.....anglia dzis spalakana deszczem....przynajmniej jej poludnie....od rana na silowni spalilam dzis 1620 kcal....zauwazylam, ze spalam coraz wiecej w tym samym czasie....fakt, po miesiacu intensywnych cwiczen znacznie zwiekszylam obciazenia na tych urzadzeniach....i to pewnie stad.....w dalszym ciagu nie zaniedbuje biezni....codziennie musze zrobic swoje 10km :)))
....bylam dzis u kosmetyczki i na solarium....zrobilam obiad dziecku i zakupy....jak to wszystko ogarnelam to az sie zdziwilam, ze tak mi sie udaje to wszystko jakos zorganizowac.....
na kolacje Cez robi dzis mango....z sosem serowym, jajkiem poszetowym ( mniaaammmm ) i limonka....i pewnie sie skusze.....moze troszke tego sosu mniej poprosze co by w grzechu strasznym nie zyc i FUJa w grupie fionowej nie zaliczyc.....
waga dzis rano identyczna jak w poniedzialek....az mnie to troszke rozzloscilo....bo w koncu pot sie leje ciurkiem ze mnie na tej silowni....dieta 1000 kcal utrzymana...a na wadze nic?????
no ale okazalo sie, ze @ kilka dni wczesniej sie zjawila....wiec juz znam przyczyne zastoju....
uciekam teraz do lekcji, bo kolejny assessment zbliza sie wielkimi krokami.....eeeechhh...zachcialo sie na starosc wiedze zdobywac....buuuuuuu:P:P:P