Wczoraj rano dość ciężko było mi wstać i zabrać się za pracę. Zrobiłam termofor i było mi cieplutko. Nastrój by zwinąć się w kłębuszek pod kołdrą i spać. Klientka zadzwoniła o 9 i trzeba było się brać za pracę.
Dziś Krzysiek jedzie na zakupy, ale dużo nie kupi, bo jeszcze czyścimy lodówkę. Trzeba ją rozmrozić. Dziś zjemy paluszki rybne z surówką z marchwi i kapusty kiszonej oraz kotlety z chleba. Dla mnie to dość. Krzysiek coś sobie jeszcze zrobi.
Dziś się chce zabrać za moje pólki w szafie. Są trzy, ale wszystko wepchane kolanem. Są jeszcze worki w drugiej części szafy. Teraz chcę wyjąć tylko to co będę nosić teraz i zimą. Reszta do worków. Łachy wyrzucę. Nic już nie będę oszczędzać. Wszystko będę nosić i po domu. Do malowania akrylami chyba kupię specjalny fartuch, bo już masę ciuchów farbami upaćkałam i później chodziłam jak fleja. To czego nie noszę dam do worka dla PCK. Mam jeszcze dwa fotele w sypialni i naręcza ciuchów na nich. Nie wiem co zrobić z sukienkami. Mam kilka i nawet mi się podobają, ale nie wyglądam w nich dobrze. Chyba powinnam do nich schudnąć, bo teraz mnie postarzają. Mam trochę ciuchów na czas gdy schudnę. Te zostawię.
Mam problem z bielizną. Staniki mam 2 ale ich praktycznie nie noszę. Dolne niewymowne uzywam tylko bawełniane, ale one są strasznie nietrwałe. Praktycznie 2-3 prania i trzeba je wyrzucić, bo tracą kolor. Gdzie kupić coś z naturalnych tkanin, ale bardziej trwałego? Nie muszą być tanie.
Wczorajszy spacer był udany. Słońce trochę świeciło. Szło mi się dobrze, ale dalszej trasy nie wybrałam, bo bałam się psów i dzików. No i nie lubie chodzić po ulicy. Chodzimy blisko domu. Droga między drzewami, polami, ale bez psów i dziki dopiero wieczorem. Mikuś przeszczęśliwy. Krzyśka bolała trochę noga, ale wytrwał. Później zrobiłam mu Reiki.