...bo nie udało się nic od początki do końca. Nie zdążyłam na czas do sklepu, w którym miałam zrobić zakupy przygotowujące do pierwszego etapu diety Dukana, padający deszcz skutecznie zniechęcił do wyprawy na spacer i narty, utknęłam u rodziców gdzie dopadł mnie głód, który niestety z braku laku zaspokoiłam słodyczami i białym pieczywem (którego swoją drogą nie lubię), wracając poślizgnęłam się i wyrżnęłam, a ratując aparat nie żałowałam tyłka, wieczorem rozbolał mnie brzuch i okazało się że dostałam @@@ - a to jakieś absolutne rozstrojenie organizmu, biorę tabletki a przyszedł 1,5 tyg. wcześniej...coś tu nie gra. I kiedy już chciałam zakończyć ten feralny dzień, nie mogłam zasnąć z zimna, bo nie wiedzieć czemu powysiadały kaloryfery...
Ale to nie koniec. Budzę się w niedziele licząc na nowy dobry dzień ale... w domu zimno okrutnie, (dopiero w poniedziałek ktoś przyjdzie do kaloryferów), pstrykam światło - prądu brak, idę się myć wody brak! Ratunku - wieki ciemne!!!
Heh ale jestem, piszę a to oznacza, że wszystko wróciło do normy. Jest już prąd i woda, a ciepło wytworzę sobie sama, bo postanowiłam odrobić wczorajszy dzień intensywnymi ćwiczeniami. Dość marazmu! Do boju!
Jutro nowe wyzwania, dieta i zadania! Czas się do nich przygotować!