twarogowym+ 2 plastry wędliny indyczej+ 2 plastry pomidora i sałata, kawa z mlekiem

11.00 kawa+ mleko

12.00 pomarańcz

i jedzenie miastowe:

14.30 naleśnik z kurczakiem w carry z brokułami i sosem czosnkowym

15.30 cappucino + małe ciastko (z tych, które podawane są do kawy)

18.30 napój kokosowy (teoretycznie z tych naturalnych aloe czy jakoś tak)

1 grudnia 2015 , Komentarze (5)

Zdecydowałam się na zabieg fotodepilacji. Na razie pachy. Nastraszyli mnie, że będzie boleć, a było tylko przyjemnie cieplo. Na pierwszy zabieg dostalam zaproszenie za 10 zł, kolejne 6, tj. tyle, ile zapewne potrzebują moje pachy do całkowitego wyłysienia wykupiłam w pakiecie za 690 zł, przy 100 zł zniżki. Dużo, nie dużo? Kwestia gustu i zasobności portfela. Dla mnie dużo. A jednocześnie tyle, ile wydaje palacz w przeciągu jakiś 2 miesięcy. A ja mam w zamiarze to cholerstwo pożegnać i to taki dodatkowy element motywacji. 

A tak nawiasem, swoje postanowienia powinnam gdzieś na kartce spisywać i mieć to przy sobie bo wracając z zabiegu (zrobiłam sobie jesienno- zimowy dłuuugi spacer) tak rozmyślłam, i doszłam do wniosku, że powinnam nauczyć się bardziej kontrolować swoje wydatki. I swoje życie w ogóle też zresztą...

zjedzone: 

6.30 owsianka (3 łychy + garść studenckiej, goja i skórki z jabłka obieranego dnia poprzedniego ;) z odrobiną mleka)

8.30-9.00 kawa z mlekiem, oshee kokosowe 

9.30 byłka ciemna posmarowana serkiem twarogowym, 2 plastry wędliny z piersi indora, sałata

11.00 pomarańcza, kawa z mlekiem

12.30-13.30 przechrupałam całą paczkę wafli gryczanych, co prawda pełnoziarnistre, co prawda w sumie to 8 cienkich sztuk, czyli tak jakby 4 normalne - co za tłumaczenia ;) - ale ... pisałam i chrupałam i wychrupałam pakę

15.00 jabłko, kawa z mlekiem (hmmm... kawa nie jest pożądana ale ja ją wręcz uwielbiam)

18.30 (obiadokolacja:) marchewka, sałatka: garśc sałaty, 1/3 słoiczka kiełków bambusa, pare krążków pora, pare krążków ogórka, tortellini z pesto (dwie garście- tak na oko), oliwa+ sos sojowy, zioła i sól (himalajska, taki ostatnio zakupiony wynalazek)

30 listopada 2015 , Skomentuj

No i stało sie. Moja otyłość przybrała realną, materialną postać. i to już znak, sygnał, że odwrotu nie ma, że trzeba działać i nie pozwolić się już obtłuszczać dalej.

Poszłam do pani -przesympatycznej zresztą- krawcowej, pani obmierzyła mnie, spojrzała na kiecę, powiedziała, że "no trzeba poszerzyć i to sporo" i dokonała cudu, mimo obaw, że jednak materiału nie starczy. Sprawiła, że wbijam się w tę nieszczęsną, służbową spódnicę. Niby nic, niby zwykła rzecz, pewnie pani ma z tym styczność na co dzięń, ale tak mnie to ruszyło, tak gdzieś kopnęło w to moje niewydarzone dupsko, że odwrotu nie widzę.

Tak się zastanawiam, jak to jest. Dlaczego tyjąc, nie mieszcząc się w ubrania (skutecznie upychane na dno szafy, zamiast być wyjmowane, codziennie mierzone aby w konsekwencji stały się motywacją do powrotu szczuplejszej "ja") ciągle odsuwałam myśl, że tyję, że jestem gruba, że ze szczupłej, całkiem apetycznej kobiety stałam się takim nieforemnym tworem... pamiętam, że jakieś 15 kilo temu + 5 kilo więcej niż obecnie (przy wadze 98, no pewnie w porywach do stu(wymiotuje)), tzn przed poprzednim udanym odchudzaniem, takim punktem zwrotnym były zdjęcia z wakacji. Tyłam sobie i tyłam, świadomie mniej lub bardziej, widząc narastający tłuszcz i nic z tym nie robiąc. I dopiero jak zobaczyłam się na zdjęciach, ten potworny brzuch, podwójny podbródek i tą moją "niemoją", jakby już spływającą twarz przerazilam się. I to poważnie. Tak poważnie, że na siłowni mało nie płakałam, żeby to zmienić. No i udało się. Wierzę, że tym razem też tak będzie. Kiecka- koszmar kilku ostatnich nocy, być może okaże się również tym punktem zwrotnym. 

+ przypomniałam sobie, że na początk mojej drogi z walką z kg bardzo pomagało mi zapisywanie tego co zjadłam. Szczere przede wszystkim bo z założenia oszustwo nie pomaga, a oszukiwanie samej siebie wręcz szkodzi. 

Na początku:  wstyd i upokorzenie, swoistego rodzaju zdziwienie i zawód własną osobą, głupotą i bezmyślnością. 

Z czasem: cudowna zmiana, świadoma eliminacja tego co zbędne, zmiana chemii na produkty zdrowsze i tak się samo jakoś poukladało. 

Skoro wtedy pomogło to pomoże pewnie i teraz (no napewno nie zaszkodzi).

dzisiejsze jadło: 

1. owsianka (3 łyżki płatków owsianych, garść goi, garść mieszanki studenckiej, mleko do zabarwienia)+ kawa z mlekiem / 6.30/

2. jabłko, pomarańcz + kawa z mlekiem /ok. 9.00/

3. kisiel (z torebki...) + kawa z mlekiem /ok. 12.30/

4. jajko gotowane, marchewka, kilka ok. 7-10 tortellini z pesto (standard, zanim zrobiłam obiad) /16.00/

5. wątróbka drobiowa duszona z cebulą i jabłkiem + surówka z kapusty kiszonej /po 17.00/

6. marchewka, 2 jajka na twardo, 3 plastry wędliny z piersi indyka, pół pomodora. /19.30/

+ ok. 1,5 l wody, duży kubeł herbaty zielonej z białą.

Jak miło jest pamiętać na koniec dnia co się jadło... jeszcze tydzien temu bym nie pozbierała do kupy tego co, kiedy jak i gdzie, zjadlam, podgryzła, podjadłam i posmakowałam. 

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.