Czerwiec był trudny. Na początku miesiąca byłam u rodziców, gdzie z dietą było umiarkowanie. Potem córka poszła do przedszkola i zaczęło się. Katar - najpierw Najstarsza, potem reszta. Młoda do tej pory chrząka i gluty ma. Po przeszło tygodniu chorowania, gdy Najstarsza ozdrowiała, posłaliśmy ją znowu do przedszkola. I to był błąd, bo w domu pojawiła się tym razem gorączka i znowu katar. Od niedzieli Najstarsza (trzy dni), środa i czwartek Średnia. Teraz tylko czekać aż Młoda zagorączkuje, a dopiero zaczęła zdrowieć po poprzednim przeziębieniu. Dosłownie ręce opadają. Myślałam, że te ciągłe choroby u przedszkolaków to mit, że dotyczy dzieci chorowitych, ze słabą odpornością. Najstarsza nie chorowała wcale, dopóki nie poszła do przedszkola.
Ostatni tydzień był najsłabszy jeśli chodzi o dietę, post zachowany, woda wypita, ale jadłam resztki i szybkie dania, szczególnie na śniadanie. Mało warzyw, za to dużo czereśni - sezon, trzeba jeść póki szpaki nie zjedzą. Zdarzyło się, że dajadałam po dzieciach, czego od początku diety nie robiłam, wpadły więc kanapka, naleśnik, makaron zwykły. Do tego stres i mało ruchu. I jest efekt w postaci ubytku 200g w tym tygodniu.
W czerwcu zgubiłam 2,8 kg. Waga nadal 60+.
Plan na wakacje - dojść do 55 kg.
Zapomniałam napisać jeszcze a propos różnych chorób. Masz pies się rozchorował, tak kasłał, że prawie płuca wypluł. Mąż zawiózł ją do weterynarza, lekarka stwierdziła, że zapalenia nie ma i dała proszki na serce. Kazała dawać przez tydzień i stwierdziła, że jak przejdzie to znaczy, że to serce i te tabletki trzeba będzie dawać stale. Nie przeszło, po kilku dniach pojechaliśmy do innego weterynarza. Pies dostał antybiotyk i leki przeciwzapalne w zastrzyku i przeszło jak ręką odjął.