Jest dobrze, bo waga idzie w dół, a kondycja powolutku, pomalutku coraz lepsza. Biegam i ćwiczę na siłce, na zorganizowanych zajęciach sportowych z trenerem. Jeśli chodzi o posiłki na diecie Vitalii to powoli mamy dosyć kaszy i ryżu. I często brakuje mi konkretu. Pieczywo pełnoziarniste i warzywa to jakby połowa z tego na co mam ochotę. A gdzie w tym białko? Czuję taki niedosyt w kubkach smakowych. Żółty ser, plaster szynki, jajko... A tu nic. A potem przychodzi taka myśl, że jak żarłam ten żółty ser, szynki, jajka to nazbierałam o 30 kg za dużo. I delektuję się tym co mi zostało na talerzu. Kasze biorę różne. Czasem je zamieniam na makaron...
I sukcesem jest picie wody. Piję jej coraz więcej i nie muszę tak często chodzić do WC przy tym. Powoli się organizm przyzwyczaja do nowego trybu.
Och, jakbym chciała umieć tak zdrowo jeść już zawsze. Schudnąć i utrzymać zdrową wagę. Jakby było dobrze, gdyby te posiłki z diety stały się normalnością, a nie koniecznością...
A gdy człowiek biegnie taki zamyślony i trafia na czyjś uśmiech - od razu biegnie się lepiej.